Na kolejkę przed końcem sezonu Lech Poznań jest liderem ekstraklasy! Przeskoczył Wisłę w okolicznościach nieprawdopodobnych. Na minutę przed końcem “Kolejorz” wyszedł na prowadzenie w spotkaniu z Ruchem, a minutę później gola straciła Wisła. I to w jakich okolicznościach! Mariusz Jop – człowiek katastrofa – skierował (mimo że nie był atakowany) piłkę do własnej bramki. Był to swojak, który bez dwóch zdań przejdzie do historii polskiego futbolu. Był Jojko w XX wieku, teraz jest Jop – czyli Jojko XXI wieku. Nowa, lepsza wersja. Cudów dokonuje na zamówienie. I czeka do samiutkiego końca.
Są ludzie, z którymi strach wchodzić do windy – Jop się do takich zalicza. Ten strzał był najlepszym podsumowaniem całej jego piłkarskiej kariery – i pomyśleć, że ten człowiek został wystawiony w Euro 2008 w pierwszym składzie reprezentacji Polski! Jak to mawiał Alan Shearer – “Sunday league level”. Ale co tam Euro 2008, kto by teraz o tym pamiętał. GOOD JOP! to hasło dla całego Poznania. To jest prawdziwy bohater tego sezonu. To jest człowiek, który zatrząsł całą tabelą. Jego łysa glaca powinna zostać – po śmierci – codziennie umieszczona w muzeum klubowym na Bułgarskiej i codziennie polerowana.
Wisła sama prosiła się o tragedię – przetrzymywanie w klubie Jopów, Pawełków czy Juszczyków to brak szacunku dla przeciwników. Nie można wiecznie dawać innym fory i wygrywać. Nie można bezkarnie igrać ze śmiercią. Trzeba jednak zakontraktować zawodników cokolwiek potrafiących. Lech zainwestował i dziś uśmiechnęło się do niego szczęście.
Tym szczęściem był także sędzia. Bo rozstrzygnięcia tej kolejki to także błędy arbitrów. Gol Głowackiego na 1:0 w meczu z Cracovią był absolutnie prawidłowy. Z kolei gol dla Lecha na 2:1 padł po faulu na Piechu (powinna być czerwona kartka dla Arboledy i rzut wolny dla Ruchu – to nie podlega dyskusji). Sędzia nie zareagował, puścił grę i Krivets trafił. Sytuacja była absurdalna, bo Lewandowski chciał wybić piłkę w aut, ale rozmyślił się w ostatniej chwili…
Czy się to komuś podoba czy nie, przy całym gadaniu (słusznym), że Wisła zapracowała na katastrofę, to ta katastrofa wydarzyła się na skutek błędów sędziowskich. I czy się to kibicom Lecha będzie podobało, czy nie, to – drodzy fani “Kolejorza” – wasze mistrzostwo będzie w duuuuużej mierze zasługą arbitrów. W przekroju całego sezonu – jak mogli pomóc, to pomogli, natomiast nigdy nie przeszkodzili. “Postęp mamy, jeśli chodzi o sędziowanie” – powiedział Kazimierz Węgrzyn po kolejce, która mogła potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby nie arbitrzy. Kpina.
Ale nie zrzędzimy – trochę dzięki sędziom, ale w dużej mierze dzięki sobie również. Dzięki tej wierze, że nie wszystko stracone. Tej wierze, że cuda się zdarzają. Dzięki zainwestowanym pieniądzom (Krivets). I proszę, jest, słynny, upragniony “majster”.
Wiślacy – dajcie się pocieszyć innym. Długo pracowaliście na to, by poderżnąć sobie gardło, chociaż faktycznie styl tej dzisiejszego samobójstwa jest spektakularny.