Reklama

W Londynie jak w Gdyni: 2:2

redakcja

Autor:redakcja

31 marca 2010, 23:21 • 2 min czytania 0 komentarzy

“Nieprawdopodobne emocje w Gdyni! Chyba nawet wieczorny mecz Ligi Mistrzów Arsenal – Barcelona nie przebije tego, co działo się dzisiaj na Narodowym Stadionie Rugby” – napisał podekscytowany korespondent sport.pl. Hmmm… Odważne przypuszczenie.
Mimo wszystko, jako piłkarscy laicy, uznamy, że widowisko z Emirates Stadium było ciut lepsze i jakoś bardziej trzymało w napięciu. Wynik wprawdzie identyczny, ale jakoś bardziej przemawiają do nas akcje Xaviego, Ibrahimovicia i Messiego niż Ławy, Tshibamby i Labukasa.

Mecz Arsenal – Barcelona obejrzał zapewne każdy, kto chciał go obejrzeć, więc nie będziemy się rozpisywać. Słowa określające grę Barcelony przez długie fragmenty spotkania znajdziecie w słowniku wyrazów bliskoznacznych pod hasłem “genialna”.

Rzućmy za to okiem na nasze podwórko. Arka straciła gola w 94 minucie po wyrzucie piłki z autu. W tym momencie mogło być już 3:1, ale Tshibamba zrobił z siebie Zająca i mając pustą bramkę, nie zdecydował się na strzał, tylko zaczął sobie piłkę poprawiać. To poprawianie może skończyć się tak, że za rok będzie poprawiał w lidze niżej.

Skompromitował się też sędzia Karkut, który puścił grę po zagraniu ręką w polu karnym Polonii Bytom, ale po niespełna minucie – gdy piłka była już w okolicach bramki Arki – zmienił zdanie i podyktował “jedenastkę”. Z takim refleksem facet nie nadaje się nawet do wypełniania krzyżówek. Ale z drugiej strony – to całkiem pozytywne, że nie wstydził się zrobić z siebie publicznie głupka i podjąć spóźnioną, ale jednak słuszną decyzję.

Mając do wyboru – niepodyktowanie karnego lub podyktowanie minutę za późno, wybieramy opcję numer dwa. Z bonusem – degradacją dla Karkuta.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...