Naprawdę spore wrażenie może i powinien robić Harry Kane – tydzień temu wręcz w pojedynkę rozstrzelał Stoke, ogółem w tym roku, przed spotkaniem z Evertonem, miał dziewięć bramek jeśli chodzi o ligę. I z tego co widzimy, to facet nie ma zamiaru się zatrzymać, a The Toffees musieli się o tym po prostu przekonać.
Jest 20. minuta spotkania, na boisku zbyt wiele się nie dzieje, drużyny wciąż prowadzą rozpoznanie, ale to trochę się przeciąga, kibice na White Hart Lane woleliby zobaczyć coś konkretniejszego. Skoro tak, od czego jest przecież Kane – przyjął piłkę dość daleko od bramki Evertonu, ale umiejętnie się zastawił, odwrócił, podholował i walnął. Rany, to jest piekielnie trudne, a w jego wykonaniu wygląda na skalę trudności podobnej do tej przy posmarowaniu kromki chleba masłem. Wiadomo, Robles też się mógł zachować lepiej, lecz nie odbiera to wielu zasług Anglikowi.
Była i druga bramka Kane’a – fatalnie podał Schneiderlin, Alli od razu uruchomił napastnika, no a że ten takich sytuacji nie marnuje, to w starciu sam na sam Robles był bezradny. Fajnie rozumieją się Alli i Kane – jeśli kogoś nie przekonał ten gol, to uścisk dłoni obu panów, składający się jakoś ze stu elementów, już powinien.
My thoughts on Harry Kane & Dele Alli’s celebration #TOTEVE #WTF pic.twitter.com/xwI4lo6KY0
— Kaylee TJM (@KayleeTJM) 5 marca 2017
Zresztą, Alli swoją bramkę też w tym spotkaniu zdobył – ładnie podał mu Winks, a pomocnik z bliska pokonał Roblesa. Inna sprawa, że Everton zachował się tutaj kompromitująco, grając w obronie mniej wyraźnie niż widoczne są dzieci we mgle. Wings i Alli na swoją kombinację mieli masę miejsca, dużo za dużo jak na ten poziom.
Czyli co, łatwe 3:0, pod prysznic i do domu? No, nie – goście za każdym razem dochodzili w kontakt do rywala i było to naprawdę dziwne, bo ekipa Koemana grała dzisiaj marnie. Przykład: w pierwszej połowie nie oddali żadnego celnego strzału, do pierwszego gola też strzelali kapiszonami. No, ale dwójkę na swoim koncie mają. Raz trafił Lukaku, ładne uderzenie po długim rogu i raz Valencia, po wrzutce na aferę, czy jakby powiedział Tomasz Hajto – ladze na bałagan.
Byłoby jednak mocno niesprawiedliwe, gdyby Everton wywiózł punkt, bo był dzisiaj dużo gorszy i miał masę farta, że nie przegrywał wyżej. Oczywiście, futbol ze sprawiedliwością to ma mało wspólnego, ale na nieszczęście przyjezdnych – dzisiaj nie chciał tego pokazać.
***
Jeśli City jedzie na boisko Sunderlandu, naczelnego kandydata do spadku, to spodziewamy się jednego scenariusza. Szybkie dwa ciosy, zamknięcie meczu, a potem punktowanie bezsilnego rywala. No i gdyby ktoś odpalił transmisję z takim przekonaniem, to robiłby wielkie oczy, bo Sunderland naprawdę dawał radę. Ba, to nawet zbyt skromnie powiedziane, gospodarze byli groźni i rzeczywiście chcieli City ugodzić. Zawsze jednak czegoś brakowało – Defoe trafił w słupek, a uderzenie Jonesa głową poszło za bardzo w środek.
Czarne Koty miały swoją szansę, bo przyjechał zespół z topu i był nievco rozkojarzony. Lecz jeśli tak, to trzeba z tego skorzystać, w przeciwnym razie umiejętności faworyta w końcu przeważą szalę – i dokładnie to stało się tutaj. Caballero źle wybił piłkę, ale Toure to przewidział (!), powalczył o futbolówkę i rozprowadził akcję, którą golem skończył Aguero. Później strzelił jeszcze Silva, ale sędzia nie uznał tej bramki, pokazując spalonego.
Lecz wiedzieliśmy, że koniec jest bliski, bo tak trzeba by nazwać drugą bramkę. I on w końcu nastąpił, chwilę później, ale jednak – w 59. minucie trafił Sane. Niby wiadomo, 2:0 to niebezpieczny wynik, lecz nie tutaj, nie dzisiaj. Rozumieli to kibice, którzy zaczęli opuszczać stadion.
Niczego nie przegapili – bramki już nie padły, City niby chciało podwyższyć wynik, ale bez ciśnienia, natomiast Sunderland próbował wrócić do dobrej gry z początków pierwszej połowy, jednak wynik był za dużym ciężarem. Więc scenariusz, o którym pisaliśmy na początku, został trochę zmodyfikowany, ale jednak zrealizowany.
***
Tottenham – Everton 3:2
Kane 20′, 56′, Alli 90+2′ – Lukaku 81′ Valencia 90+3′
Sunderland – Manchester City 0:2
Aguero 42,’ Sane 59′