Wdeptywanie Legii w ziemię i nieustająca szydera poskutkowała tym, że piłkarze stanęli na głowie, byle tylko przestać ich kopać. “My tym mądralom pokażemy” oraz “no dobra, już się z nas nie śmiejcie” – to najsilniejsza możliwa motywacja. Pączek biegał, Grzelak też biegał (tylko pieprzył wszystkie sytuacje, jako klasowa niedojda), wszyscy biegali i walczyli. Poskutkowało – warszawski zespół wygrał w Gdańsku 3:2. Wiadomość dnia – Inaki Astiz wygrywa od Wojtka Kowalczyka pudełko pączków! Już wkrótce może spodziewać się specjalnej przesyłki.
Po 10 minutach było 2:0 dla Lechii. Pierwszy gol padł w 27 sekundzie. Parafrazując Pączka, “założenia były takie, żeby stracić gola w 27 sekundzie”. Potem rzut karny – wiadomo, “założenia były takie, że sprokurować rzut karny”. Najważniejszym wydarzeniem tego spotkania – oczywiście oprócz samobója Kapsy na 2:2 – było chyba zdjęcie z boiska Tomasza Dawidowskiego, który demolował warszawskich obrońców, tak jak w meczach Pucharu Polski demolował wiślaków. Kiedy jego zabrakło, Legia już robiła co chciała. Zwłaszcza, że Lukjanovs – przesunięty na pozycję Dawidowskiego – zanotował w drugiej połowie NAJGORSZY INDYWIDUALNY WYSTĘP, JAKI W Ł»YCIU WIDZIELIŚMY. Łotysz stracił wszystkie piłki. Ale wszystkie nie w tym znaczeniu, że “bardzo dużo”. Tylko dosłownie – wszystkie. WSZYSTKIE.
W ogóle liczba bardzo prostych, niewymuszonych błędów popełnionych przez Lechię była po przerwie porażająca. Podanie na pięć metrów? W aut. Przerzut? W aut. Drybling? Nieudany. Wślizg? W nogi. Jedno wielkie nieporozumienie. Po części oczywiście wynikało to z presji, jaką wywierała Legia, ale bez przesady…
Legii wypada pogratulować, chociaż Pączek – wow, ależ był dzisiaj naładowany energią – niech się nie sadzi, bo chyba i tak oczywiste jest dla wszystkich, że czyszczenie Łazienkowskiej należy zacząć właśnie od niego. Tak jak Grzelak jest wiecznie kontuzjowany w nogi, tak Iwański jest permanentnie kontuzjowany w głowę, a na to schorzenie niestety nie ma lekarstwa. I operacja też nie pomoże. Drużyną raczej powinno budować się na normalnych ludziach.
A tym, którzy są jak chorągiewki i zmieniają zdanie, co do przydatności niektórych piłkarzy po takim meczu serdecznie współczujemy – za rok obudzą się mniej więcej o tej samej porze znowu z ręką w nocniku. I za dwa lata znowu.
PS Ł»enujący Mucha.