Kiedy Jana Furtoka wybrano dyrektorem kadry, nie byliśmy dla niego specjalnie sympatyczni. Napisaliśmy: “Furtok to nieporozumienie. Piłkarze to różni ludzie – są mądrzejsi, są głupsi, są światowcy i są wieśniacy (choćby mentalnie). W normalnych krajach wybiera się tych najbardziej rozsądnych, elokwentnych i ich stara się wykorzystać w piłkarskich strukturach. U nas – na odwrót. Furtok dobrze grał w piłkę, ale sorry – brakuje mu inteligencji. Dyrektorem powinien być człowiek inteligentny. Furtok nie jest”.
W tym czasie Franciszek Smuda opowiadał dyrdymały dla ludu: – To nie jest człowiek z łapanki. To Jasiu Furtok. Wie, jak pachną skarpetki, wie, kiedy boisko jest dobre, to człowiek z branży.
Nie wiemy, jakich wówczas skarpetek nawąchał się “Franz”, ale musiały nieźle poniewierać. Co się dziś okazuje? Dajmy głos selekcjonerowi: – Nie potrzebuję człowieka, który chodzi w krawaciku. Chcę mieć kierownika, który haruje dla drużyny. I takiego będę miał 15 maja.
I krótkie pytanie – czy naprawdę w Polsce nic nie może przebiegać w miarę normalnie? Czy jeśli WSZYSCY widzą, że Jan Furtok się nie nadaje, to PZPN wraz ze Smudą musi robić z niego dyrektora i silić się na karkołomne tłumaczenia? Nie można się pięć minut zastanowić? Pomyśleć – hej, skoro wszyscy wokół są przeciwko, to może mają trochę racji?
Aż się boimy, kogo Smuda wymyśli teraz? Od razu mu podpowiadamy – tak, Marek Koniarek też w życiu nawąchał się przepoconych skarpet. I nie, też się nie nadaje na dyrektora. Podejrzewamy, że gdyby zagrał w scrabble z Furtokiem, skończyłoby się po piłkarsku: zero do zera.