Pozycja Michała Probierza w Jagiellonii jest wyjątkowo słaba – jeśli ta runda nie będzie w wykonaniu “Jagi” nadzwyczajna, to szkoleniowiec może stracić pracę. Ale nie o wyniki chodzi…
Otóż Probierz straszliwie wkurzył działaczy klubu. Jesienią zeszłego roku długo negocjował z Górnikiem, nie mając na to zgody swojego aktualnego pracodawcy. Mało tego – w końcu oświadczył, że odchodzi do Zabrza i jednemu z najważniejszych działaczy przyniósł… pożegnalną flaszkę. Jakże się zdziwił, gdy usłyszał, że flaszkę to może sam sobie wypić, a w Białystoku ma kontrakt – i jeśli chce odejść, to obowiązuje go trzymiesięczne wypowiedzenie. Młody trener wściekł się. Ale trochę pokrzyczał, ponarzekał i zrobił to, co zrobić musiał – wrócił do pracy. A posadę w Zabrzu dostał Adam Nawałka.
A teraz najciekawsze. Kilka dni później, 16 grudnia, na konferencji prasowej powiedział: – Z Górnikiem jestem mocno związany, poza tym w Zabrzu mam chorego ojca i mógłbym być na miejscu. Jednak kilka dni temu dałem słowo Tomkowi Frankowskiemu, że zostaję w Jagiellonii…
“Dałem słowo, że zostaję w Jagiellonii” – dobre sobie. Trochę co innego niż: “Chciałem odejść, ale nie przeczytałem dokładnie kontraktu i okazało się, że muszę jednak zostać”. To granie na uczuciach kibiców dodatkowo zirytowało kilka osób w klubie i teraz już patrzą na Probierza zupełnie inaczej niż wcześniej… Ech, Michał, takiego zgrywasz kozaka, a nie mogłeś powiedzieć prawdy?