Informacja na razie nieoficjalna, ale prawdziwa – Komisja Licencyjna nie widzi przeszkód, żeby Arka Gdynia rozgrywała swoje spotkania na boisku ze sztuczną nawierzchnią. Jednak… zgodnie z naszymi przewidywaniami sprawa wróciła do zarządu PZPN, który musi znieść swój kretyński i archaiczny przepis, zezwalający na korzystanie ze sztucznej murawy tylko do trzeciej ligi.
W skrócie – wiadomo, że nic nie wiadomo. Inna decyzja zapaść nie mogła, po tym, jak zarząd PZPN zastosował spychologię. Teraz czas na przerzucanie gorącego ziemniaka się kończy – panowie Piechniczek i spółka albo zezwolą na uczciwą rywalizację w lidze (czego tu się obawiać – przecież piłkarsko Arka jest marniutka, oj, marniutka), albo pójdą w zaparte i postanowią wesprzeć śląskie lobby na chama, na oczach całej Polski.
Pytanie, przed jakim stanie zarząd PZPN, będzie brzmiało – skoro wszędzie można grać na sztucznej murawie (Liga Mistrzów, mecze reprezentacji), a w Polsce nie, to:
a) z Polską jest coś nie tak?
b) z całym światem jest coś nie tak?
Antoni P. wraz z kolegami muszą się zdecydować – jeśli gra na sztucznej murawie to zło, a reszta świata jeszcze o tym nie wie, to chyba pora wyjść ze swojej nory i zacząć alarmować przedstawicieli innych krajów. PZPN w trybie pilnym powinien wystosować pisma do pozostałych członków FIFA, informujące o konsekwencjach grania na takich murawach. Warto też zaalarmować Seppa Blattera, że robi wielki błąd, podpisując certyfikaty sztucznych boisk.
PS: Największy pozytyw dzisiejszego dnia – w praktyce działacze Piasta Gliwice zostali oficjalnie poinformowani, że mogą pocałować się w dupę.
PS 2: Mamy też nadzieję, że Arka wyciągnie z tej lekcji jakieś wnioski i już nigdy nikt z tego klubu nie będzie pisał takich listów, jak rok temu w sprawie ŁKS.