Robert Lewandowski bez celnego strzału na bramkę rywali w meczu Bayernu Monachium. Uwierzylibyśmy, gdyby to jeszcze było w reprezentacji, w starciu z jakimś mocniejszym rywalem, z Krychowiakiem bez formy za plecami. Ale w Bundeslidze? W dodatku w meczu z wijącym się gdzieś tuż nad strefą spadkową Werderem Brema? Nie mamy jednak zamiaru krytykować polskiego snajpera – dziś po prostu Bawarczycy zagrali bardzo średni mecz, czego dowodem dygotanie o punkty właściwie do ostatniej sekundy gry.
Recepta na rozpędzonego lidera? Okazała się nieszczególnie wyszukana. Cel pierwszy – wyłączyć Roberta Lewandowskiego. Do wypełnienia tego założenia wyznaczono trzech stoperów, a i duet środkowych pomocników grał wyjątkowo blisko Polaka. Efekt był taki, że nawet jeśli jakieś podanie już do niego dochodziło (z rzadka) to jedynym logicznym wyjściem było odegranie z powrotem do tyłu. “Lewy” nawet wówczas, gdy Werder zaczął się odkrywać miał absurdalnie mało miejsca. Inna sprawa, że o ile na początku wykorzystywał każdą sekundę z piłką (ciekawy drybling z boku pola karnego, gdy puścił sobie piłkę obok obrońcy czy odegranie piętą do Robbena), to z każdą minutą i on wyglądał gorzej – niedokładnie odgrywając czy popełniając błędy w przyjęciu.
W Bayernie jednak było dziś o wiele więcej niedoróbek. Kompletnie bez sensu wyglądały próby konstruowania ataków pozycyjnych, które zazwyczaj kończyły się bezradnym przegrywaniem piłki od Ribery’ego do Robbena i od Robbena do Ribery’ego. Zero przyspieszenia, dynamiki, przebojowości. Zero tego wszystkiego, co dziś zaoferował kibicom… Werder. To właśnie gospodarze – choć przy piłce byli kilka razy rzadziej, częściej zagrażali bramce rywali. Ustawienie 7-0-3 oparte na indywidualnych błyskach Kruse i Gnabry’ego okazało się strzałem w dziesiątkę – wystarczyły dwa-trzy podania i ratować Bayern musiał Neuer.
Werder nie przewidział jednak dwóch spraw. Po pierwsze – że kryjąc Lewandowskiego w pięciu, pewnie zdarzy się akcja, w której osamotniony będzie Robben. Po drugie – że przy stałych fragmentach nawet potrojenie krycia nie da żadnego efektu. Po pół godziny po rajdzie Ribery’ego i przyśnięciu bocznych obrońców pierwszego gola strzelił Arjen Robben, domykając dogranie wzdłuż bramki fantastycznym strzałem po widłach. W doliczonym czasie gry pierwszej połowy z rzutu wolnego z prawej strony boiska huknął Alaba. Mierzone, dokręcone uderzenie lewą nogą obiło jeszcze słupek i trafiło do siatki. Konsekwencja w tyłach, zasieki w defensywie, neutralizacja Lewandowskiego… Niestety dla Bremy, na Bayern to wciąż za mało.
Paradoksalnie lepiej Werder wyglądał w drugiej odsłonie, gdy pozwolił sobie na nieco bardziej ofensywną grę. Boczni obrońcy, na początku skupieni na walce z duetem skrzydłowych Bayernu po przerwie sami częściej atakowali, dając tym samym więcej miejsca zawodnikom ofensywnym. Do kapitalnych sytuacji dochodzili Gnabry (źle uderzył w czystej sytuacji po prostopadłej piłce w pole karne Neuera) i Kruse (potężny wolej lewą nogą przeleciał nad poprzeczką). W końcu musiało się to skończyć golem – zaliczający bardzo udane zawody Kruse ośmieszył Alabę prostym zwodem i pewnie pokonał bramkarza Bayernu.
Zapachniało sensacją, a zapach był tym intensywniejszy, im głębiej cofał się Bayern. Pod bramką Werderu nie działo się już właściwie nic, wymiana Robbena i Ribery’ego na Comana i Costę zamiast ożywienia przyniosła chaos. Kiepsko grał środek, który nie panował nad grą, nie regulował tempa, zamiast tego dopuszczając do kolejnych celnych podań do Garcii i Bauera wjeżdżających na skrzydłach. Na szczęście dla podopiecznych Carlo Ancelottiego – czyścili Hummels i Javi Martinez. Liderowi udało się utrzymać prowadzenie, a wobec tego i przewagę nad drugim w tabeli RB Lipsk. Ale forma zespołu polskiego napastnika – na razie bardzo daleka od tego, do czego przyzwyczaił nas mistrz z ostatnich czterech sezonów Bundesligi.
KUP KSIĄŻKĘ “CARLO ANCELOTTI. DYSKRETNE PRZYWÓDZTWO” W SKLEPIE WESZŁO
***
W pozostałych meczach na uwagę zasługuje obecność Kamila Wojtkowskiego na ławce rezerwowych RB Lipsk. Co prawda były piłkarz Pogoni Szczecin nie zadebiutował, ale przyznajemy – nie spodziewaliśmy się, że jeszcze w ogóle o nim kiedykolwiek usłyszymy. Gość jednak był na tyle ambitny, uparty i konsekwentny, że nie tylko nie zaginął w zalewie diabelnie utalentowanej młodzieży z Lipska, ale wręcz zaczyna się na jej tle wyróżniać – bo jako wyróżnienie należy traktować włączenie go do kadry dorosłego zespołu. RB nie bez problemów ograło u siebie Hoffenheim i utrzymało dystans do Bayernu.
Jakub Błaszczykowski? Zagrał ledwie 18 minut – Wolfsburg przegrywał już wtedy 1:2 z Augsburgiem i taki wynik utrzymał się do końca. Cały mecz zagrał z kolei Paweł Olkowski, którego FC Koeln ograło 6:1 Darmstadt. Po akcji Polaka padł jeden z goli a bramkę i asystę zaliczył też Rudnevs. Warto tutaj jednocześnie zaznaczyć – wielu obawiało się, czy Olkowski utrzyma miejsce w składzie po przejściu z systemu 3-4-3 na 4-4-2 i jeśli tak – jak sobie w takich okolicznościach poradzi. 6:1, 90 minut, podanie po którym padł gol. Chyba nie było tak najgorzej.
Fot.FotoPyK