Bukmacherzy nie dawali mu najmniejszych szans. Za jego zwycięstwo płacili ponad 6:1. Miał być tylko mięsem armatnim dla rozstawionego z siódemką Marina Cilicia. A jednak, Jerzy Janowicz był o włos od sprawienia gigantycznej niespodzianki. Ostatecznie po pięciu setach przegrał w pierwszej rundzie Australian Open, ale udowodnił, że na dobre wrócił do gry.
Janowicz przez ostatnie miesiące głównie leczył kontuzję. W międzyczasie rozstał się z trenerem, głośno było także o jego problemach z uzależnieniem od gier komputerowych. W internecie furorę robiło nagranie, na którym Jerzy po przegranej partii Counter Strike’a demoluje klawiaturę.
Wielu powątpiewało, czy Janowicza stać na powrót do poważnego tenisa. Polak – po roku, w którym grał bardzo mało i bardzo słabo – spadł na 273. miejsce w rankingu ATP. W Melbourne wystąpił tylko dzięki zamrożonemu rankingowi (dla zawodników po kontuzji). I był bardzo bliski sprawienia sensacji. Podobnie jak trzy lata temu, kiedy w Pucharze Davisa także postawił się Ciliciowi i przegrał dopiero po zaciętej pięciosetówce.
W Melbourne zaczęło się od tego, że Polak szybko wygrał dwa pierwsze sety. Dla faworyta to musiał być szok. Niestety, chorwacki mistrz US Open w porę zdołał się obudzić. Wziął się mocno do roboty i zaczął krok po kroku osiągać przewagę. Wygrał kolejne trzy partię i cały mecz. Szkoda, że w piątym secie znów dała o sobie znać wybuchowa natura Janowicza. Polak dał się sprowokować jednemu z chorwackich kibiców, który ewidentnie starał się mu przeszkodzić w grze. Udało się. Przez dłuższy czas łodzianin skupiał się głównie na sprzeczce z nim, zamiast na walce z Ciliciem. Zanim skoncentrował się z powrotem na meczu, było już 0:3. Jerzemu na pocieszenie został fakt, że zrobił dobre wrażenie oraz zarobił 50 tysięcy dolarów, które dla zawodnika po kontuzji będą bardzo dużą pomocą.
Dla Janowicza to kolejna porażka, ale zupełnie inna od poprzednich. Polak w oficjalnych meczach cyklu ATP nie wygrał od października 2015 roku, w rankingu spadł w tym czasie o ponad 200 miejsc. Dziś pokazał jednak, że nadal ma potencjał, okazało się także, że znów jest głodny gry. Zabrakło naprawdę niewiele do sprawienia sensacji. Trzeba przyznać, że Jerzy nie ma też szczęścia w losowaniach, bo to drugi z rzędu turniej wielkoszlemowy, w którym gra z zamrożonym rankingiem i wpada w pierwszej rundzie na przeszkodę praktycznie nie do pokonania – we wrześniowym US Open jego rywalem był Novak Djoković. Janowicz, który do tamtego meczu przygotowywał się walcząc z rywalami z okolic 300. miejsca w challengerze w Niemczech, urwał liderowi rankingu jednego seta (jedyny set, stracony przez Serba aż do półfinału). Teraz Polak wygrał dwie partie z Ciliciem. Jurek, do trzech razy sztuka!