Lipiec 2016. Dmitri Payet gra turniej życia, trafia do kilku jedenastek Euro 2016 i staje się jednym z najgorętszych nazwisk na rynku. Błyskawicznie ucina jednak jakiekolwiek spekulacje o transferze. Po pierwsze – kilka miesięcy wcześniej podpisał kontrakt do 2021 roku, pokazując niejako, jakie są jego plany na przyszłość. Po drugie – szybko po turnieju ogłosił w mediach, że na sto procent zostaje w West Hamie. Nie zapomniał przy okazji podkreślić, jak bardzo kocha klub i jak dobrze się w nim czuje. Generalnie – wszystko wskazywało na to, że nigdzie nie zamierza się ruszać. Dostał dużą podwyżkę, wydawał się szczęśliwy, doceniony. Sielanka.
Po pół roku sytuacja uległa jednak drobnej zmianie.
Wprawdzie nie posądzamy Dimitri Payeta o to, że w ogóle kojarzy Aleksandara Prijovicia, ale zupełnym przypadkiem Francuz powtórzył wyczyn Szwajcara z ostatnich dni. Puścił focha i uznał, że nie będzie już grał dla West Hamu. Wysłał klubowi komunikat – albo sprzedajecie mnie gdzieś, póki nie skończyło się okno, albo będziecie musieli utrzymywać niezadowolonego gościa, któremu przechodzi ochota do piłki. Na dzisiejszej konferencji prasowej na szczerość zdobył się Slaven Bilić: – Mam problem jednym z zawodnikiem. To Dimitri Payet. Chce odejść. Zakomunikowaliśmy, że nie będziemy pozbywać się naszych najlepszych piłkarzy, lecz Payet nie chce u nas grać. Nie zamierzamy go jednak sprzedawać. To dla nas nie jest kwestia pieniędzy. Zaoferowaliśmy mu długoterminowy kontrakt, gdyż chcieliśmy się z nim związać na długi czas.
Klub nie wyobraża sobie West Hamu bez Payeta, Payet nie wyobraża sobie kariery w West Hamie. Powstał pat.
Zawsze mamy problem z oceną takich sytuacji. Z jednej strony wiemy, że nikt nie stał z pistoletem przy głowie, gdy Payet podpisywał umowę na kilka ładnych lat do przodu. A skoro złożył parafkę – ma wykonywać swoją robotę i tyle. Z drugiej… niejako rozumiemy, że można się zbulwersować. Jakkolwiek spojrzeć, gościa chce cała Anglia i pół Europy – wypromował się, walka o utrzymanie w Premier League przestała go już rajcować. Payet bez problemu znalazłby topowy klub, który wyłoży za niego kilkadziesiąt baniek. W Londynie jednak ani myślą o sprzedaży – jest nasz i ma grać tutaj, koniec. Nawet jeśli na stole będzie leżała gigantyczna kasa.
Payetowi wojenka może się udać, bo na żółtodzioba w wymuszaniu transferów nie trafiło – buntował się i w Nantes, gdy nie uśmiechała mu się gra w Ligue 2 po degradacji, i w Saint-Etienne, gdzie zakotwiczył zdecydowanie zbyt długo i w natłoku kolejnych zapytań z Premier League stracił w końcu cierpliwość (ostatecznie wylądował w rezerwach). Pytanie, co teraz z Francuzem zrobić. Ubić na nim jeszcze jakąś forsę i puścić go w świat czy trzymać i liczyć na to, że wkrótce mu się odmieni?
My szlibyśmy w kierunku pierwszej opcji. Wygląda na to, że mamy do czynienia z gościem, któremu fochy tak łatwo nie przejdą.
Fot. FotoPyK