Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

redakcja

Autor:redakcja

22 listopada 2016, 14:04 • 5 min czytania 0 komentarzy

Czasami bierze człowieka na wspominki. Był listopad 2001 roku, prowadzona przez Jerzego Engela reprezentacja Polski szykowała się do towarzyskiego meczu z Kamerunem. Tradycyjnie przejrzałem listę powołań rywali, bo to najprostszy sposób na znalezienie tematu. I temat znalazł się momentalnie, wręcz sam wepchnął się w łapska.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Guy Armand Feutchine.

Przecież ja to nazwisko znam! Były zawodnik Wisły Kraków i Cracovii, jeden z pierwszych Murzynów w historii naszej ligi. I on teraz – już jako zawodnik PAOK-u Saloniki – jest reprezentantem Kamerunu. Całkiem smaczna historia.

Sobie tylko znanym sposobem – zabijcie mnie, ale nie pamiętam jak – zdobyłem numer telefonu do Feutchine. Albo raczej ja zostawiłem mu swój numer, a on po prostu któregoś dnia oddzwonił. To akurat mam przed oczami: zatelefonował z samego rana i gdy powiedziałem coś po angielsku, od razu zaprotestował – że on grał w Polsce i zna polski i woli mówić w naszym języku, to sobie jeszcze go odświeży. Umówiliśmy się na spotkanie podczas zgrupowania reprezentacji, w Leverkusen.

(Leverkusen pamiętam dobrze, bo w hotelu odkręciłem kurek i nalewałem wodę do wanny, ale… usnąłem. Obudziłem się, gdy w całym pokoju powstało jeziorko. Wierzcie mi, suszenie wykładziny suszarką do włosów to nie jest najlepszy pomysł)

Reklama

Feutchine Kamerun fot.: Krzysztof Stanowski --- Newspix.pl *** Local Caption *** www.newspix.pl mail us: info@newspix.pl call us: 0048 022 23 22 222 --- Polish Picture Agency by Axel Springer Poland

Feutchine (nie wiem, czemu zrobiłem mu zdjęcie przy WC) okazał się przesympatycznym, kapitalnym wręcz człowiekiem, niezwykle szczęśliwym z tego powodu, że ktoś w Polsce o nim pamięta i chce napisać tekst. Jednego dnia pojechaliśmy na mecz towarzyski, zdaje się, że do Duisburga, gdzie rywalem Kamerunu miała być Borussia Moenchengladbach (z Marcinem Mięcielem w składzie). Jakoś w końcówce niemiecki klub miał rzut karny, a Feutchine szeroko się uśmiechnął i powiedział do mnie: – Zobacz, nie będzie gola. Na pewno nie będzie gola. On zawsze broni!

Z bramki zszedł już potężny Jacques Songo’o, a zastąpił go patyczkowaty nastolatek.

– Na pewno obroni, hahaha! Na pewno! – śmiał się Feutchine. On generalnie śmiał się cały czas (no, poza tym krótkim momentem, gdy robiłem mu zdjęcie).

I rzeczywiście – obronił. Patyczkowaty golkiper nazywał się Carlos Kameni i miał wtedy 17 lat. Piłkarze Kamerunu mówili, że jest fenomenem.

Piętnaście lat później znowu jesteśmy w tym samym miejscu – na stadionie Camp Nou. On na boisku, ja na trybunach. Kameni, jak to ma w zwyczaju, przeciwko Barcelonie rozgrywa fantastyczny mecz i ratuje Maladze wynik 0:0. Myślę sobie, jaki ten świat jest mały, wszyscy się ciągle mijamy i trafiamy na siebie w najmniej spodziewanych okolicznościach. W ostatniej minucie meczu żałuję, że go wtedy – w 2001 roku – nie udusiłem.

Reklama

* * *

Zrzut ekranu 2016-11-22 o 13.49.44Wtedy w Duisburgu zanim rozpoczął się mecz, trening kończył miejscowy MSV. A na testach nasz wyjątkowo zdolny nastolatek, też określany mianem fenomenu, mistrz Europy do lat 18 – Rafał Grzelak. Ale dzisiaj Rafała nie spotkamy ani w Niemczech, ani tym bardziej w Hiszpanii na Camp Nou, tylko w Chojnicach.

Jeszcze wtedy nie brakowało całkiem poważnych i kompetentnych ekspertów, którzy gdyby mieli odpowiedzieć na pytanie, kto zrobi większą karierę – Grzelak czy Kameni – postawiliby na Polaka. Tymczasem on jest poza poważnym futbolem od… Hmm, sam się zastanawiam, od kiedy. Od 2009 roku? A może od 2007?

* * *

W internecie natrafiłem na fragmenty mojego tekstu z wypowiedziami Feutchine. Mówił cały czas po polsku i starałem się oddać jego sposób konstruowania zdań, co może nie było najlepszym pomysłem. W każdym razie kilka cytatów poniżej…

W Kamerunie średnio piłkarz zarabia około stu dolarów miesięcznie. W Polsce na dzień dobry miałem pensję 700 dolarów. Ale w Kamerunie za 100 dolarów mogłem żyć cały miesiąc. A w Polsce? Zrobiłem duże zakupy i nie ma! Nie ma pensji! Wszystko się rozeszło. Dla przykładu – w Kamerunie puszka coca-coli kosztuje około 50 gr. U was jakieś dwa złote. W Polsce tak na co dzień nie byłem bogaty.

Jak już byłem w Krakowie, przyjechał do klubu Emmanuel Olisadebe. Menedżer Wisły, pan Kapka, powiedział: ”Feutchine, nie mamy dla niego mieszkania, może u ciebie się zatrzyma?”. Ja odparłem: ”Pewnie, czemu nie?”. No i mieszkaliśmy razem półtora miesiąca. Zaprzyjaźniliśmy się. Ale Emmanuel tych testów nie zdał. To znaczy Wojciech Łazarek powiedział: ”nie!”. (…) Ja wiedziałem, że to dobry piłkarz. Ja mam oczy. On był szybki. On był dobry technicznie.

W Krakowie na testach był też… Geremi z Realu Madryt! Przyjechał do Polski cztery dni przede mną. I mu powiedzieli, że jest słaby. Teraz jest w Realu. Ja nie wiem, czy wasi trenerzy niedowidzą, czy jak? Ale jak piłkarz jednego dnia nie może zyskać uznania w oczach trenera słabej polskiej drużyny, a następnego przez Turcję trafia do Realu, to chyba coś tu jest nie tak i ktoś tu się nie zna na swojej robocie. Albo nie znają się ci z Realu, albo ci z Hutnika…

Ja w Polsce lepiej z dziewczynami żyłem, niż z chłopakami. Bo chłopaki to głównie chcą pić piwo, a dziewczyny chcą rozmawiać. Polskie dziewczyny potrafią słuchać. To polega na tym, że dziewczyny słuchają, a ty je czegoś uczysz. I one są zafascynowane tym, co opowiadasz. Miałem dużo dziewczyn w Polsce, ale wiesz, wtedy nie byłem żonaty. Z jedną nawet byłem półtora roku. Zakochałem się. Polskim dziewczynom podobają się Murzyni, bo dużo czarnych nie ma w Polsce. I znalezienie dziewczyny nie było problemem. Żadnym.

* * *

Im częściej z trybun oglądam Gerarda Pique, tym bardziej się nim zachwycam. Są piłkarze, których wpływu na mecz telewizja nie oddaje. Jednym z nich był np. Andrea Pirlo, którego docenić można było w stu procentach dopiero po obejrzeniu na żywo. I kimś takim jest też Pique – obrońca totalny, o niebywałym wpływie na funkcjonowanie całego zespołu, zjawiskowo czytający grę i niebywale przydatny w rozprowadzaniu akcji. Po raz pierwszy doceniłem go w tym stopniu podczas kompletnie kiszkowatego meczu Ligi Mistrzów z Benficą, w ostatniej kolejce fazy grupowej (co jest o tyle ważne, że Barcelona wystawiła słaby skład i generalnie nie przemęczała się). Do przerwy nie dało się na to spotkanie patrzeć, w grze zespołu nie funkcjonowało zupełnie nic. I dopiero gdy wszedł Pique, wszystko zaczęło się kleić.

Pique na żywo to piłkarskie delicje.

* * *

Na koniec ważna sprawa. Wydawnictwo SQN chce zaprosić do Polski Andresa Iniestę. Co ważne – nie tylko chce, ale podobno naprawdę jest na to szansa. Aby plan się powiódł, potrzebna jest wasza pomoc. Obejrzyjcie poniższy filmik, a dowiecie się wszystkiego (i może wygracie wycieczkę do Barcelony).

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

0 komentarzy

Loading...