Koniec piłkarskiej kariery, czyli moment, w którym przychodzi czas na wyjście spod ochronnego parasola i rozpoczęcie bolesnego nieraz procesu wynajdowania swojego życia na nowo. Coraz częściej jednak zawodnicy po zawieszeniu butów na kołku nie ograniczają się jedynie do pozostawania przy piłce, czerpania profitów z poczynionych inwestycji czy ciułania drobnych na pielęgnowanie nałogów.
Niejednokrotnie zaczynają się oni po prostu realizować w pasjach, którym nie mieli czasu w pełni oddać się podczas zawodowego grania w piłkę. Wyjątku w tym przypadku nie stanowi także muzyka. Już jakiś czas temu pisaliśmy o szalejącym za konsolą Gaizce Mendiecie czy Danim Osvaldo, który dla muzyki postanowił nagle rzucić piłkę w sto diabłów.
Największy sukces w tej branży odniósł jednak ostatnio José Manuel Pinto. Były rezerwowy golkiper Barcelony w świecie muzyki działać zaczął jeszcze przed zakończeniem kariery. Dziś zaś ma okazję święcić swój pierwszy wielki pozapiłkarski triumf. Właśnie został on bowiem – choć gwoli ścisłości trzeba przyznać, że nieco rykoszetem – laureatem nagrody Latino Grammy.
Żeby było jasne – nie jest to osiągnięcie, którym może pochwalić się pierwszy lepszy ściągnięty z ulicy artysta. Przeciwnie – mówimy o jednym z najbardziej prestiżowych wyróżnień dla artystów tworzących muzykę iberyjską i iberoamerykańską. Wystarczy zresztą zobaczyć, w jakim towarzystwie podczas odbywającej się w Las Vegas ceremonii miał okazję obracać się Pinto. Z największych sław zabrakło tylko jednej laureatki – Shakiry.
Nawet jeśli były bramkarz “Blaugrany” nie musiał samemu stawać za mikrofonem czy brać w ręce jakiegokolwiek instrumentu, to jednak właśnie jego wytwórnia o nazwie “Wahin Makinaciones” była w pełni odpowiedzialna za produkcję płyty “Ámame como soy” znanej w Hiszpanii piosenkarki, Niñii Pastori. Płyty, która w Stanach okrzyknięta została najlepszym albumem roku z gatunku Flamenco.
Choć statuetkę do domu i tak zabierze Pastori, to mimo wszystko Pinto naprawdę ma się z czego cieszyć. Jego wkład w cały sukces jako producenta jest bowiem bez cienia wątpliwości nie do przecenienia. Zresztą, jeśli mamy pozostawać całkowicie szczerzy, będziemy się upierać, że był on na pewno zdecydowanie większy niż przy okazji regularnie dopisywanych sobie do CV trofeów zdobywanych przez Barcelonę.
Na sam koniec zostawiamy was jeszcze z jednym z kawałków ze zwycięskiego krążka, którego powstanie koordynował Pinto: