Wielu kroczy po tej planecie ludzi, którzy z czasem dochodzą do wniosku, że z kopania za grosze na marnym poziomie chleba nie będzie. Jednym brakuje szczęścia, drugim zdrowia, a jeszcze innym najzwyczajniej w świecie umiejętności. Tak oto ci, którzy przed chwilą marzyli o zrobieniu wielkiej kariery, zostają strażakami, policjantami, nauczycielami czy też zaczynają dorabiać się kokosów w innej branży.

Nowy trend postanowił jednak wyznaczyć wczoraj Dani Osvaldo. Były gracz między innymi Juventusu, Romy czy Interu stwierdził, że czas najwyższy kończyć tę farsę i dać sobie spokój z futbolem. W deadline day odrzucił jeszcze ofertę Chievo i postanowił skupić się na robieniu kariery… muzycznej.
Nie jest tajemnicą, że urodzony w Buenos Aires napastnik raczej nigdy nie miał zbyt równo pod kopułą. Choć talentu czysto piłkarskiego nie można było mu odmówić, stanowi on podręcznikowy przykład ananasa, u którego głowa nie zawsze szła w parze z nogami i który wyjątkowo często tracił kontakt z bazą. Czerwone kartki, bijatyki z kolegami z zespołu, stawianie się klubowym legendom, kłótnie z trenerami, i tak dalej, i tak dalej… Lista jego wybryków jest długa. Szerzej poczytać możecie o nich zresztą W TYM MIEJSCU.
Tak czy inaczej, mówimy, bądź co bądź, o zaledwie trzydziestoletnim gościu, czternastokrotnym reprezentancie Włoch, który jeszcze dwa sezony temu strzelał gole dla Interu, a wcześniej za całkiem niezłą kasę przechodził najpierw do Romy, a następnie do Southampton. Choć z racji niesfornego charakteru Osvaldo był niejednokrotnie przeganiany z kolejnych klubów, mimo wszystko będziemy upierać się, że w perspektywie miał jeszcze przed sobą ze dwa-trzy sezony gry może nie na topie, ale na dość solidnym poziomie.
W odróżnieniu od innego włoskiego gagatka – Mario Balotellego – Osvaldo zamiast podjęcia próby odbudowy kariery w Lechii Gdańsk mniej renomowanym – choć przecież występującym na najwyższym szczeblu rozgrywkowym – klubie, postanowił jednak rzucić piłkę w kąt i zająć się czym innym. Doszedł on bowiem do wniosku, że już najwyższa pora zacząć realizować się zawodowo w innej ze swoich pasji, czyli muzyce.
Powód takiej a nie innej decyzji? Cóż, raczej nie należy doszukiwać się w tym wszystkim przesadnej głębi. Najprawdopodobniej była to bowiem kwestia zwykłego widzimisię. Dziś jestem piłkarzem, jutro muzykiem. Tyle w temacie. Jednym słowem – cały Osvaldo. W całej tej sytuacji staramy się wyobrazić sobie jedynie przebieg rozmów działaczy Chievo z zawodnikiem. Chcielibyśmy widzieć miny włodarzy klubu z Werony w momencie, gdy dowiedzieli się, że Dani zamiast gry w Serie A woli zająć się nagrywaniem kawałków. Zastanawiamy się, jak sami zareagowalibyśmy na odmowę w podobnym stylu. Zastanawiamy się i nie mamy zielonego pojęcia. Zbyt duża abstrakcja.
Krytykować Daniego naturalnie nie zamierzamy. Nie nasz cyrk, nie nasze małpy. Jeśli czuje, że na tę chwilę w większym stopniu jest w stanie spełnić się w zespole nie piłkarskim, a muzycznym – droga wolna. Dowodem, że tego typu pomysł na siebie wcale nie musi być skazany na porażkę jest chociażby Gaizka Mendieta, który z powodzeniem realizuje się w roli DJ’a. Tak czy inaczej, dalecy bylibyśmy od kategorycznego wykluczania możliwości, że za jakiś czas po raz kolejny zobaczymy Daniego Osvaldo na murawie.