Za nami cztery kolejki eliminacji do mundialu w Rosji, a to dystans, po którego przebyciu, spokojnie można pokusić się o wyciąganie wniosków. Pierwszy i absolutnie najważniejszy jest taki – reprezentacja Polski mknie w kierunku awansu na kolejną wielką imprezę i na dziś nie za bardzo widać kogoś, kto byłby w stanie znienacka wsadzić nam kij w szprychy. Podobny komfort dotyczy jeszcze kilku innych ekip na Starym Kontynencie, a pozostałe zazdroszczą i marzą o takim statusie.
No właśnie – przyjrzeliśmy się sytuacji w poszczególnych grupach i z 54 ekip, które biorą udział w eliminacjach w strefie europejskiej, postanowiliśmy wyróżnić siedem największych zaskoczeń – zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Zaczynamy od tych pierwszych.
IRLANDIA (1. miejsce w grupie D)
Ich siłę znamy doskonale, wszak mierzyliśmy się z nimi i pokonaliśmy w walce o bilety na Euro. Później Irlandczycy zgarnęli je dzięki wygranej w barażach. We Francji wyszli z grupy dzięki remisowi ze Szwecją i wygranej z Włochami, w 1/8 wyeliminowali ich Francuzi. Bez szału, ale przyzwoicie. Po turnieju doszło do dwóch, jakkolwiek patrzeć bardzo ważnych wydarzeń w irlandzkim futbolu reprezentacyjnym:
1. z występów w kadrze zrezygnował Robbie Keane, rekordzista pod względem liczby meczów (146) i liczby strzelonych goli (68),
2. z występów w kadrze zrezygnował Shay Given, zajmujący drugie miejsce wśród piłkarzy z największa liczbą meczów (125).
Nawet jeśli w ostatnim czasie obaj nie odgrywali już większej roli w drużynie (Keane w poprzednich eliminacjach strzelił pięć bramek, ale wszystkie Gibraltarowi, Given w ich trakcie stracił miejsce między słupkami na rzecz Darrena Randolpha), to kończył się pewien rozdział.
Irlandia już bez swych legend radzi sobie jednak świetnie. O ile remis z Serbią, minimalna wygrana z Gruzją i pokonanie Mołdawii to rezultaty, które napawały optymizmem w wersji light, o tyle już wygrana na wyjeździe z Austrią po golu McCleana – to wynik, który pozwolił zająć pole position przed kolejną częścią wyścigu. Trudno wyróżniać indywidualnie któregoś z Irlandczyków – są mocni jako kolektyw.
SERBIA (2. miejsce w grupie D)
Sąsiedzi Irlandczyków w tabeli, lokata ta w tym przypadku również jest trochę zaskakująca, gdyż za plecami są przecież półfinaliści Euro Walijczycy i dysponujący mocnym składem Austriacy. Druga z tych reprezentacji gra w tych eliminacjach właśnie tak, jak Serbowie w poprzednich latach – zawsze były nazwiska, ale nie było drużyny.
Efekty?
– brak awansu na Euro 2016 po zajęciu czwartego miejsca w 5-zespołowej w grupie (za Portugalią, Albanią i Danią),
– brak awansu na MŚ 2014 po zajęciu trzeciego miejsca w grupie (za Belgią i Chorwacją),
– brak awansu na Euro 2012 po zajęciu trzeciego miejsca w grupie (za Włochami i Estonią).
Trzy turnieje z głowy, chyba najwyższa pora się przełamać. Grupa eliminacyjna mocniejsze niż poprzednie, ale nie przeszkadza to krewkim Serbom w regularnym punktowaniu. 2 zwycięstwa i 2 remisy, przy czym wygrany mecz na styku z Austrią i remis z Walią na wyjeździe (wywalczony 5 minut przed końcem) to skarby w kontekście dalszej fazy rozgrywek. Ivanović, Kolarov, Matić i Tadić w końcu mogą przestać być kandydatami do “11” największych nieobecnych turniejów.
GRECJA (2. miejsce w grupie H)
Pokolenie mistrzów Europy już definitywnie odeszło w niepamięć. Kariery wciąż kontynuują już tylko dwaj piłkarze, którzy byli częścią złotej drużyny Rehhagela, ale ani 35-letni napastnik Dimitrios Papadopoulos, ani tym bardziej 42-letni bramkarz Konstantinos Chalkias, od dawna nie są już w stanie pomagać kadrze. Teraz Grecja to stosunkowo młoda, głodna sukcesów nawiązujących do wydarzeń sprzed ponad dekady drużyna.
Sęk w tym, że w czasie poprzednich kwalifikacji była pośmiewiskiem całej Europy. Dwa razy przegrała z Wyspami Owczymi i zajęła ostatnie miejsce w grupie, nawet właśnie za tym słabeuszem, który przerżnął wszystkie pozostałe mecze. Trzech trenerów prowadziło ekipę w trakcie tych eliminacji, ale Claudio Ranieri, Konstantionos Tsanas i Sergio Markarian albo nie mieli pomysłu na drużynę, albo nie potrafili wprowadzić go w życie. Udaje się to dopiero Michaelowi Skibbe. Co prawda na dzień dobry przegrał z Luksemburgiem w meczu towarzyskim, później jeszcze z Turcją, Islandią i Australią (trzy razy w międzyczasie też wygrał), ale już w eliminacjach jego drużyna wystrzega się wpadek. Wygrała z Gibraltarem, Cyprem i Estonią, wczoraj wydarła punkt Bośni i Hercegowinie. Meczem prawdy będzie marcowe spotkanie z Belgami, ale chyba można już mówić o powrocie na właściwe tory.
CZARNOGÓRA (2. miejsce w grupie E)
W przeciwieństwie do wyżej wymienionych drużyn Czarnogórcy mają porażkę na koncie – w ostatniej kolejce ulegli Armenii i to w sposób przedziwny, budzący podejrzenia. Prowadzili 2-0, kontrolowali mecz (10 okazji bramkowych w pierwszej połowie, przy dwóch rywali), a przegrali 2-3, ostatniego gola tracąc w 93. minucie. Ale o tym, że są bardzo groźni świadczy a) remis wywieziony z Bukaresztu, b) wygrana w Kopenhadze i c) rozgromienie Kazachstanu 5-0.
Dlaczego ich postawa to zaskoczenie? Ano dlatego, że trzy ostatnie lata w wykonaniu Joveticia i spółki to jakiś dramat. Łącznie wyglądało to przed startem eliminacji w ten sposób: 21 spotkań, 4 zwycięstwa, 5 remisów, 12 porażek. A przyjrzenie się wynikom bliżej, wywoływało nie lada zdziwienie…
– porażka 2-5 z Mołdawią,
– bezbramkowy remis z Liechtensteinem,
– porażka 1-4 z Macedonią.
Albo mizeria, albo po prostu wstyd. Tak wyglądała rzeczywistość reprezentacji Czarnogóry przez 36 miesięcy. W porównaniu z tym okresem, dziś jest pięknie, nawet biorąc pod uwagę pogubione punkty z Armenią. Trzeba na nich uważać.
*
Dobra, dość chwalenia. Teraz ekipy, który zawodzą…
NORWEGIA (5. miejsce w grupie C)
Porażka z Niemcami – wiadomo, trzeba to kalkulować. Porażka ze słabymi obecnie Czechami – ok, zdarza się. Porażka z Azerbejdżanem – wstyd jak z Baku do Oslo. Trzy punkty udało się ugrać tylko z San Marino, a pamiętajmy przecież, że do 77. minuty było 1-1!
Dziwne, bo personalnie to nie jest słabeusz. Wiadomo, że jest tam znacznie więcej drwali niż artystów, ale przecież kilku gości gra na co dzień w Premier League.
Tymczasem jeśli w marcu nie uda się przywieźć punktów z Belfastu, eliminacje będzie można w zasadzie już spisać na straty. Kolejne eliminacje, bo ostatni raz na dużym turnieju byli za czasów Ole Gunnara Solskjaera, Tore Andre Flo i Henninga Berga. Czyli w 2000 roku.
AUSTRIA (4. miejsce w grupie D)
Uczestnik Euro, drużyna, która jak burza przeszła przez poprzednie eliminacje. Austriacy mimo nieudanego turnieju nie zrezygnowali z usług Marcela Kollera i chyba powoli zaczynają żałować. W zasadzie poza Christianem Fuchsem, który nie chce już otrzymywać powołań, nazwiska są te same, ale wyniki znacznie gorsze.
Zaczęło się zgodnie z planem, od wygranej z Gruzją. Nawet nie w wielkich bólach, mecz w zasadzie został zamknięty w pierwszej połowie. Później remis z Walią, też przyjemny rezultat. Spieprzyło się w dwóch ostatnich meczach. Wspominaliśmy już od tych wynikach – porażki z Serbią i Irlandią oznaczają, że Austriacy są w sporych tarapatach.
SZKOCJA (5. miejsce w grupie F)
Mieliśmy z nimi problemy w poprzednich eliminacjach, więcej punktów ugraliśmy nawet w dwumeczu z Niemcami. Na Hampden Park “Lewy” uratował remis, wpychając piłkę do siatki ostatnimi siłami. Dlatego ciężko nam pojąć, że kilka tygodni temu, to Szkoci musieli u siebie wyrywać remis z gardła Litwinów. Tak, drużyny składającej się w dużym stopniu z byłych lub obecnych graczy Ekstraklasy.
Szybko okazało się, że to nie było wypadek przy pracy.
Upokarzające 0-3 ze Słowacją i upokarzające 0-3 z Anglią, rywalem zza miedzy. I nie wiadomo, co jest gorsze – gra drużyny Gordona Strachana czy jej różowe koszulki.
Fot. główne: FotoPyK