82 lata temu miał miejsce najbardziej drastyczny mecz w historii i,,biorąc pod uwagę okoliczności z nim związane, słusznie został nazwany „Bitwą na Highbury”.
Londyn, 1934 rok. Do stolicy Anglii przyjeżdża świeżo-upieczony mistrz świata, Włochy. Reprezentacja „Trzech Lwów” nie wzięła udziału w wielkim turnieju, dlatego i to zwycięstwo miało dla Włochów istotne znaczenie. Premier kraju motywował kadrowiczów samochodami i nagrodą pieniężną. Wystarczyło wygrać…
Już w drugiej minucie gry Luis Monti, obrońca Włochów, schodził do szatni ze złamaną stopą po niefortunnym starciu z Tedem Drake’m. A to były przecież czasy, gdy zmian nie przeprowadzano – twój piłkarz złapał kontuzję, masz pecha i grasz o jednego mniej. Widok tylko dziesięciu zawodników po stronie przeciwnej mocno rozbudził apetyty fanów na Highbury. Zanim jednak zdążyli ruszyć do ataku, sami stracili dwóch zawodników – Eddie Hapgood opuszcza plac gry ze złamanym nosem, a chwilę później Eric Brook doświadcza takiego samego urazu, tylko ręki.
Anglicy grali więc w dziewięciu, Włosi w dziesięciu, a i tak ci pierwsi schodzili na przerwę przy trzybramkowym prowadzeniu. W drugiej połowie do ataku ruszyli mistrzowie świata, dwie bramki załadował Giuseppe Meazza… 3:2.
Sporo w tamtym meczu było emocji – tych piłkarskich i tych bokserskich, a widok lejącej się ciurkiem krwi musiał przysparzać niektórych o mdłości. Włosi wracali do domów i połamani, i z wielkim uczuciem sportowego rozczarowania.