„Przegląd Sportowy” donosi, że Śląsk Wrocław wciąż nie może doprosić się od Lechii Gdańsk pieniędzy za transfer Flavio Paixao. A chodzi o zaledwie 300 tysięcy złotych (plus odsetki). Termin minął z końcem marca. Nie wdając się w szczegóły, wniosek jest prosty: mamy do czynienia ze skandalem, bo gdański klub walczy o mistrzostwo korzystając z zawodnika, który w ogóle nie powinien w tym zespole występować. Tak jak wy, drodzy czytelnicy, nie powinniście jeździć samochodami, za które nie jesteście w stanie zapłacić.
Już rok temu Lechia otrzymała minusowy punkt za niewywiązywanie się z płatności. Teraz idzie na recydywę, a ostatecznie termin, kiedy zająć będzie musiała się nią Komisja Licencyjna, to 30 listopada. Jeśli do tego dnia kasa nie wpłynie na konto Śląska, będziemy mieli powtórkę z wątpliwej rozrywki.
I wtedy nie powinno to się skończyć jednym minusowym punktem. Oczywiście kibice Lechii będą krzyczeć o jakimś warszawskim spisku itd., ale spójrzmy prawdzie w oczy: Flavio Paixao jest czołowym zawodnikiem zespołu i tylko samymi bramkami zapewnił drużynie 6 punktów (o tyle mniej by miała, gdyby nie gole Paixao). Dlatego – tak na logikę – kara minus sześciu punktów byłaby zdecydowanie najrozsądniejsza. No chyba że to tak można. W takim razie niech reszta ligi kupi sobie jeszcze lepszych piłkarzy – jakiegoś Sturridge’a, Ballotellego i innych – i zobaczymy, czy gdańszczanie będą tacy mądrzy.
Nawet jeśli Lechia do 30 listopada zapłaci tę marną sumę, to i tak sytuacja jest skandaliczna. Śląsk musi ciąć koszty, ograniczać wydatki, w efekcie grać słabo, tylko dlatego, że inny klub podebrał mu czołowego zawodnika i wykorzystując go gromadzi punkty i przyciąga na trybuny publiczność. Tak to mocną drużynę może zbudować każdy głupi – podpisać umowy i się z nich nie wywiązywać. Jest to jawne naruszenie zasad fair-play, które w ekstraklasie powinny obowiązywać.
Fot. FotoPyK