Śniadanie z Rummenigge, partyjka golfa z Ancelottim, a potem samolot do Liverpoolu i wieczorny poker z Kloppem – tak mogłaby wyglądać codzienność Cezarego Kucharskiego, menedżera jednego z dziesięciu najdroższych piłkarza świata. Rzeczywistość czołowego polskiego agenta wygląda jednak zgoła inaczej, bo dziś to raczej liczenie szabel z Kręciną i Potokiem, kuriozalny mariaż z Józefem Wojciechowskim i tweetowanie z Kazimierzem Greniem. Co więc poszło nie tak albo – o ile była to świadoma decyzja – dlaczego Kucharski zdecydował się akurat na taką ścieżkę? Postanowiliśmy przyjrzeć się jego działaniom przez pryzmat jego wizerunku oraz sportowego marketingu.
Abstrahując od wszystkiego, Kucharskiemu trzeba oddać jedno – zna się na robocie menedżera i świetnie się przy niej promuje. Piotr Glinkowski z Arskom Group, firmy zajmującej się między innymi kreowaniem wizerunku ludzi sportu, potencjał marketingowy Kucharskiego ocenia jednoznacznie: – Nazwisko, wizerunek, osobowość oraz profesja – wszystkie te atrybuty są u niego bardzo rozwinięte. Dziś to nie tylko były reprezentant Polski, ale też przedsiębiorca oraz menedżer, i to nie byle kogo, a jednego z najlepszych piłkarzy świata. Jeśli do tego dołożymy niebanalną osobowość, wyrazisty charakter i konsekwentnie kreowany wizerunek – mamy już pełen obraz biznesmena. Człowieka, który zna się na piłce, troszczy się o jej rozwój i potrafi na wysokim poziomie reprezentować interesy gwiazd futbolu.
I to z pewnością prawda, bo – zwłaszcza na krajowym rynku – akcje Kucharskiego stoją bardzo wysoko. Jego niezaprzeczalnym atutem było wynalezienie Roberta Lewandowskiego na II-ligowych boiskach w barwach Znicza oraz mocne postawienie na niego. Można się spierać, jak wiele nasz najlepszy napastnik zawdzięcza swojemu agentowi, ale na wizerunek menedżera nie ma to większego wpływu. Glinkowski podkreśla inny aspekt: – Zastanówmy się czy Robert Lewandowski byłby dziś najlepiej zarabiającym piłkarzem Bundesligi gdyby nie zaangażowanie Kucharskiego? Śmiem wątpić. Nie każdemu może ten styl prowadzenia interesów odpowiadać, ale Kucharski udowodnił, że jest skuteczny. W biznesie to główny miernik sukcesu.
Kucharski – dzięki takiemu piłkarzowi jak Lewandowski – z automatu aspiruje do europejskiego topu całej branży. To, co odróżnia go jednak od innych reprezentantów światowej czołówki, to rozmiar stajni. Pod jego skrzydłami nie widać bowiem wielu uznanych piłkarzy. Jego numerem dwa jest wciąż próbujący się przebić w Arsenalu Krystian Bielik, ewentualnie poważnie kontuzjowany Michał Żyro. Z piłkarzy regularnie grających w najwyższej klasie rozgrywkowej obecnie ma tylko czwórkę: Kucharczyka, Cetnarskiego, Mazka i Rudola. Jakkolwiek spojrzeć, zdecydowanie głośniejsze nazwiska pożegnały się w ostatnim czasie z Kucharskim, na czele z Bartoszem Kapustką i Grzegorzem Krychowiakiem. I to z pewnością nie poprawia jego wizerunku.
Jedną z przyczyn, dla których – poza Lewandowskim – Kucharski nie współpracuje z krajową czołówką może być sposób prowadzenia przez niego działalności menedżerskiej. Kiedyś Bogusław Leśnodorski przedstawiał to w ten sposób: – Jak on zobaczy pięć złotych, to po prostu wyłącza myślenie. To nieprawdopodobne. Byle tylko dostać tego piątaka natychmiast. Z kolei Tomasz Smokowski z NC+ przekłada charakter Kucharskiego-piłkarza na charakter Kucharskiego-menedżera: – Zawsze był zawodnikiem, do którego inni mieli pretensje za bardzo agresywną i nieprzyjemną grę, kiedyś nawet Maciej Szczęsny miał żal, że o mało nie załatwił mu amputacji nogi. Z drugiej strony, kiedy on sam został poturbowany, miał ogromne pretensje i nie potrafił przejść nad tym do porządku dziennego. Takich graczy piłkarze nie lubią. No bo skoro grasz twardo, to sam powinieneś być twardy. Wydaje mi się, że Czarek jest takim samym menedżerem, jakim był piłkarzem.
Z jednej strony mamy więc wizerunek architekta kariery Roberta Lewandowskiego, z drugiej bezkompromisowość, która nie każdemu musi odpowiadać. Nie mamy jednak wątpliwości, że dzięki tym dwóm aspektom Kucharski długo jeszcze będzie należał do krajowej czołówki w branży. Inna sprawa, że jego ambicje sięgają jednak dalej, bo oglądaliśmy go już przecież także w roli polityka oraz twarzy opozycyjnej kandydatury Józefa Wojciechowskiego w wyborach na prezesa PZPN. Piotr Tymochowicz, specjalista ds. wizerunku i marketingu politycznego, patrzy na Kucharskiego nie tylko przez pryzmat działalności menedżerskiej, przez co surowiej ocenia jego wizerunek: – Cezary sprawia wrażenie człowieka, który trochę popróbuje sobie z jednej strony, trochę popróbuje sobie z drugiej i sprawdza, co z tego wyniknie. Przypomina to wędrówkę dziecka we mgle.
Postępowanie Kucharskiego nie dziwi także Smokowskiego, który z rzeczoną ambicją Kucharskiego spotkał się już na Mistrzostwach Świata w Korei, na których ówczesny mistrz Polski był jednym z nielicznych przedstawicieli polskiej ligi: – On i Maciej Murawski byli często prowokowani przez Tomasza Hajtę w stylu – ty, mistrz Polski, pokaż co potrafisz. I po nim to zupełnie spływało, nigdy nie dał się sprowokować. Przeciwnie, zaciskał zęby na zasadzie – ja ci teraz pokażę. Przyjmował to na klatę i traktował jako wyzwanie. Takim samym facetem jest w życiu.
Kucharski lubi więc wzywania, o czym m.in. może świadczyć krótka – bo trwająca zaledwie przez jedną kadencję – kariera posła. Szybko okazało się bowiem, że Kucharski ani nie zamierza być aktywny, ani nie będzie pobierał wynagrodzenia, a także nie zawsze zdąży na czas z opublikowaniem swojego oświadczenia majątkowego. Pytanie więc, czy swoim politycznym epizodem nie strzelił sobie w kolano? Nieustannie trafiał bowiem do rozmaitych zestawień najbardziej leniwych posłów, a przy tym reprezentował partię rządzącą, czyli niejako zaprzepaścił szansę na zrobienie czegoś pozytywnego dla polskiej piłki. Jak dziś wyglądają jego postulaty, chociażby o zmianę prawa w walce ze stadionowym chuligaństwem?
Tymochowicz nie widzi tu jednak wielkiego problemu: – Kucharski nie był aktywny, w tym sensie to była kompromitacja. Polityka to jednak gra pozorów. Jak idziemy do teatru, to niekoniecznie mamy pretensje do aktorów, że naprawdę się nie pozabijali, tylko że grają zabijanie. Wyborcy udają, że wierzą politykom, a politycy udają, że coś będą realizować. Poza tym największe wynalazki ludzkości powstały właśnie z lenistwa – gdyby nie lenistwo, nie mielibyśmy koła. Nie mielibyśmy samochodów, samolotów, komputerów. Pomijając tę kwestię, lenistwo polityczne może też oznaczać swoistą rebelię. On bardzo łatwo może z tego wybrnąć mówiąc – zobaczyłem od kuchni, jak to wygląda, postanowiłem sprzeciwić się w ten sposób. Nic nie robiłem, jako wyraz pasywnego buntu.
Co więcej, Tymochowicz twierdzi, że Kucharski może tylko zyskać na swoim poselskim epizodzie: – Jeżeli polityk nie jest znany i wpływowy, to nie liczy się nawet, w jakiej był partii, ale sam fakt, że był politykiem. To kojarzy się z pewną elitą – warstwą, do której nie wszyscy mają wstęp. To także buduje wizerunek osoby wszechstronnej.
Wydaje się, że w samym środowisku piłkarskim Kucharski więcej stracił irracjonalnym działaniem w kampanii Józefa Wojciechowskiego: – Owszem, na jego wizerunku mogła pojawić się drobna rysa. Jeśli jednak będzie angażował się z równie dużym zapałem w sprawy związane z polską piłką nożną – jak robił to przed wyborami – wszyscy szybko o niej zapomną – tłumaczy Glinkowski. I dodaje: – W biznesie liczą się bilateralne korzyści. Nie można się na kogoś obrażać tylko dlatego, że ma inną wizję i próbuje ją wdrożyć. Cezary Kucharski reprezentuje interesy zbyt ważnych ludzi, by nagle przestać się z nim liczyć. W każdej kampanii wyborczej, bez względu na jakim szczeblu, pojawiają się setki obietnic i padają ostre oskarżenia. Po wyborach, gdy emocje już opadną trzeba usiąść do wspólnego stołu i ciężko pracować.
Faktem jest jednak, że Kucharski – współpracując z ludźmi z zupełnego marginesu polskiej piłki – zwyczajnie nie poprawił swoich i tak już nie najwyższych notowań w środowisku: – Odnoszę wrażenie, że nie jest postacią za bardzo lubianą. Niektórym przeszkadza ta jego zaczepność, zadziorność, a momentami nawet czepliwość czy arogancja. On jednak niczego nie udaje, taki jest, taki był i taki będzie – zauważa Smokowski.
Nie ulega wątpliwości, że Kucharski – poza światem menedżerskim – nie jest dziś najlepiej postrzegany. Tymochowicz uważa jednak, że to wcale nie musi wiązać się z tym, jak będzie postrzegany za jakiś czas: – Wizerunek jest formą dynamiczną. Przeszłość, jakakolwiek była, niekoniecznie ma na niego wpływ. Czasem nawet lepiej, jak emocje są negatywne, bo są znacznie silniejsze od pozytywnych. Sam wykorzystałem to we współpracy z Witalijem Kliczko, którego szykowałem go do wyborów na mera Kijowa. Specjalnie wybraliśmy kontrowersje, że nie pochodzi z żadnej elity politycznej ani finansjery, tylko jest elitą boksu. Celowo wzbudzaliśmy negatywne emocje, na zasadzie – gdzie ten bokser pcha się do polityki, nie da sobie tam rady. Nie przejmowaliśmy się tym, chodziło o to, żeby rozniecić emocje. Potem negatywne emocje bardzo łatwo przerabia się na pozytyw. My zrobiliśmy to wokół pojęcia fair play – okej, zobaczcie, to jest człowiek, który dokona zmiany w polityce i pokaże, co znaczy walka fair play. I to chwyciło, udało się wykonać taką inwersję. Na tej zasadzie Kucharskiego odbieram jako osobę z olbrzymim potencjałem.
Tu rodzi się więc pytanie, czy – chcąc nie chcąc – Kucharski wypracował sobie właśnie niezłą pozycję wyjściową? Czy to może zaprowadzić go kiedyś do wysokiego stanowiska w PZPN lub nawet w UEFA? – Co do tego nie jestem przekonany. Wydaje mi się, że Kucharski ma na siebie inny pomysł. To biznesmen, nie działacz – stwierdza Glinkowski. Z całą pewnością wymagałoby to od Kucharskiego zmiany sposobu działania oraz sposobu budowania swojego wizerunku. Smokowski nie widzi na to wielkich szans: – Czarek się nie zmieni. To, jaki jest teraz, jest bardzo uczciwe, bo on po prostu jest sobą. Chociaż czasem gra to na jego niekorzyść.
Z pewnością można przekuć dotychczasowe błędy wizerunkowe Kucharskiego w strategię marketingową, ale musiałoby się to wiązać z zupełnym zawróceniem z wcześniej obranej ścieżki. Tymochowicz pozostaje sceptyczny: – Jestem pewien, że u Kucharskiego obserwujemy metodę prób i błędów. Probabilistykę, a nie strategię czy wyważony sposób działania. Tak się zachowują ludzie, którzy przekroczyli swój personal breakpoint, czyli uzyskali od życia znacznie więcej, niż sami uznają, że zasługują. Wtedy tracą orientację. Podobny syndrom występuje u człowieka, który idzie do kasyna i wygrywa milion dolarów, chociaż nigdy takich pieniędzy nie widział. Dlaczego ci ludzie na ogół tracą ten milion? Ponieważ wewnętrznie czują, że na niego nie zasługują i będą robić wszystko, żeby go stracić. Podobnie zachowuje się Cezary.
Jakkolwiek spojrzeć, wygląda więc na to, że potencjał i faktyczna pozycja Cezarego Kucharskiego dalej mogą się mocno rozmijać. Innymi słowy, zapewne w dalszym ciągu prędzej, niż na lunchu z Rummenigge, agent Roberta Lewandowskiego może być widywany na herbatce z Greniem.