Przed meczem pod stadionem pusto, ciemno. Kibica w barwach Legii nie zauważyłem nawet jednego, bar “Ł3” przy okazji meczów wypełniony zazwyczaj po brzegi, teraz zamknięty. Jakby ktoś zginął, jakby trwała żałoba państwowa. Myślałem, że po dwóch tygodniach od podania ostatecznej decyzji na temat zamknięciu stadionu oswoiłem się z tym, że na Łazienkowskiej będzie słychać latające muchy. Jednak wejście na trybunę prasową było mocnym szokiem. Zawiedzenie to chyba najodpowiedniejsze słowo. Zawiedzenie, mimo że pusty stadion nie był żadnym zaskoczeniem.
Puszczają hymn Ligi Mistrzów. Przy każdym poprzednim spotkaniu przechodziły mnie ciarki i pojawiała się gęsia skórka. Dzisiaj – nic.
Zastanawia mnie, co myśleli sobie piłkarze, kiedy w pierwszej minucie przylutował Bale. Nie masz na stadionie kibiców, Real wychodzi na ciebie czterema napastnikami, dostajesz bramkę w pierwszych momentach, a właściwie w pierwszym momencie meczu. A przed tobą jeszcze 89 minut, potencjalnie, łomotu od Hiszpanów.
Najgłośniejszy człowiek na stadionie? Hiszpański komentator, który tempo wypowiadania kolejnych słów miał chyba szybsze niż Cezik. Słychać było też Keylora Navasa, krzyczącego non stop do swojej obrony. Co jakieś dziesięć minut uaktywniali się też kibice Realu, którzy dostali bilety vip z ramienia Realu. Poza wymienionymi – cisza, pustka, wyczuwane zażenowanie połączone z wielkim zawodem.
Najgłośniejszy człowiek na stadionie pic.twitter.com/1OEnd4T7R9
— Samuel Szczygielski (@SamSzczygielski) November 2, 2016
Odczucia rozgrzały się trochę po golu Odjidji, Legia łapie kontakt. Zaraz znowu uświadamiasz sobie – to bramka z sekcji “stadiony świata”, ale na obiekcie pustym. Dalej – akcja Legii, piłkę z czuba uderza Radović. Legia remisuje z Realem Madryt, a na trybunach nadal cisza. Czujesz, jakby zbierało się ciśnienie mające zaraz wybuchnąć. Jakby zaraz miało zabraknąć miarki liczącej ilość decybeli krzyku, na który się zbiera. Ale…z czyich ust? Legia miała świetne 2:2, a mimo to się nie broniła, była ambitna wbrew logice. I doczekała się pięknej chwili. Wreszcie stadion wybuchł. Po golu Moulina okrzyk radości kilkuset osób był słyszalny, jakby gola celebrowała właśnie cała Żyleta. Coś niesamowitego i trudnego do opisania, bo tekst tego nie odda.
Kolejne minuty to zastanawianie się – udźwigną to? Legia naprawdę pokona Real. Wielu dziennikarzy, vipów i wszystkich innych obecnych na stadionie oglądało końcówkę na stojąco. niestety, odrobienie straty szybko poszło. Zostało kilka chwil, aby remis z wielkim Realem Madryt stał się faktem. I stał się, Legia podzieliła się punktami z triumfatorem Champions League. Jak to w ogóle brzmi?! Szkoda jedynie, że na żywo widziała to garstka osób.
Samuel Szczygielski