Podlasie latami uchodziło za piłkarski skansen. Skansen pod przywództwem Witolda Dawidowskiego, definicyjnego przykładu działaczowskiego betonu, o którym na łamach Weszło pisaliśmy choćby TU, gdy dachował po pijaku. Po szesnastu latach jego betonowych rządów, nastąpiła zmiana. Prezesem Podlaskiego Związki Piłki Nożnej został Sławomir Kopczewski, dyrektor akademii Jagiellonii Białystok. Czy piastowanie dwóch tak istotnych funkcji nie jest konfliktem interesów? Co zastał po Witoldzie Dawidowskim. Jakie są jego pomysły na podlaską piłkę? Zapraszamy.
***
Sławomir Kopczewski, rocznik 1971. Jak sam mówi, był kandydatem na bramkarza, a nie bramkarzem – przewinął się przez kilka białostockich klubów, choćby Ognisko,Włókniarza, Hetmana i Jagiellonię. “Szybko wyrosłem ze swoich marzeń, byłem ze sobą szczery. Poszedłem na studia”. Ukończył AWF W Białej-Podlaskiej, kierunek nauczycielski, specjalizacja trenerska. Pracował z juniorami w Hetmanie Białystok, prowadził zespół Młodej Ekstraklasy w Jagiellonii. Był asystentem trenerów w GKS Bełchatów: Jana Złomańczuka, Michała Probierza, Kamila Kieresia. Samodzielnie prowadził między innymi MESA Jagiellonię, ŁKS Łomża, Ruch Wysokie Mazowieckie. Od 01.04.2014 jest dyrektorem akademii Jagiellonii Białystok, od kilku miesięcy również prezesem Podlaskiego Związku Piłki Nożnej. W wyborach pokonał Witolda Dawidowskiego, który piastował to stanowisko od 16. lat.
***
Podlasie uchodziło za piłkarski skansen.
Wiem, ile jest do zmiany i wiem, skąd opinia piłkarskiego skansenu. Nie startowałem w wyborach z niewiedzą – byłem trenerem reprezentacji wojewódzkich, byłem szefem wydziału szkolenia. Wielu znajomych mnie pytało: po co mi to kandydowanie? Zapewniam, nie robię tego dla pieniędzy. Finansowo zarabiam w zasadzie tyle samo – zrzekłem się etatu nauczycielskiego, czyli pracy, którą lubię i którą szanuję, żeby w związku rzeczywiście być, a nie bywać. Zatrudnienie mam na połówkę etatu, gdy prezes Dawidowski był na jednej czwartej. W związku jestem codziennie od rana, pokój prezesa jest zawsze otwarty, zawsze można przyjść i porozmawiać. Ja naprawdę chcę coś zrobić dla regionu i dla podlaskiego związku. Chcę, by piłkarskie Podlasie miało szacunek na mapie polski, a wiem, że mało kto postrzegał nas dotąd pozytywnie.
Ten wizerunek nie wziął się z niczego, tylko z konkretnych zaniedbań.
Chcę, żeby stare grzechy były rzeczami zamkniętymi. Odcinam je grubą kreską. Patrzę w przyszłość, a nie w przeszłość. Wiem co trzeba naprawiać i to wystarczy. Cieszę się, że tak się ukonstytuował zarząd i prezydium, że dobrze idzie nam współpraca – nadajemy na wspólnych falach.
Nie chcesz rozliczać przeszłości, choć wielu powiedziałoby, że bez tego trudno “odbetonować” związek.
Zrobiłem audyt finansowy, bo chciałem wiedzieć jak to się wszystko odbywało – okres rozliczania to 2015 i połowa 2016, czyli do momentu wyborów. Cieszę się, że ostatnio na zarządzie gościliśmy starego prezesa, Witolda Dawidowskiego – wiele spraw przedyskutowaliśmy, czekamy na wyjaśnienie.
Nie wierzę, że podczas audytu nie wypadły trupy z szafy.
Czy trupy z szafy… Wypadły zaniedbania.
Masz dziwny uśmiech jak to mówisz.
Na spotkaniu z prezesem Bońkiem też padło pytanie: co zastałem? Powiedziałem, że nie mam zamiaru oceniać czterech kadencji Dawidowskiego. Na pewno wyszły rzeczy, które bardzo zaskoczyły i to nie tylko mnie, choć przecież w związku już wcześniej działałem. Ale nie chcę prać publicznie brudów, chcę dać nową jakość. Choć zaznaczam – na pewno ostro zdementuję każdą plotkę.
Czy nowa jakość nie powinna oznaczać również nowych kadr, albo chociaż przewietrzenia szeregów?
Wszyscy, którzy pracowali w związku za prezesa Dawidowskiego, na dzień dzisiejszy wciąż w nim pracują. Nie mam problemu z komunikacją z tymi ludźmi. Wiadomo, że wiele rzeczy musieliśmy przeorganizować. Praca biurowa, gdy tu przyszedłem, dawała wiele do życzenia – ja jestem w związku od ósmej rano, a biuro pracuje do 16. Obieg pracy biurowej nie wyglądał idealnie. Każdy zaczął jednak z nową kartą, każdy ma kredyt zaufania.
Prezes odszedł, ale trudno oczekiwać, by był samotnym winowajcą wszystkich zaniedbań, trupów z szafy, finansowych nadużyć, o których nie chcesz rozmawiać. Gdy zostawiasz całą kadrę tą samą, niektórzy mogą stawiać znaki zapytania, szczególnie, że w wyborach twoim głównym hasłem było stawianie na zmianę.
Tak, ale każdego pracownika wiąże umowa. Te umowy są w różny sposób skonstruowane… Ja nie mam zamiaru wymawiać komuś bez podania przyczyny. Jeżeli będę chciał komuś wymówić, z kogoś zrezygnować, muszę mieć argumenty.
Musisz mieć Casus Belli.
Na te argumenty muszę poczekać.
Przejdźmy do twoich pomysłów na rządy. Czym konkretnie chcesz wprowadzić nową jakość?
Związek ma być dla klubów, nie odwrotnie. Mamy być otwarci, pomagać, dążyć do tego, żeby kluby były usatysfakcjonowane pracą związku. Każdy z nowo zatrudnionych prezesów mówi o transparentności, przejrzystości. Jak najbardziej również to jest dla nas jednym z priorytetów.
Czy ta idea transparentności nie kłóci się w takim razie z tym, że na przeszłość założyłeś kłódkę?
Wszystkie złe rzeczy będą rozliczone, ale żeby uczynić to z pełną odpowiedzialnością, potrzeba czasu. Na razie jest na to za wcześnie. Natomiast nasze finanse będą przejrzyste i już wprowadziliśmy wdrożenie planu naprawczego wyjścia z długu. Nasz związek z tego co wiem jako jedyny ma kredyt zaciągnięty w banku. W tej chwili, po trzech miesiącach, mamy ustalony plan spłaty, jesteśmy zabezpieczeni finansowo, żeby ten kredyt spłacić. Ważne dla mnie jest też to, by ograniczyć koszty meczowe. Zaniechaliśmy opłat za kartki w rozgrywkach młodzieżowych. Przenieśliśmy opłaty za obserwatorów z klubów na związek. W najmłodszych kategoriach wiekowych rozgrywek mecze może sędziować trener. Kursanci na kursie sędziowskim w ramach praktyk będą sędziować odpowiednią liczbę spotkań młodzieży. To wszystko oznacza oszczędności dla małych klubów, może niewielkie, ale dla tych klubów często każde odciążenie jest na wagę złota. Będziemy też szukali nowej siedziby – aktualna mieści się w starej fabryce “Fasty”, na dole jest hala produkcyjna, na piętrze związek. To jest skrajnie niereprezentatywne miejsce, gdzie w dodatku ciężko dotrzeć. Chcemy pracować, ale przecież ta siedziba też choć w pewnym stopniu musi być reprezentatywna – przyjmujemy różnych gości, czasem od takiej wizyty może zależeć inwestycja.
Z jednej strony więc długi, a z drugiej bierzecie nowe koszty na siebie.
W ostatnich 4 latach z tytułu transferów do Jagi i Wigier, do związku wpłynęła kwota około miliona złotych. Oczywiście nie możemy opierać budżetu na samych transferach, to byłoby nieracjonalne, ale taki transfer Bartka Drągowskiego – w oparciu o niego jesteśmy w stanie coś sobie zaplanować. Budżetem dysponować będziemy odpowiedzialnie, wydatki będą pożyteczne, i uważam, że to jest tego przykład.
Gdzie tkwią najmocniejsze strony Podlasia?
Bezsprzecznie jest bardzo duża dysproporcja między nami a niektórymi regionami. Klubów mamy około osiemdziesięciu, czyli związek jest bardzo mały. Mamy swoje problemy, piłkarzy jest niewielu, ale jak zawsze potencjałem jest młodzież. Podlasie słynie z talentów.
Masz pomysły, by to szkolenie młodzieży centralnie ze związku wesprzeć?
Tak. Moja filozofia to wzmocnienie kadr trenerskich. Materiał będzie zawsze, dzieci przyjdą, akademii jest coraz więcej – jeśli kadry szkoleniowe będą mocne, to rozwój młodych będzie bezpieczny. Pamiętajmy jednak że sama licencja trenerska nie da jakości pracy. Wiedzę trzeba też umieć przekazać. I takich trenerów chcemy na Podlasiu jak najwięcej .W naszym regionie jest coraz więcej turniejów dla dzieci i młodzieży, które reprezentują wysoki poziom, na ile możemy wspieramy te inicjatywy.
Szkolący się trenerzy mogą liczyć na pomoc finansową ze związku?
Nie ma systemu pomocy, ale jeśli ktoś takiej potrzebuje, może się zgłosić. Każdą sprawę rozpatrzymy indywidualnie. Nie ma tak, że kogoś zbagatelizuję, odeślę – zawsze wysłucham, porozmawiam.
Ja się zgadzam, że silna kadra trenerska to klucz, szczególnie u was. Dysproporcja pomiędzy liczbą wyszkolonych hiszpańskich trenerów a polskich jest większa niż w budżetach między Barceloną a Legią. Ale jak odwiedzałem akademię Jagi, to wasz trener, Tomek Kulhawik, sam mówił o kosztach jako istotnej przeszkodzie.
Koszty są wszędzie, nie dotyczy to tylko Podlasia, ale całej Polski. Wiadomo, że nawet za najniższe kursy UEFA C trzeba zapłacić. Ale jeśli w życiu chcemy do czegoś dojść, trzeba inwestować w siebie. Stawiamy na jakość, wymagamy, ale też jak mówię, nie przesadzajmy, że dostęp do kursów jest ograniczony.
Nie zdążyłem cię o nic zapytać, a już zacząłeś mnie przekonywać, że funkcja prezesa nie kłóci się z funkcją pełnioną w Jagiellonii. Powiedz więc: jak chcesz przekonać mniejsze kluby, że nie ma konfliktu interesów, gdy jesteś prezesem związku, a zarazem dyrektorem akademii Jagiellonii Białystok?
Staram się unikać tematów, które dla mnie jako prezesa związku i dyrektora akademii Jagi będą trudne. Jeżeli jakaś sprawa dotyczy Jagiellonii, nie zabieram stanowiska. Mogę wyrazić opinię, ale decyduje zarząd. Do tej pory sprawy dotyczące Jagi często były stawiane na ostrzu noża, nie było możliwości kompromisów, teraz jest inaczej. Jaga otwiera się na wiele klubów, współpracuje w regionie, jest bardzo dobrze postrzegana. Nie zabiera piłkarzy, płaci ekwiwalenty. Działamy nie z pozycji siły, a partnera. Mam wsparcie w zarządzie związku, mam wsparcie w klubie – nikt nie wymaga ode mnie, żebym się odciął od Jagi, ani w Jagiellonii nie wymagają, żebym podejmował decyzje przysparzające korzyści tylko Jagiellonii.
Wiesz, bo to trochę wygląda tak: region, który opiera się na szkoleniu, tu ma największe rezerwy. Ty dyrektorem najważniejszej, najprężniejszej akademii, a zarazem prezesem związku. Centralizacja.
W Jagiellonii pracuje wiele osób, które budują akademię i pracują na jej dobre imię. W tym momencie nie stać nas na to, by jakakolwiek rysa pojawiła się na naszym wizerunku.
Co trzeba zrobić, żeby zostać trenerem rocznika wojewódzkiego?
Pytanie z podtekstem.
Ponieważ wszyscy trenerzy są związani z Jagiellonią?
Nie, absolutnie nie. W roczniku 2001 są Jacek Bayer, Andrzej Waszkiewicz – Andrzej współpracuje z MOSP-em. Teraz doszed ł Wojtek Kobeszko z Jagiellonii. W 2002 pracował Piotr Matys z AP Talent i Mariusz Kulhawik z MOSP-u, decyzją wydziału szkolenia Piotr został odsunięty. Zastąpił go Rafał Grzyb, którego chyba nie trzeba przedstawiać. W 2003 Przemek Papiernik, Jagiellonia, Kądzior, MOSP, rocznik 2004 to Tomasz Bernatowicz Jagiellonia i Michał Grygoruk MOSP.
Czy wszyscy nie są w jakiś sposób powiązani z Jagą?
MOSP to inny podmiot. “Jotka” zupełnie inna.
Ale to jest orbita Jagiellonii.
Akademia MOSP-u to zupełnie inna akademia, z innymi władzami, innymi strukturami. Kiedyś współpraca była, teraz Jagiellonia ma swoją szkółkę.
Jak twój dzień wygląda podzielony czasowo między związek a Jagę?
Staram się być w związku o ósmej rano. Na tyle, na ile mam spraw do załatwienia, na tyle jestem.
Później jedziesz do Jagiellonii.
Zazwyczaj, ale nie muszę. Mam nienormowane godziny pracy. Dużo jeżdżę na spotkania, nie odmawiam nikomu. Pierwsze dwa miesiące były pod tym względem bardzo ciężkie, każdy chce się spotkać, a ja muszę być do dyspozycji władz lokalnych, prezesów. Służyć wsparciem, radą, czasem łagodzić konflikty.
Były wyjątkowo trudne spotkania?
Wszystkie nie są łatwe, ale problemy są po to, żeby je rozwiązywać. Nie należę do osób, które kłopoty bagatelizują, staram się je rozwiązywać. W momencie, w którym wygrałem wybory, jestem partnerem dla każdego. Stosunek głosów wynosił 90 do 30, ale przecież współpracuję z każdym, czy ktoś głosował na mnie czy nie, nikogo nie neguję. Łatwo jest wywoływać pożary, trudniej je gasić. Ale nie wszyscy też zasługują na kompromis, jak to w życiu.
Nie wszyscy zasługują na kompromis. W jakich sprawach nie pójdziesz na kompromis?
Przekraczania prawa.
A miały miejsce?
Jak dziennikarz śledczy. Nie, na razie nie. Na pewno nie pozwolę na to, jeśli ktoś będzie próbował. Chcę, żeby kluby ze sobą rozmawiały, chcę godzić, a nie dzielić. Taka jest rola związku i prezesa. Na razie nie bylo takiej sytuacji, że trzeba było tupnąć i powiedzieć – nie, będzie inaczej. Ale jeśli będzie trzeba, nie zawaham się.
LM