Bogusław Cupiał zdążył w tym czasie przejąć Wisłę, zrobić z niej krajową potęgę i podjąć najgorszą decyzję w życiu, sprzedając ją Jakubowi Meresińskiemu. Zinedine Zidane zagrał w tym czasie zarówno na swoich pierwszych i na swoich ostatnich mistrzostwach świata, a także wygrać Ligę Mistrzów jako piłkarz i jako trener. A nam? Nam od pamiętnego awansu Widzewa do Ligi Mistrzów sprzed równo dwudziestu lat nie udało się choćby raz sforsować bram do piłkarskiego raju.
Dokładnie dwie dekady temu dokonaliśmy tego po raz ostatni. Kto nie pamięta – albo jeśli nie pamięta, to nigdy nie słyszał tego z odtworzenia – słynnych słów Tomasza Zimocha: „panie Turek, kończ pan ten mecz”? Tamten sierpniowy wieczór w Kopenhadze stał się jednym z najbardziej magicznych wspomnień polskiej piłki klubowej. Tym donioślejszym, że później wielokrotnie próbowały go powtórzyć: Wisła, Legia, Lech, Zagłębie, ŁKS, Polonia, a nawet – zresztą ledwie rok później – sam Widzew.
I nic. Albo byliśmy za słabi, albo trafialiśmy na jakąś Barcelonę czy inny Real, albo – gdy wydawało się, że wszystkie klocki są na właściwych miejscach – wystawialiśmy nieuprawnionego zawodnika.
Wtedy wszystko perfekcyjnie zgrało się w czasie i przestrzeni. Mimo 0:3 na nieco ponad pół godziny przed końcem meczu, mimo słabej gry Widzewa w Kopenhadze, nagle zdarzył się cud. Marek Citko trafił do siatki i wlał nadzieje w serca kibiców z Polski. Gdy w 89. minucie Wojtala strzelił na upragnione 2:3… prawdziwe szaleństwo! Tak wspominał to, co działo się, gdy pan Turek faktycznie zagwizdał po raz ostatni Paweł Hochstim, dziennikarz obecny na tamtym spotkaniu, na łamach Dziennika Łódzkiego:
„To, co działo się po ostatnim gwizdku, jest nie do opowiedzenia. “Tarot” w radosnych pląsach wrócił na trybuny, po boisku biegali nie tylko piłkarze i trener Smuda, ale także klubowi działacze i… późniejszy poseł, a wtedy wojewoda łódzki Andrzej Pęczak, którego upadek w ostatnich latach był chyba jeszcze głośniejszy, niż upadek Widzewa. Imponujący był też później korowód polskich samochodów jadący z zachodnich przedmieść, gdzie znajdował się stadion do centrum miasta. To była radość połączona z dumą. Tego wieczoru każdy Polak w Kopenhadze czuł się wyjątkowo.”
Nikt wtedy nie mógł przypuszczać, że od tamtej pory do Ligi Mistrzów awansują Białorusini czy Kazachowie, a żaden nasz mistrz nie będzie potrafił. Że długa, polska noc w Kopenhadze zmieni się w coś, o czym – miejmy nadzieję już tylko do wtorku – mówi się od lat „klątwa Widzewa”.