Mateusz Szwoch podjął jedną z najlepszych decyzji w karierze, wracając do Gdyni na wypożyczenie. Wiosną w I lidze odbudował się, by po awansie do Ekstraklasy udowodnić, że i na tym poziomie jest w stanie błyszczeć. Główną motywacją dla Szwocha były boiskowe minuty, których jeszcze na początku roku potrzebował jak powietrza. W Arce miał ich dostać mnóstwo, w Legii niewiele. Chociaż nie mamy najmniejszych wątpliwości, że akurat w kontekście dzisiejszego meczu Mateusz zagrałby niezależnie od tego, z którą drużyną dzieliłby szatnię. Bo dzisiaj szykuje nam się starcie Legia II Warszawa – Arka Gdynia.
A to dlatego, że w Warszawie jasno określili priorytety na początku sezonu, a na szczycie listy z pewnością nie jest liga. Co więcej, to pierwsza taka sytuacja, kiedy dwa pucharowe mecze warszawian – i to mecze o niewyobrażalną stawkę – dzieli zaledwie sześć dni. Przeciwnicy z Irlandii odwołali swój mecz ligowy, a w Legii nikt specjalnie nie kryje się z planami. Besnik Hasi zadeklarował, że zrobi wiele zmian w składzie, natomiast Bogusław Leśnodorski twierdzi, że w sobotni wieczór warszawscy kibice mocno się zdziwią. Jak się spekuluje, w pierwszym składzie wybiec mają między innymi tacy piłkarze jak Wieteska czy Niezgoda.
Oczywiście trudno mieć do Legii większe pretensje, bo ze wstępnych rachunków wynika, że jakiś kataklizm w rewanżu z Dundalk – bo tak chyba należałoby nazwać odpadnięcie – może kosztować klub około 50 milionów złotych, bo mniej więcej tyle wynosi różnica w premiach za Ligę Mistrzów i Ligę Europy. Wiadomo, “Wojskowi” zrobili wiele, by zainkasować pełną pulę, ale trzeba jeszcze rozegrać 90 minut na przyzwoitym poziomie i postawić kropkę nad i. W Warszawie wolą więc dmuchać na zimne i oszczędzić podstawowych graczy na wtorek. Pamiętajmy bowiem, że gdyby w rewanżu coś poszło nie po ich myśli, kompromitacja sprzed dwóch lat z Celtikiem zostałaby przykryta przez jeszcze większy przypał.
Zastanawiamy się, jak w tym wszystkim odnajdzie się Arka, dla której z pewnością otworzy się wielka szansa na dobry wynik przy Łazienkowskiej. Czy podopieczni Grzegorza Nicińskiego przyjmą defensywną taktykę niezależnie od nazwisk w zespole rywali? Czy zagrają asekuracyjnie jedynie ze wzgląd na magię stadionu i nazwę przeciwnika? A może jednak zreflektują się, że przeciwnik jest do puknięcia i rzucą się na niego, jak – nie przymierzając – robią to z rywalami na własnym boisku. Być może mecz w Warszawie jest najlepszą okazją do wyjazdowego przełamania oraz przypomnienia sobie, że jeszcze w poprzednim sezonie na zapleczu Ekstraklasy piłkarze Arki lepiej radzili sobie na obcych boiskach.
Niezależnie od końcowego wyniku, nie chcielibyśmy tylko słyszeć z obozu gospodarzy, że myślami byli przy wtorkowym starciu z Dundalk. Może się bowiem tak zdarzyć, że żaden z graczy z pola, którzy dziś staną naprzeciwko piłkarzy Arki, w rewanżu z Irlandczykami za bardzo nie powącha murawy. Dla kilku legionistów to właśnie dzisiejsze starcie może być najważniejsze w sezonie, bo drugiej takiej szansy w pierwszym zespole długo mogą już nie dostać.
Fot. FotoPyK