I tak się właśnie zarabia na polskiej piłce. Niewiele do niej wnosząc, za to bardzo dużo wyjmując.
Cracovia musi zapłacić 10 procent kwoty transferowej za Bartosza Kapustkę Tarnovii – i to jest w pełni zrozumiałe. Ale krakowski klub musi kolejne 10 procent zapłacić kancelarii prawnej, wskazanej przez Cezarego Kucharskiego, byłego menedżera reprezentanta Polski – i to już zrozumiałe jest mniej.
10 procent sumy transferowej dla byłego menedżera!
Gdyby te pieniądze miały trafić do samego Kapustki – ok, w porządku. Postawił wysokie wymagania przy negocjacji nowego kontraktu, a Cracovia się na nie zgodziła. Tu jednak mamy do czynienia z sytuacją kuriozalną: menedżer twardo negocjował nowy kontrakt i postawił warunek, by zapewnić sobie 10 procent od transferu. Klub postawiony pod ścianą chcąc nie chcąc te warunki zaakceptował. A później… A później Kapustka zmienił menedżera, nie będąc z Kucharskiego zadowolonym. Zapisy jednak pozostały.
Trzeba pogratulować Kucharskiemu zaradności – znowu się obłowi i to na nieswoim zawodniku. Natomiast można mieć też wątpliwości, czy z moralnego punktu widzenia to jest aby najwłaściwsza postawa. Kasa się rozpływa, ale chyba niekoniecznie w kierunkach, w których powinna. No, chyba że pieniądze ostatecznie w całości trafią na konto Kapustki, ale jakoś w to nie dowierzamy.
Kwota transferowa to 2,5 miliona euro plus 2,5 miliona w bonusach (oczywistych, na pewno zostaną spełnione), więc na dzień dobry na konto wskazanej przez Kucharskiego kancelarii wpłynie 250 000 euro, a na kolejne 250 000 będzie musiał jakiś czas zaczekać.