Wiele było narzekania na grę Legii w pierwszych meczach sezonu oraz – co za tym idzie – na brak transferów. Niecały tydzień temu warszawscy działacze zdecydowali się wreszcie wzmocnić drużynę, sięgając po Macieja Dąbrowskiego i Vadisa Odjidja-Ofoe. Czy takie ruchy można nazwać wielkimi transferami? Owszem, można, bo Legia za sprawą tych dwóch piłkarzy pozyskała jakieś 200 kilogramów żywej masy.
Jeżeli ktoś zastanawiał się, czy nowi zawodnicy z miejsca wzmocnią zespół, wczoraj otrzymał odpowiedź – nie wzmocnią, bo obaj potrzebują czasu. W Warszawie lubią mówić, że polski piłkarz sprowadzany na Łazienkowską potrzebuje pół roku na szeroko pojętą aklimatyzację – oswojenie się z presją, klimatem szatni czy popularnością klubu. Maciej Dąbrowski jest tu najlepszym przykładem. W Zagłębiu najlepszy, po każdym z trzech ligowych meczów trafił do jedenastki kolejki C+, a i w pucharach prezentował się bardzo solidnie. A w Legii? Pierwszy mecz, sprokurowany rzut karny, zawalona bramka i – było nie było – osłabienie drużyny w końcówce z powodu jakichś nieprawdopodobnych skurczy. Gdzieś od 100. minuty Legia miałaby więcej pożytku, gdyby zamiast Dąbrowskiego po boisku biegał Paweł Zarzeczny.
Dąbrowski powiedział, że czegoś takiego nigdy nie przeżył i jeszcze nie czuł takiego bólu, a masażysta Legii, że nigdy czegoś takiego nie widział. Jednoczesne skurcze wielu mięśni w obu nogach – nowego obrońcę Legii jeszcze długo po końcowym gwizdku naciągali i masowali ludzie ze sztabów medycznych obu drużyn. Sprawa jest o tyle dziwna, że Dąbrowski miał przed meczem tydzień odpoczynku, przebieg spotkania nie zmuszał środkowych obrońców Legii do jakiegoś niebywałego wysiłku, a już na początku dogrywki organizm nowego legionisty zupełnie odmówił posłuszeństwa. Jakkolwiek spojrzeć, mamy do czynienia z kompletnym zaoraniem zawodnika już na początku sierpnia. Raz – jest to mocno niepokojące, dwa – to cena za zwłokę z transferem, dodatkowo jeszcze wzbogacona o wojenkę VAT-ową.
Drugim nowym piłkarzem Legii jest Vadis Odjidja-Ofoe. Komentatorzy Polsatu delikatnie sugerowali, że Belgowi przydałaby się dieta na wodzie i sałacie oraz wypocenie kilku kilogramów, my napiszemy wprost – to spaślak. Znamienne, że już w swoim pierwszym meczu precyzyjnie wytłumaczył, dlaczego wiosną nie był pierwszym wyborem w Norwich (mamy na myśli okres, w którym nie miał kontuzji). Facet był tak ociężały, że po jego sprintach trzęsła się ziemia. Jego strata tuż przed rzutem karnym dla Górnika wyglądała groteskowo, fizycznie Belg ma naprawdę wiele do nadrobienia. Dobrze tylko, że dostał najwyższy kontrakt w lidze, przez co nie będzie musiał stołować się w fast-foodach i jeść tanich parówek. Tutaj przydałaby się jakaś restrykcyjna dieta i żarcie w pudełku dostarczane dzień w dzień pod drzwi .
Czy nowi piłkarze Legii mają potencjał, by znacząco wzmocnić drużynę? Oczywiście że tak, ale nie dziś i – zwłaszcza w przypadku Odjidji – chyba też nie za miesiąc. Belg prawdopodobnie pełnię swoich możliwości będzie w stanie pokazać gdzieś w okolicach pierwszych meczów na wiosnę, czyli wtedy, kiedy warszawianom najpewniej zostanie już tylko liga. Jakkolwiek spojrzeć, wzmocnień “na już” jednak nie poczyniono i najważniejsze mecze przyjdzie stoczyć z piłkarzami, którzy już w drużynie byli.
Fot. FotoPyK