Reklama

Śląsk gra z Lechią, czyli portugalska kolonia nad Wisłą

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 sierpnia 2016, 12:50 • 2 min czytania 0 komentarzy

Aż pięciu Portugalczyków możemy dziś zobaczyć na boisku od pierwszej minuty – trzech w barwach Śląska i dwóch w koszulce Lechii. Rzadko kiedy zdarza się, by nawarstwienie rodaków Cristiano Ronaldo było tak wielkie, a gdy mamy jeszcze przekonanie, że każdy z nich można wnieść do gry sporo jakości – no to już ewenement na sporą skalę.

Śląsk gra z Lechią, czyli portugalska kolonia nad Wisłą

Augusto – dobrze wiecie, jak podchodzimy do tego typu eksperymentów. 28-latek przenosił się do Wrocławia z francuskiego US Creteil i jak zawsze w takich sytuacjach pojawiało się w pełni zasadne pytanie – skoro jest taki dobry jak się mówi, to czemu ląduje nie dość, że w naszej lidze, to jeszcze w Śląsku? Póki co jednak nie mamy prawa się czepiać, bo na lewej obronie Augusto spisuje się naprawdę solidnie. Ostatnio zagrał trochę gorzej, ale generalnie pokazuje, że i potrafi wyłuskać piłkę, i zażegnać niebezpieczeństwo, a jak jest okazja to chętnie podłączy się też do przodu i narobi smrodu pod bramką rywala. Póki co pozytywnie.

Filipe Goncalves – sytuacja analogiczna jak u Augusto, bo 31-letni pomocnik, który poprzedni sezon w barwach Moirenense zakończył bez gola i asysty, nie wyglądał na gościa, który miałby zbawić wrocławian. Tymczasem okazuje się, że Goncalves nie jest gościem z łapanki, którego postawili na środku, kazali założyć zielony trykot i spacerować po kole. W zasadzie to już ma lepsze statystyki niż w ostatnim roku, bo w Szczecinie udało mu się nawet trafić do siatki, a poza tym wygląda na całkiem niezłego pomocnika, który może zostać mocnym punktem drużyny.

Alvarinho – świetny w Zawiszy, beznadziejny w Jagiellonii i – póki co – całkiem przyzwoity w Śląsku. Jednoznaczna ocena Alvarinho jest o tyle trudniejsza, że skrzydłowy jest okrutnie chimeryczny. I nie chodzi tylko o to, że dobre mecze przeplata słabymi lub odwrotnie – Alvarinho potrafi na przestrzeni kilkudziesięciu minut kilka razy błysnąć, ale i zupełnie zgasnąć. Strzelić dwa super rajdy i rzucić kilka fajnych dośrodkowań, a po chwili w głupi sposób stracić piłkę i spartolić setkę. Tak czy owak wygląda na to, że Mariusz Rumak będzie miał z niego raczej pociechę.

Bracia Paixao – klasa sama w sobie. Wiemy na co ich stać z piłką przy nodze, więc nie musimy wam ich przedstawiać. A o tym, że w duecie czują się najlepiej, świadczy choćby ostatnie spotkanie. Trzy gole i jedna asysta to dorobek braci Paixao, którzy mocno przyczynili się do rozmontowania Wisły. I asbtrahując już od tego, co potrafią wymyślić na boisku – liga byłaby po prostu bez nich zdecydowanie mniej barwna.

Reklama

Czy jest coś, co nie potrafiłoby rozbawić Marco i Flavio? Szczerze wątpimy.

7nenQJ0

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...