Przez najbliższe pół roku w Krakowie będzie rządzić Cracovia. Podopieczni Jacka Zielińskiego w dzisiejszych derbach potwierdzili jedynie, że na tę chwilę Wisła pozostaje za nimi kilka kroków w tyle. “Pasy” rozprawiły się z rywalem zza miedzy bez większych problemów, praktycznie ani przez moment nie tracąc kontroli nad meczem.
Jak derby, to z pierdolnięciem. Z takiego założenia najwidoczniej wyszli tego wieczoru gospodarze. Dosłownie. Nim bowiem Wisła zdążyła wydać oświadczenie zdążyły upłynąć dwie minuty, fenomenalnym uderzeniem zza pola karnego popisał się Marcin Budziński. Pach, 1:0, szyba wybita. Macie, zacznijcie od środka jeszcze raz i się poprawcie.
Trzeba jednak przyznać, że cacko Budzińskiego w żaden sposób nie zmieniło tej potyczki w partię szachów i nie pozwoliło pomyśleć, że to co najlepsze już za nami. Przeciwnie – gra toczyła się w naprawdę niezłym, żwawym tempie Wisła po szybko straconym golu starała się za wszelką cenę udowodnić, że ma jaja i nie da się tak łatwo złamać. Drużyna Dariusza Wdowczyka atakowała, częściej strzelała, próbowała przecisnąć się pod bramkę na wszelkie możliwe sposoby, jednak brakowało w tym wszystkim konkretów – koniec końców piłka albo lądowała za stadionem, albo uderzenia bez większych problemów odbijał Sandomierski. Typowe chcieć i nie móc.
Cracovia z kolei ograniczała się do kontr, czajenia się na rywala oraz mądrego bronienia. Niech tamci sobie poklepią, a gdy nie będą patrzeć, wytargamy ich za ucho. I rzeczywiście – “Pasy” niczym wytrawny bokser wypunktowały przeciwnika jeszcze przed przerwą. Kontra, Jendrisek do Wójcickiego, ten zagrywa przed bramkę, Szczepaniak dokłada nogę, 2:0. Gol na samym początku i gol do szatni. Bardziej bolesnych ciosów zadać się chyba nie dało.
Po przerwie obraz gry nie uległ zmianie. Wisła z każdą minutą coraz bardziej się spieszyła, Cracovia – kasowała kolejne akcje. Gdy wydawało się, że nic już nie jest w stanie zaburzyć tego algorytmu, o jakiekolwiek emocje postanowił zadbać Patryk Małecki. Jego bramka z 88. minuty okazała się jednak wyłącznie przedłużeniem ciągnącej się przez całą drugą połowę agonii Wiślaków.
Cracovia wygrała, bo po prostu okazała się bardziej cwana i wyrachowana. No i też zwyczajnie lepsza pod względem czysto piłkarskim. Gospodarze pozwolili w pierwszej połowie “Białej Gwieździe” ulec złudzeniu, że po błyskawicznym gongu jest w stanie jeszcze coś ugrać, jednak tak naprawdę “Pasy” praktycznie cały czas miały pełną kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami.
Jeśli chodzi o Wisłę – abstrahując już od tego, co dzieje się wokół klubu – zaczyna się powoli robić naprawdę nieciekawie. Mimo że sezon w gruncie rzeczy dopiero co wystartował, trzy porażki z rzędu są raczej wystarczającym argumentem, by stwierdzić, że chyba coś jest nie halo. Tam nie potrzeba rozgrywającego czy klasowego napastnika. Tam potrzeba kogoś, kto w końcu ogarnie cały ten bajzel.
Fot: 400mm.pl