Trwa, na szczęście już stonowana, euforia po przegranych mistrzostwach. Ja tylko przypomnę skąd moje to niezadowolenie z piłkarzy. Otóż… siatkarze są mistrzami świata i właśnie ruszają na igrzyska. Piłkarze ręczni są na trzeciej pozycji w świecie i też lecą do Rio. Do tego polski klub wygrał Ligę Mistrzów, a ogranie Barcy staje się rutyną, a nie szczytem możliwości. Radwańska jest mistrzynią globu w tenisie, żeńskim wprawdzie, ale i w parach mieszanych (z Janowiczem). W lekkiej złotych mnóstwo, w kolarstwie, a Majka jedzie po kolejną wygrana w Tour de France. Powiecie – futbol to większa konkurencja. I to jest prawda. Ale w tych innych dyscyplinach mamy chałupnictwo, takiego Fajdka (ale nazwisko!), który nauczył się mistrzostwa na łące pod lasem, z nauczycielka wf, trenerskim samoukiem… Mogę wam pisać o lidze mistrzów w szachach, siatce, medalach na żużlu, sporo tego. Wniosek – piłkarze są w ogonie postępu i choć jest ich najwięcej, wciąż brakuje do kadry z ośmiu, jeśli myślimy o takich nadających się. I tyle na ten temat. Nie że jestem malkontentem, ja po prostu lubię być najlepszy.
Nie tylko ja. Bonio, który ma podobny charakter, teraz pewnie nie może odżałować, żeśmy z Portugalią nie zaryzykowali. I nie wstawili na dogrywkę z Portugalią dwóch świeżych, głodnych, choćby Stępińskiego z Linettym…
Taki Skorża wpadł na to wstawiając Smolarka z Jeleniem (Janosik przysypiał), i młodzi byli najlepsi.
Czasem trzeba zaryzykować, żeby wygrać, ale trzeba mieć, hm, poczucie wiecznego niezadowolenia, jak ja mniej więcej, chcieć więcej, by wygrać więcej, i zarobić więcej, tak mniej więcej.
W jednym ze stu moich ulubionych filmów, czyli „Locie nad kukułczym gniazdem” Indianin chce podnieść ogromną machinę. Dźwiga, szarpie się, stęka, nie daje rady. Jednak mówi tak:
– Ale chociaż spróbowałem..
Myśmy nie spróbowali, a druga okazja się nie nadarzy. Tymczasem my się zachowujemy jak ta dupcia u boku Redforda w „Żądle”. On przegrywa trzy kafle w ruletę, a ona, z trwogą w głosie…
– Nie możemy powtórzyć???
No nie możemy.
*
Walia rewelacją, na miarę Leicester. No, słabe, zważywszy że mają w składzie najdroższego gracza świata, Ramseya, paru ludzi skaczących do główki a nie jak nasi przyglądających się na siebie, no i tego Robsona-Kanu, który pierdolnął takiego gola (tak, pierdolnął z niczego takiego gola), jakiego większość ludzi nigdy w życiu (poza Piotrkiem Przychodzeniem z dawnego Kaktusa i PS). Wszyscy do przodu, a on w tył zwrot!
Nigdy Walii nie poważałem, ale raz coś dało mi do myślenia. Igrzyska poprzednie, Londyn 2012, wspólna reprezentacja Wielkiej Brytanii. Stu Pearce (Stu od Stuart ale i od stupid), nie powołał Anglika Beckhama, bo cienki (!!!). No to zerkam kogo powołał, a tam – od groma Walijczyków! Pięciu albo sześciu na osiemnastu. I jacyś mało znani Joe Allen, Aaron Ramsey…
Nie był taki stupid, tylko oni za młodzi jeszcze.
Ale chyba nie wziął jednak Bale’a, choć ten wybrany został graczem roku w Anglii, a zabrał Giggsa, ruchacza roku. Zatem jednak stupid.
*
Jakaś panika się robi, że Brexit rozłoży świat. Na razie korzystam, funt staniał z 6 złotych na 5,32 (cena kupna), a że finansuję studia córki w UK, więc korzystam. Czekam jeszcze jak euro spadnie na dwa zeta, więcej nie jest warte, serio. Ma to spory wpływ na… futbol. Otóż funty rządzą futbolem i jest to grabież, zatem wartość ich siły nabywczej jeśli spadnie (a spada), to przestaną srać forsą jak dziś (to odpowiednie słowo), i kupować wszystkich piłkarzy świata z dziećmi włącznie za frytki. Jak dla mnie to pozytywny objaw, także jakże oczywista kwestia, że prawa telewizyjne w UK nie mogą być tysiąc razy więcej warte niż te w Polsce czy na Słowacji. Zwłaszcza gdy pamięta się co zagrała Anglia.
Był taki król Midas, który zapragnął by wszystko czego dotknie zamieniało się w złoto. No i udławił się na śmierć złotym kartoflem.
*
Jak tak powolutku oceniam Euro, sam sobie (do telewizji nie chodzę, mam ważniejsze wieczory w Republice i dziękuję za zaproszenia – poza tym do Vegas, skorzystam), no to widać różnice i to wcale nie subtelne, to nie są niuanse jakieś tylko otumanienie propagandą. I czytam akurat wspomnienia Szpilmana. Opisuje Warszawę września 1939 roku. Niemcy mieli mieć czołgi z tektury, samoloty z papieru, benzynę syntetyczną nie nadającą się nawet do zapalniczek… Tymczasem widział uciekające miasto, Niemców u bram, polski rząd zmykający aż do Rumunii, mnóstwo zabitych – Polaków.
My mamy taką cechę, że tworzymy mity, wierzymy w nie, a potem zderzamy się ze ścianą. I powoli musimy lizać rany, latami, opłakując przegranych i poległych. I szukać pociechy w humorze, tyle zostaje. Jak z tym spóźnionym Milikiem na imprę – nie mogłem trafić…
No dobra, ale Euro to tylko zabawa dla chłopców w krótkich spodenkach. I piszę o nim, bo jest nas wielu, lekko nienormalnych.
W ramach wariactwa zaproponowałem przyjacielowi, który hoduje kury, by nazywał je teraz jak piłkarzy (on zna każdą swoją nioskę po imieniu). Na przykład jakąś chudzinę Jędza, ładniutką Krycha, na rosół Kuba, a koguta Pazdan…
A kumpel na to: fajne, żeby mnie tylko nie zaatakowały skrzydłami!
*
A w ramach żartów – fani Legii wybrali jedenastkę 100-lecia. I znalazł się w niej Rzeźniczak.
Beka stulecia. No, ale wycofał zeznania i uzyskał przebaczenie. U mnie też dostanie, jak Legia zagra w Lidze Mistrzów. Ale przesadnie bym na to nie stawiał. Nikt na nas nie wyśle czołgów z tektury i samolotów na rzepak.