Z ośrodka treningowego w La Baule właśnie znikają wszystkie płachty założone po to, by rywale nie podpatrzyli taktyki Polaków. W ośrodku dla dziennikarzy rozbierana jest sala konferencyjna. Powoli pakowane są krzesła, stoły i cały branding Łączy nas Piłka oraz PZPN. Jest godzina 11:00. To piękne północne miasteczko wraca do swojego normalnego rytmu. Już bez kibiców pod hotelem L’Hermitage. Bez języka polskiego słyszanego naprawdę często na promenadzie. Od jutra bez plakatów Bienvenue Pologne.
Przed hotelem powoli ustawiają się jego pracownicy, głównie kucharze i ludzie z recepcji. Wygląda to tak, jakby zastanawiali się, gdzie mają stanąć, by nikomu nie przeszkodzić w wyjściu. W końcu formują szpaler na schodkach przy głównych drzwiach. Jako pierwsi – przy aplauzie – wychodzą analitycy. Chwilę później kadrowicze i ich partnerki. Odświętnie, w garniturach kierują się do autokaru, który zawiezie ich na lotnisko do Saint-Nazaire. Kibiców na oko jest z trzydziestu. W tym dwóch z Wielkiej Brytanii, którzy udekorowali samochód w narodowe barwy. 40-letnia fanka próbuje intonować doping, ale deszcz studzi jej zapały. Po chwili ogranicza się jedynie do „dziękujemy za emocje” do każdego piłkarza. W tym do Stępińskiego, do którego krzyknięto „panie Lewandowski, prosimy!”.
– Panie Nawałka, dziękujemy!
– My też dziękujemy.
– Proszę się nie martwić, będzie dobrze.
– Oby.
Kilka uśmiechów, kilka autografów. Początkowo miała się tu odbyć oficjalna konferencja Zbigniewa Bońka i selekcjonera, ale ostatecznie piłkarze przekonali władze PZPN, by szybciej mogli wrócić do domu. Francja to już historia.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK