Reklama

Portugalczycy zrobili „Poznań”. Ale nie taki, jak by chcieli

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2016, 22:25 • 2 min czytania 0 komentarzy

„Jak zatrzymaliśmy Cristiano Ronaldo”. Tak swój najnowszy film ma pełne prawo zatytułować niegdyś dyrektor reżyser, a dziś reprezentacyjny bramkarz Islandii Hannes Halldorsson. Wraz z kolegami dokonał bowiem czegoś, co nie udało się wcześniej ani Rumunii, ani Irlandii Północnej, ani Ukrainie, ani najbliższym tej sztuki Czechom. Zatrzymali niekwestionowanego faworyta i zostali sprawcami największej niespodzianki pierwszej serii gier.

Portugalczycy zrobili „Poznań”. Ale nie taki, jak by chcieli

Islandczyków dziś trudno nie podziwiać, ale też trudno ich występ jakkolwiek radykalnie definiować. No bo czy bronili się momentami desperacko? A jakże. Ale równocześnie mieli na nodze piłkę meczową, gdy Alfred Finnbogason w końcówce mógł pokonać Rui Patricio. Niby obrona Częstochowy, ale jednak z nazbyt częstymi próbami ataków, by móc tego zwrotu użyć z pełnym przekonaniem. Zupełnie inna postawa od tej Irlandczyków z Północy, którzy ograniczyli się tylko do bezmyślnej wybijanki. Siły idealnie wkomponowane w zamiary.

Przede wszystkim jednak potrafili się podnieść już w tej arcytrudnej sytuacji, w której Portugalczycy mieli ich na widelcu. Ronaldo i koledzy tylko czekali na to, aż wreszcie padnie pierwsza wieża strażnicza, bo później dziarskim krokiem wejść do fortecy eurodebiutanta. Po strzale Naniego musiało bowiem dojść do przegrupowania nordyckich wojsk, do wysłania większej liczby żołnierzy na front, do pozostawienia swojego terytorium odkrytego i bardziej podatnego na ataki agresora.

I gdyby tylko generałowie „Seleção das Quinas” oglądali w tym sezonie mecze Lecha Poznań, to pewnie by to spotkanie wygrali…

Reklama

Ale swojej pracy domowej jak widać nie odrobili, bo popełnili kropka w kropkę ten sam błąd, co „Kolejorz” w Bazylei, w eliminacjach do Ligi Mistrzów. Zapomnieli o tym, że blondwłosy Bjarnason to nie jest zawodnik przywiązany do linii bocznej i że lubi agresywnie ściąć linię biegu w pole karne przy dośrodkowaniu z przeciwległej strony boiska.

Tutaj Basel – Lech i gol na 1:0:

Tutaj z kolei Portugalia – Islandia i trafienie na 1:1:

Nie mamy bladego pojęcia, czy Bjarnason jest w posiadaniu peleryny-niewidki, czy może rywale tak współczują mu staromodnej fryzury, że dają się przynajmniej nacieszyć strzelonymi bramkami. Efekt jest jednak taki, że Islandia po tym golu wraca do „swojej” gry, a dodatkowo ma coraz więcej szans wyjścia z kontrami, bo nie można było nie zauważyć, że przygotowanie motoryczne już tylko papierowego outsidera grupy F stało na najwyższym poziomie. Trudno było oprzeć się wrażeniu, że gdyby ten remis oznaczał dogrywkę, to w niej podopieczni duetu Lagerback-Hallgrimsson zajechaliby rywali na amen.

Reklama

A tak? Tak mają punkt, a Portugalczykom dali przy okazji najlepszy dowód na to, że samymi statystykami meczów się nie wygrywa.

Zrzut ekranu 2016-06-14 o 23.06.14

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...