Tygodnie przygotowań, nieprzespanych nocy i pytań, czy Michał Pol nie wrzuci złego zdjęcia na Twittera wszystko wypali. Naszym nieskromnym zdaniem – wypaliło. Na drugą edycję Wielkiej Gali Weszło szykowaliśmy się naprawdę długo: znów w głosowanie wkręciliśmy całą ligę, zwiększyliśmy liczbę kategorii, zwycięzcom wręczyliśmy nagrody, przygotowaliśmy materiały wideo i mnóstwo innych atrakcji. A tam, gdzie zostawiliśmy małe pole do popisu, życie zaskoczyło nas mocno in plus. Kto nie był z nami na żywo (tutaj), ten tekst przeczytać musi obowiązkowo.
Możemy na tę galę jeszcze spoglądać z lekkim przymrużeniem oka, ale jedno musimy podkreślić – wyniki głosowania należy traktować jak najbardziej serio. Z każdego klubu Ekstraklasy zaprosiliśmy do zabawy po dwóch zawodników, w każdej z jedenastu kategorii wskazywali trzech kandydatów w określonej kolejności, z zastrzeżeniem, że nie można głosować na kolegę z zespołu.
I tu pierwsza ciekawostka: w jednym z klubów ścisłej ligowej czołówki solidarnie nie oddano żadnego głosu na żadnego zawodnika Legii. Wyjątek stanowiły kategorie Największy symulant i Najbardziej przereklamowany piłkarz.
Zupełnie jak kilka miesięcy temu, na koniec roku kalendarzowego, plebiscyt został zdominowany przez jednego człowieka. Nemanja Nikolić. One Man Show. Gość, który co roku musi coś wygrywać. Grając jeszcze w Videotonie, żadnego z sześciu sezonów nie skończył z pustymi rękoma – albo zdobywał mistrzostwo Węgier, albo Puchar Węgier, albo sięgał po koronę króla strzelców. Ale takiego sezonu, jak ten w Ekstraklasie, nie miał nigdy. Tutaj był w najlepszej drużynie, która wygrała ligę i krajowy puchar, a sam został najlepszym strzelcem.
28 bramek, które zdobył w tym sezonie, nie uszło uwadze samych ligowców. Nikolić ustrzelił hat-tricka i ze zdecydowaną przewagą został wybrany Najlepszym piłkarzem, Najlepszym napastnikiem i Najlepszym obcokrajowcem. Najmniejszą przewagę uzyskał w tej pierwszej, najważniejszej kategorii, ale i tak od drugiego Rafała Murawskiego uzbierał ponad dwa razy więcej głosów.
I nie oszukujmy się – jest jeszcze tylko jedna kategoria, w której wybór jest tak oczywisty. Szymon Marciniak jako Najlepszy arbiter, gdzie tylko sześciu z 32 głosujących było innego zdania (i tak umieszczając go na podium).
Podczas pierwszej edycji Wielkiej Gali Weszło do samego końca z dużą niepewnością liczyliśmy punkty w kategorii na Najlepszego bramkarza. Jakub Szmatuła szedł łeb w łeb z Radosławem Cierzniakiem i wygrał na ostatniej prostej – o długość rękawicy, jednym punktem. Ale skoro Cierzniak postanowił od tamtej pory występować jedynie w trzecioligowych rezerwach Legii, konkurencji dla golkipera Piasta nie było praktycznie żadnej. Patrząc przez przekrój całego sezonu, to ani Putnocky, ani Malarz, ani Burić, ani Zubas nawet nie stali ze Szmatułą w jednym rzędzie.
– Śmialiśmy się z kolegami, że jeszcze dwa lata temu byłem mocno zamknięty w szafie, w której trener mnie zamknął i wyrzucił kluczyk – mówi zwycięzca w kategorii Najlepszy bramkarz.
Arkadiusz Onyszko, komentujący wręczenie nagród, dodaje: – Całą swoją karierę siedział gdzieś tam na ławce i nagle, w takim wieku zdobywa wicemistrzostwo. Najrówniejszy i najlepszy bramkarz – jak wielu w tym fachu, im starszy, tym lepszy, bo ma doświadczenie, czuje grę, wie, gdzie napastnik strzeli, zanim rzeczywiście to zrobi.
W najbardziej prestiżowych kategoriach, dotyczących numeru 1 w danej formacji, prawdziwą rywalizację oglądaliśmy dopiero wśród obrońców i pomocników. Wśród zawodników drugiej linii znów królują kreatorzy gry. Po rundzie jesiennej najwięcej głosów zyskał Mateusz Cetnarski, wygrywając nieznacznie z Kamilem Vackiem i Rafałem Murawskim. W drugiej części sezonu mocno z tonu spuścił zawodnik Piasta – i to na tyle, że wyleciał poza piątkę, kosztem m.in. Krasicia i Starzyńskiego, a i ledwo utrzymał się wśród Najlepszych obcokrajowców. Ligowcom nie umknęło również to, że loty obniżył zawodnik Cracovii. Dlatego z nieznaczną przewagą wygrywa Murawski.
I chyba wypada tylko przytoczyć dzisiejszą wypowiedź Bogusława Leśnodorskiego z Przeglądu Sportowego: – Najlepszym pomocnikiem ligi został Rafał Murawski. Z całym szacunkiem, ale gdzie mu do Tomka Jodłowca?
Rafałowi Murawskiemu nagrodę wręczymy, gdy wróci z wakacji
Po tym, jak na gali organizowanej przez Ekstraklasę wygrał Patrik Mraz, było sporo sprzeciwów (również od prezesa Legii) – że przecież obrońca jest od bronienia, a Mraz bronić nie potrafi. W zorganizowanym przez nas głosowaniu, zdaniem ligowców, zwyciężył Michał Pazdan, ale było to zwycięstwo w pocie czoła, naprawdę nieznaczne. Ekstraklasowcy tak naprawdę zastanawiali się tylko pomiędzy stoperem Legii a lewym defensorem Piasta. Co ciekawe, Pazdan znalazł się na pierwszym miejscu u dziewięciu zawodników, Mraz – u czterech.
Ale to nie jedyna nagroda, którą zgarnął Pazdan. Ligowcy wybrali go również Największym boiskowym bandziorem, któremu wręczyliśmy kij bejsbolowy. – Jestem typowym tłukiem, więc mi się przyda. Niektórzy są od grania, a niektórzy są od walenia – żartuje. – Miło jest coś zdobyć, do pewnego czasu w ogóle nic nie zdobywałem…
Łukasz „Juras” Jurkowski dopowiada: – Zapasy ma na bardzo dobrym poziomie, parteru szlifować nie musi, ale gdy trzeba się postawić i skoczyć z latającym front-kickiem – to też potrafi. Zawodnik kompletny jak na MMA. Materiał na gościa, z którego zrobiłbyś dobrego zawodnika sportów walki. Boisko to jedna sprawa, charakter – druga i najważniejsza, ale skilla można się nauczyć. Jeśli masz głowę, żeby się bić – a Pazdan taką ma – to jak najbardziej. Jeden z najbardziej charakternych gości, jakich poznałem w piłce.
W dodatkowych kategoriach, których w przeszłości nie mieliśmy, również wygrywają mistrzowie Polski. To, że w plebiscycie na Najbardziej przereklamowanego piłkarza zwycięża Rzeźniczak przed Dudą, a na Największego symulanta zdecydowanym numer 1 zostaje wybrany Guilherme – sporo mówi, jak duże emocje budzi Legia.
Jeśli chodzi o tego, który cieszy się lepszą opinią niż pokazuje to w rzeczywistości, była spora niezgodność. Padały nazwiska Peszki, Nielsena, Kownackiego, kawałek dalej – Borysiuka, Zwolińskiego czy Mili. Natomiast w kwestii tego, który najczęściej kładzie się na murawie, ligowcy nie mieli większych wątpliwości. Nam „Gui” zaimponował tym, że nie uciekł przed kamerami, nie marudził, tylko pokornie odebrał nagrodę.
– Dla mnie na przykład Lipski jest przereklamowany. Młody chłopak, on się będzie rozwijał, ale na razie to prochu nie wymyślił. Klub musi spłacić długi i po prostu ta reklama piłkarzy Ruchu jest taka intensywna. Bo ile on miał dobrych meczów, tak naprawdę? Czasem uderzy karnego, wolnego i to wszystko – stawia sprawę twardo Andrzej Iwan.
Tymczasem Lipski w głosowaniu ligowców na Odkrycie sezonu musiał uznać jedynie wyższość Bartosza Kapustki. Dla niego nagroda specjalna: plakat Macieja Jankowskiego, czyli odkrycia wszech czasów w polskiej piłce.
I jeszcze bonus – sprawa, nie będziemy ukrywali, absolutnie dla nas zaskakująca. W ostatniej chwili postanowiliśmy przeprowadzić na stronie Weszło wybory na najlepszego komentatora. Wśród nominowanych sama śmietanka stałych czytelników i wypowiadających się pod tekstami. Wygrać mogła tylko jedna postać – Jacek Cieloch. Szybko wykręciliśmy więc numer do jego idola Piotra Grzelczaka, a on… Oddajmy mu po prostu głos:
– Bardzo się cieszę, że pan Jacek wygrał. Dobrze wiedzieć, że jest taka osoba na dobre i na złe, która niezależnie od okoliczności potrafi wesprzeć mnie dobrym słowem. Staram się generalnie mało korzystać z internetu, ale opinie od Jacka Cielocha śledzę regularnie. Panie Jacku, gratuluję, dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze i w ramach podziękowania za wsparcie wysyłam koszulkę!
Tak, tak, to naprawdę się wydarzyło. Druga edycja Wielkiej Gali Weszło przechodzi do historii!
* Jako że nie można było oddawać głosów na kolegów z zespołu, maksymalna liczba punktów to 150 (a dla arbitrów 160).