Wczoraj z Górnikiem Łęczna pożegnał się Jurij Szatałow, czyli szkoleniowiec, który pracował w tym klubie przez przeszło tysiąc dni. Ukrainiec był także jednym z najdłużej pracujących trenerów w samej Ekstraklasie, bo stażem na najwyższym poziomie rozgrywek ustępował jedynie Michałowi Probierzowi. Rozstanie Szatałowa z Łęczna było przy okazji już ósmą roszadą trenerską w ósmym klubie Ekstraklasy. A wszystko na przestrzeni trwającego sezonu.
Tak to już w sporcie bywa, że najczęściej na jednego wygranego przypada jeden przegrany. Siłą rzeczy w każdym sezonie mniej więcej połowa drużyn będzie niezadowolona. A w Ekstraklasie kończy się to połową trenerów wywalonych na bruk. I jest to, niestety, absolutna norma. U nas nie ma żadnych długofalowych wizji czy koncepcji wybiegających kilka miesięcy wprzód. O wszystkim decyduje aktualny wynik sportowy.
Przykłady? Weźmy kluby z najwyższymi ambicjami – Legię, Lecha i Lechię. W każdym z nich na pewnym etapie rozgrywek wyniki były mocno niezadowalające, a ambitne cele zaczęły znikać za horyzontem. Jakie kroki podjęto? Wszędzie wymieniono szkoleniowców, a w Lechii nawet kilka razy. Z kolei następne pięć klubów, które załapały się do grupy mistrzowskiej i nie miały mocarstwowych planów, pozostawiło swoich szkoleniowców na stołkach. Tam już założone cele osiągnięto.
Z kolei spośród zespołów z grupy spadkowej mieliśmy aż pięć zmian trenerów. Spokój zachowano jedynie w Białymstoku, Kielcach i Niecieczy. Chociaż i w Termalice może być w tym sezonie jeszcze gorąco. Natomiast brak zmiany w Kielcach jest absolutnie zrozumiały – tam celem było utrzymanie i Marcin Brosz zdaje się doskonale wywiązywać z powierzonego zadania. Innymi słowy, jedynym klubem, w którym przełknięto niezadowalający wynik, pozostaje Jagiellonia.
Spójrzmy jak obecnie prezentuje się ciągłość pracy trenerów w Ekstraklasie:
Michał Probierz (Jagiellonia) – 761 dni
Waldemar Fornalik (Ruch) – 578 dni
Radoslav Latal (Piast) – 414 dni
Czesław Michniewicz (Pogoń) – 394 dni
Jacek Zieliński (Cracovia) – 383 dni
Piotr Mandrysz* (Termalica) – 311 dni
Piotr Stokowiec* (Zagłębie) – 311 dni
Marcin Brosz (Korona) – 311 dni
Robert Podoliński (Podbeskidzie) – 230 dni
Stanisław Czerczesow (Legia) – 214 dni
Jan Urban (Lech) – 208 dni
Piotr Nowak (Lechia) – 115 dni
Jan Żurek (Górnik Zabrze) – 65 dni
Mariusz Rumak (Śląsk) – 59 dni
Dariusz Wdowczyk (Wisła) – 55 dni
Andrzej Rybarski (Górnik Łęczna) – 1 dzień
* Mandrysz i Stokowiec pracują w swoich klubach dłużej, ale braliśmy pod uwagę wyłącznie ciągłość pracy w Ekstraklasie.
Ledwo skończyliśmy pisać o efekcie nowej miotły u Jacka Zielińskiego, a już widzimy go w TOP5 całej ligi. Natomiast Radoslav Latal, który zaraz będzie w walczył w Warszawie o tytuł mistrzowski, to dziś jeden z największych wyjadaczy. Znamienne też, że tylko pięciu szkoleniowców przetrwało w Ekstraklasie okrągły rok. Można więc spokojnie napisać, że dopiero po dwunastu miesiącach odróżnia się w tej branży chłopców od mężczyzn.
Niezmiennie najbardziej zasmucający jest fakt, że – jak wynika chociażby z powyższego zestawienia – wciąż całą winę za porażki ponoszą trenerzy. Piłkarze wielokrotnie biją swoich szkoleniowców stażem pracy i ich wynik sportowy zdaje się nie dotyczyć. I to się raczej szybko nie zmieni. Nie w lidze, w której średni staż pracy trenera wynosi zaledwie dziewięć miesięcy.
Fot. FotoPyK