Jakkolwiek skończy się dla Piasta Gliwice ten szalony sezon, większość piłkarzy tej drużyny na urlop będzie mogła jechać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku. Wiadomo – na Malediwy, nie-Malediwy lepiej ruszyć z tradycyjnym kacem po fecie, niż plując sobie w brodę po straconej szansie, ale odłóżmy na chwilę na bok aspekt drużynowy. Pod okiem Latala wielu piłkarzy osiągnęło w tym sezonie życiową formę. Czasami jest to wręcz poziom, o który byśmy nigdy tych ludzi nie podejrzewali, a trochę już przecież w Ekstraklasie widzieliśmy…
Do rzeczy – to nie będzie kolejny tekst o tym, że Szmatuła powoli może szykować na półce miejsce na statuetkę dla bramkarza sezonu. Nie będzie o świetnie ułożonej lewej stopie Patrika Mraz, nie będzie o tym, że Hebert to dziś TOP5 stoperów w Ekstraklasie. Darujemy sobie również Vacka, Murawskiego, Maka – wszyscy wiedzą, jak wielki jest ich wkład w ewentualne mistrzostwo, podobnie, jak o tym, że bez goli Nespora i Barisicia nie byłoby żadnych szans na tytuł.
Piast, który nas zachwycił, to w dużej mierze ta ósemka, ale oczywiście nie tylko oni. W całym sezonie barwy drużyny z Gliwic – wliczając mecz Pucharu Polski – choćby przez chwilę reprezentowało 30 piłkarzy. Postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej właśnie najlepszym spośród aktorów drugoplanowych. Na Oscara żaden z nich pewnie nie zasłużył, ale na uznanie nasze i wasze już jak najbardziej.
MARCIN PIETROWSKI (31 meczów; 0 goli, 5 asyst, 1 kluczowe podanie; średnia not: 5,17)
Przyznajcie szczerze, to przecież żaden wstyd – kto z was pomyślał, że po tym jak skreślono go w rodzinnym Gdańsku, prędzej czy później wyląduje w jakiejś Bytovii czy Chojniczance? U nas właśnie tak to wyglądało, wydawało się przecież, że znamy go doskonale i widać, że nie rokuje. Tymczasem wciąż nas zaskakuje. Najpierw tym, że się w ogóle przebił. Później uniwersalnością, bo przecież sprawdził się w Gliwicach na trzech (a może nawet czterech, jeśli weźmiemy pod uwagę prawe skrzydło) pozycjach. Do tego – taką boiskową inteligencją, tym że dużo widzi na murawie. Dzisiejsza asysta nie jest może tego idealnym przykładem, ale jeśli widzieliście choćby pięć spotkań Piasta w tym sezonie, to pewnie wiecie, o czym mówimy. Ma 28 lat – grą w tym sezonie zapewnił sobie obecność w Ekstraklasie w kilku kolejnych rundach.
SASZA ŻIVEC (23 mecze; 5 goli, 0 asyst, 3 kluczowe podania; średnia not: 5,00)
Gdyby przed sezonem Radoslav Latal go skreślił, dziś ciężko byłoby nam sobie w ogóle przypomnieć jego twarz. A były przecież ku temu podstawy – przez rok wydawało się, że równie wiele co on do ligi mógłby wnieść każdy inny/inna Sasza, np. Grey. W 19 meczach zaliczył ledwie jedną asystę, śmieszny wynik. I choć wciąż nie doczekaliśmy się kolejnej, to o Słoweńcu mamy już zdecydowanie lepsze zdanie. Okazało się, że potrafi być skuteczny, do tego ma sporo fantazji. Gdyby nie kłopoty ze zdrowiem, które w pewnym momencie wykluczały go z gry, kto wie – może Mateusz Mak miałby spore problemy, by w ogóle zaistnieć. W ostatnich trzech spotkaniach – absolutnie czołowa postać.
TOMASZ MOKWA (18 meczów; 1 gol, 0 asyst, 1 kluczowe podanie; średnia not: 4,50)
O ludziach takich jak on mówi się, że z twarzy są podobni zupełnie do nikogo. OK, akurat Mokwa mógłby robić za sobowtóra Ondreja Dudy, ale wiecie chyba o co nam chodzi – ani nie jest szczególnie młody (23 lata), ani szczególnie utalentowany, ale ma wystarczające umiejętności, by dołożyć swoją cegiełkę. Najpierw ciułał minuty, a teraz jest podstawowym piłkarzem w meczach o mistrzostwo Polski. Słabo? Jeśli mamy być szczerzy, bardzo podobał nam się tylko raz – w grudniowym meczu z Lechem Poznań – ale to i tak lepszy wynik niż w przypadku 50% piłkarzy Ekstraklasy.
UROS KORUN (31 meczów; 2 gole, 0 asyst, 0 kluczowych podań; średnia not: 4,33)
Mamy z nim lekki problem. Liczba meczów świadczy o tym, że Latal ma do niego pełne zaufanie, ale gdybyście zapytali się nas, kogo należałoby zastąpić w kontekście ewentualnej walki o Ligę Mistrzów, chyba wskazalibyśmy właśnie na niego. Lepszy od Osyry czy Ipszy, momentami naprawdę solidny, ale popełnia troszeczkę zbyt wiele prostych błędów. Może nie wygląda, ale ma już 28 lat, więc ciężko liczyć, że jeszcze z tego wyrośnie. Podsumowując – całokształt na mały plus, szczegóły do poprawy.
GERARD BADIA (27 meczów; 2 gole, 3 asysty, 1 kluczowe podanie; średnia not: 4,37)
O większości iberyjskiego zaciągu już w Gliwicach zapomniano, ale akurat on wciąż daje argumenty, że warto na niego stawiać. Jasne – pewnie lepiej czuł się gdy zarówno trener, jak i kilku kolegów z zespołu pochodziło z tego samego kraju, ale z Latalem też potrafi się dogadać. Cenny zmienik, który pewnie miałby pierwszy plac w połowie drużyn Ekstraklasy. Przydawał się w kluczowych momentach sezonu – na Legii strzelił bramkę dającą wyrównanie, tydzień później był bodajże najlepszym piłkarzem w meczu z Lechem. Summa summarum dał wiceliderowi więcej niż chociażby Bartosz Szeliga, który zdecydowanie częściej grał w pierwszym składzie.
***
Ludzie skreśleni w innych miejscach, anonimy ze Słowenii, ligowe szaraczki. To za moment mogą być mistrzowie Polski, którzy w pełni na ten tytuł zasłużyli. Jeszcze raz – chapeau bas, panie Latal.
Fot. 400mm.pl