W pierwszym składzie nie było Tomasza Jodłowca, nie było Michała Pazdana, a mimo to okazało się, że Legia na mecz z Cracovią wyjechała czołgiem. Przez chwilę wydawało się, że będzie tutaj atrakcyjna, widowiskowa wymiana ciosów – goście próbowali klepać, Wdowiak zagrał świetną piłkę do Cetnarskiego, po drugiej stronie próbował Deleu… A potem wjechał Prijović. Wjechał Michał Kucharczyk, który dzisiaj grał swój najlepszy mecz w tym sezonie i zanim Cracovia zdążyła ponarzekać na sędziego – było już 3:0.
Kogo tu chwalić, skoro właściwie każdy z legionistów zagrał na naprawdę wysokim poziomie? Kucharczyka za gola, rozklepanie z Hlouskiem po którym “setkę” miał Nikolić, kapitalną piłkę między obrońcami w końcówce pierwszej połowy? Może jednak Guilherme, który stawiał stempel w większości akcji, fantastycznie uruchamiał i grających wyżej, i podłączającego się do ataków Hlouska? A przecież kapitalny mecz grał też Prijović, nieźle spisywał się Duda, wreszcie przełamał się Hamalainen. Legia atakowała na tyle przekonująco, na tyle zdecydowanie i na tyle konsekwentnie, że właściwie i 7:0 nie byłoby tutaj jakąś wielką krzywdą dla gości.
No właśnie. Tutaj dochodzimy do minusów. Przede wszystkim Nikolić, który marnował dzisiaj sytuacje, które jesienią spokojnie kończyłby nawet po tygodniu w Enklawie, możliwe nawet, że tej Enklawy nie opuszczając. Słaby, naprawdę słaby występ, i właściwie tylko grzywka, którą zdobył dzisiaj bramkę ratuje go od bardziej wyrazistej krytyki. Poza nim Legia grała mecz kompletny, praktycznie bez słabych fragmentów, bez słabych punktów. Inna sprawa, że nie potrafimy wyliczyć, ile w tym zasługi wysokiego pressingu i równie wysokiej dokładności podań legionistów, a ile ciapowatości i nieporadności piłkarzy Jacka Zielińskiego.
Ci bowiem mieli w meczu dwie fazy – w pierwszej, gdy obroną dyrygował duet Bejan-Wołąkiewicz, grali tragicznie i fatalnie. Potem nastąpiły dwie zmiany – w środku defensywy pojawił się Piotr Polczak i wówczas gra Cracovii wyglądała tragicznie, fatalnie i w dodatku nieestetycznie. Sami zastanawiamy się, kto w tym bajzlu był najsłabszy – i naprawdę nie jesteśmy w stanie wybrać, czy Polczak czy Bejan. Odczytujemy grę obu jako zakamuflowany hołd złożony Mateuszowi Żytce z okazji niemal okrągłej rocznicy ostatniego występu tego ostatniego w barwach Cracovii.
Nie miał też dnia Grzegorz Sandomierski, chociaż może bardziej na miejscu byłoby przywołać to, co wlecze się za nim od dawna. Opinię bramkarza, który nie używa nóg, a przynajmniej nie do poruszania się. Niezależnie skąd pada strzał, niezależnie jak daleko od golkipera – Sandomierski bazuje wyłącznie na wyskoku i swoim wzroście – zamiast zrobić dwa kroki – napina się do tygrysiego skoku. Było to widać szczególnie po rykoszecie przy strzale Kucharczyka, ale i pierwszy gol w dużym stopniu obciąża jego konto.
Fantastyczny mecz Legii, fatalny mecz Cracovii i na ten moment – Legię od wymarzonego tytułu na stulecie dzielą trzy zwycięstwa. O które w tej formie trudno być raczej nie powinno.
Fot.FotoPyK