Piłkarze Lecha Poznań coraz mocniej kuszą los i na niedawne słowa prezesa, że w przypadku braku europejskich pucharów dojdzie do prawdziwej rewolucji, odpowiadają: sprawdzam. Jeśli ktoś miał być największym beneficjentem systemu, w którym dzieli się punkty, to z pewnością mistrz Polski. Czyli zespół, który jeszcze jesienią kiepskie wyniki mógł tłumaczyć grą na kilku frontach, a dziś wymówki nie ma żadnej. Z pięciu ostatnich spotkań Jan Urban wygrał raz, po podziale dorobku – dopisał skromny punkcik.
87. minuta meczu. Lech wyprowadza kontrę, Gajos wpada z piłką w pole karne, spogląda w stronę bramkarza, spogląda na partnerów i zagrywa – ale ani w kierunku kolegów, ani Jakuba Szmatuły. Ot, kopnął piłkę w znanym tylko sobie celu. Reszta zawodników ze złością rozkłada ręce, a z trybun dobiegają gwizdy. Zasłużone.
Gospodarze, grając przez 20 minut w przewadze jednego piłkarza, nie potrafią zrobić nic w kierunku wygranej. A przecież już wcześniej wypuścili z rąk korzystny rezultat – prowadząc 2:0, dali sobie wbić dwa gole. Dziś w Poznaniu najczęściej spośród trenerskich nazwisk padało to Czesława Michniewicza.
Świetnie w ten mecz weszli podopieczni Urbana. Zaczęli wysoko, chcieli atakować, duże chęci do gry miał Jevtić. Szwajcar serbskiego pochodzenia przedzierał się między obrońcami, w końcu faulował Murawskiego (sędzia faulu nie odgwizdał), który przypadkiem zagrał pod nogi Linettego – ten bez zawahania uderza z 16 metrów. Oj tak, dziś widać, jak mocno Lechowi go brakowało. Tym bardziej, że jeszcze przed przerwą rozgrywający Kolejorza trafia w poprzeczkę i wypracowuje, tutaj również przy dużym wkładzie Jevticia, drugiego gola Nielsenowi.
Po meczu? Nic z tych rzeczy. Piast odpowiedział tym samym, co Lech na boisku miał najlepsze – rozgrywającym w wysokiej formie. Goście przed przerwą najlepszą sytuację mieli po dośrodkowaniu Mokwy i główce Barisicia w poprzeczkę, potem zaczął czarować Vacek. Raz posłał kapitalną piłkę nad linią obrony Lecha do Żivca (gol na 2-1) i raz zaliczył kluczowe podanie w akcji, fantastycznie wykończonej przez Mraza. 2:2, Poznań w szoku.
Pewnie wielu z was czuło się wiosną trochę przez Piasta oszukanych. Ta urocza niewiasta z Gliwic skradła serce, zawróciła w głowie, naobiecywała, a przy bliższym poznaniu – rozczarowała. Ale dziś znów były motylki w brzuchu. Znów Vacek wyprowadzał atak za atakiem, a piękną bramkową akcję rozegrał tercet Vacek-Nespor-Mraz. Każdy z nich w tej rundzie w mniejszym lub większym stopniu zawodzi, każdy jest daleki od dyspozycji z jesieni. Może to był właśnie moment, w którym zawodnicy Latala mieli dostać olśnienia, przypomnieć sobie, jak to się robi? Może.
Zanim Piast zdążył naprawdę sprawdzić, czy w Poznaniu jest w stanie strzelić trzy gole, z boiska wyleciał Vacek. Czy zasłużenie? Naszym zdaniem: na wyrost. I trudno się dziwić pomeczowym scenkom, na których widać rozżalonych chłopaków z Gliwic, mówiących, że sędzia podarował punkt poznaniakom.
Fot. 400mm.pl