Reklama

Arsenal pewnym krokiem zmierza po czwarte miejsce

redakcja

Autor:redakcja

17 kwietnia 2016, 19:03 • 3 min czytania 0 komentarzy

Dominacja i frajerstwo – te słowa najlepiej opisują starcie Arsenalu z Crystal Palace. Pierwszy wyraz brzmi dobrze, ale długo nie miał żadnego przełożenia nawet nie na wynik, a konkretne sytuacje. Owszem, “Kanonierzy” trzymali piłkę i nie chcieli jej oddać jak samolubne dziecko w piaskownicy, ale spytajcie Barcelony czy zawsze przekłada się to na dobry wynik. Nie, chwila – wystarczy zaczepić dzisiejszych gospodarzy. Rządzić przez całe spotkanie i zdobyć ledwie punkt – klasyka Arsenalu.

Arsenal pewnym krokiem zmierza po czwarte miejsce

Spotkanie wyglądało mniej więcej tak: Kanonierzy grali w piłkę, a Crystal Palace przesuwało formacje. Jak kontrowali, to na zwiady zapuszczał się głównie Yannick Bolasie – komentatorzy powiedzieli o nim, że czasem sam siebie nie rozumie. Celnie, ten facet to synonim chaosu, z którego tym razem wyszło coś dobrego dla zespołu – Kongijczyk oddał strzał zza pola karnego i Cech wpuścił piłkę przy krótkim słupkiem. Jasny błąd bramkarza i remis, 1:1.

Ale, ale, przecież Arsenal miał gościa, który w pojedynkę potrafi rozmontować dowolną defensywę. Na tym filmiku doskonale widać jego siłę – choć jest dwa razy niższy, chudszy i ogółem jakiś taki… mniejszy niż obrońcy – nie wymięka.

Reklama

No dobra, wystarczy tych żartów. Kanonierzy długo bili głową w mur, Hennessey może nie mógł czytać gazety, ale zbytnio się nie pocił. I kiedy wszyscy myśleli, że do przerwy nie zobaczymy już nic ciekawego, to szkolny błąd popełnił Mile Jedinak – stracić futbolówkę tuż przed własnym polem karnym? Panie Jedinak, trochę już pan w tę piłkę gra… Gapiostwo Australijczyka wykorzystał Welbeck i zagrał malinkę na głowę Sancheza, który przelobował Hennesseya. Można się zastanowić, czy Walijczyk zrobił dobrze wychodząc z bramki – gdy już to robisz, musisz być pewny, że zdążysz.

Jednak trzeba podkreślić, że Arsenal mógł okazać się jeszcze większym frajerem. Zaha przedarł się w pole karne, ale w ostatniej chwili odskoczyła mu piłka i zabrał mu ją Gabriel – goście mają czego żałować, bo napastnik doprowadził do sytuacji 2 na 1, a potem fatalnie ją zmarnował.

Z tego meczu zapamiętamy jednak przede wszystkim wynik – ten zaś udowadnia, że jak co roku Arsenal do końca nie zamierza zwolnić w walce o czwarte miejsce w tabeli.

*

Powrót do rzeczywistości – w czwartek Liverpool pisał historię futbolu, teraz musiał „tylko” zagrać kolejny mecz ligowy, z Bournemouth na wyjeździe. Klopp nie wystawił pierwszego składu, po boisku biegało sporo zawodników z wysokimi numerami i niekoniecznie znanymi nazwiskami: Ojo, Randall, Smith, w bramce Ward. Ale młodzi dali radę, choć to nie oni przesądzili o wyniku. Pierwszą bramkę zdobył Firmino, poprawiając kapitalne uderzenie Sturridge’a piętą, które jeszcze zdołał odbić Boruc; druga bramka poszła już na konto Anglika, ładne uderzenie główką – Polak znów bez szans.

Reklama

Liverpool grał drugim garniturem, a okazało się, że w 45 minut rozstrzygnął mecz. Wszystko na co było stać gospodarzy, to kontaktowy gol w 93 minucie – dość późno.

Najnowsze

Anglia

Anglia

Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Bartosz Lodko
0
Świetna wiadomość dla fanów Manchesteru City. Guardiola przedłużył swój kontrakt!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...