Reklama

Kosecki nic się nie zmienił – dalej jest chłopcem ze szkła

redakcja

Autor:redakcja

15 kwietnia 2016, 10:55 • 3 min czytania 0 komentarzy

Kiedyś podsumowaliśmy Jakubowi Koseckiemu dwa sezony w Legii od powrotu z Lechii Gdańsk, czyli od kiedy stał się pełnoprawnym członkiem warszawskiego zespołu. W niecałe dwa lata naliczyliśmy mu aż siedemnaście kontuzji, z czego siłą rzeczy wiele było drobniejszych, ale między innymi zdarzyła się też czteromiesięczna pauza, podczas której cięto mu oba przywodziciele i robiono plastykę spojenia łonowego. Czy od tego czasu coś się u Koseckiego zmieniło? Bardzo byśmy chcieli napisać, że tak, ale byłoby to poważne minięcie się z prawdą.

Kosecki nic się nie zmienił – dalej jest chłopcem ze szkła

Weźmy ostatni rok w wykonaniu Koseckiego:

– W maju złapał kontuzję mięśnia dwugłowego, przez którą w grupie mistrzowskiej rozegrał w Legii ledwie pół godziny (stracił pięć pełnych spotkań).
– W sierpniu, już w barwach Sandhausen, z powodu urazu stawu skokowego przegapił mecz z Freiburgiem.
– W październiku kontuzja barku wyeliminowała go z trzech spotkań (dwóch w lidze i jednego w Pucharze Niemiec).
– W grudniu z powodu zbitego kolana przegapił końcówkę rundy (dwa mecze w lidze).
– W lutym z kolei przegapił początek rundy z powodu kontuzji stawu skokowego (pięć meczów w lidze).
– W marcu przyplątał się uraz kostki, przez co opuścił kolejne dwa mecze w lidze.

Co prawda z Sandhausen dosyć regularnie dochodzą wieści, że klub chce wykupić Koseckiego, ale to wcale nie jest takie oczywiste. Być może Niemcy, mając w pamięci dobry początek polskiego skrzydłowego, liczą że ten w końcu upora się z problemami zdrowotnymi i zacznie regularnie pomagać drużynie na boisku. Czas jednak spojrzeć prawdzie w oczy i uświadomić sobie, że Kosecki może ze swoimi urazami nie wygrać nigdy. Patrząc przekrojowo po jego czterech ostatnich sezonach – taki stan rzeczy to dla niego absolutna norma.

Siłą rzeczy pozycja Koseckiego w Sandhausen musiała ulec drastycznemu pogorszeniu. Jak dotąd skrzydłowy rozegrał w nowym klubie osiemnaście spotkań, a trzynaście przegapił z powodu kontuzji. W tym roku zagrał ledwie w trzech meczach, z czego z 1860 Monachium – jako najgorszy piłkarz na placu – został zdjęty już w przerwie, a z Arminią i Kaiserslautern zaliczył tylko ogony (odpowiednio 4 i 18 minut). Ostatni dobry mecz w 2. Bundeslidze “Kosa” rozegrał jeszcze w listopadzie, czyli aż pięć miesięcy temu. Jakkolwiek spojrzeć, optymizmem tu raczej nie wieje.

Reklama

Do końca sezonu pozostało jedynie siedem spotkań, a Kosecki wciąż jest zaledwie rezerwowym. W czerwcu natomiast mają się zdecydować jego dalsze losy i z pewnością nie jest to też dobra informacja dla Legii, z której zawodnik jest wypożyczony. Nawet jeżeli Niemcy są przekonani do transferu definitywnego, trudno przypuszczać, że nie będą próbowali ugrać czegoś na zaistniałej sytuacji i mocno obniżyć kwoty odstępnego. I w sumie trudno się dziwić, bo płacenie kilkuset tysięcy euro za 26-latka ze zdrowiem w ruinie wydaje się dosyć szalonym pomysłem.

Inna sprawa, że powrót “Kosy” do Warszawy byłby najgorszym rozwiązaniem dla wszystkich. Legii z pewnością będzie zależeć na sprzedaży zawodnika, ale póki co on sam nie daje jej jakichkolwiek argumentów do negocjacji. Abstrahując od tego, jak cała sprawa się zakończy i na jakiej kwocie stanie, dla Legii będzie to ogromna strata pieniędzy. Dość napisać, że niecałe trzy lata temu spekulowało się o zainteresowaniu Koseckim ze strony Atletico Madryt i sumach rzędu trzech-czterech milionów euro. A dziś warszawianom przyjdzie oddać swojego skrzydłowego za czapkę gruszek do jakiegoś Sandhausen.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Anglia

Guardiola ze stanowczą deklaracją: Zostanę tutaj, nawet jeśli nas zdegradują

Arek Dobruchowski
1
Guardiola ze stanowczą deklaracją: Zostanę tutaj, nawet jeśli nas zdegradują

Komentarze

0 komentarzy

Loading...