W 57. sekundzie meczu w Warszawie Lechia Gdańsk powinna otrzymać rzut karny za zagranie ręką w wykonaniu Ariela Borysiuka. Oczywiście, granica przepisów jest wyjątkowo płynna, bo jak ocenić intencjonalność zagrania, my jednak nie mamy tu zbyt wiele wątpliwości. “Jedenastka”, czyli według naszych zasad – plus jeden na koncie drużyny Piotra Nowaka.
Gdańszczanie dzięki bramce zdobytej z karnego wywożą wobec tego trzy punkty ze stolicy i wyprzedzają w niewydrukowanej tabeli zespół Lecha Poznań. To najbardziej istotne wydarzenie weekendu i największa niespodzianka w tabeli. Niestety jednak – na tym nie kończy się nasza praca przy prostowaniu sędziowskich pomyłek w tym tygodniu.
O ile w meczu Termaliki z Koroną (tak, przeżyliśmy to niesamowite widowisko) będziemy bronić decyzji o braku rzutu karnego na Cabrerze, o tyle brak czerwonej kartki dla Tosika… Nie no, to jest kryminał. Kryminał Tosika i kryminał pana Kimury, który – jak zgadujemy – by pokazać czerwoną musiałby zobaczyć w trzewiach Barsicia zakrwawioną katanę lubińskiego bandyty, ewentualnie shuriken w czole któregoś z gliwiczan. Makabra. Jedyne pocieszenie – rozstrzygnięcia ten błąd nie zmienia. Oczywiście grające w osłabieniu Zagłębie zapewne nie zwyciężyłoby tak przekonująco, ale naszym zdaniem nawet bez Tosika nie dałoby sobie wyrwać trzech punktów.
No i dochodzimy do Pawła Raczkowskiego… Od czego by tu w ogóle zacząć? W meczu Ruchu Chorzów z Wisłą Kraków było wszystko, więc oczywiście nie mogło zabraknąć także spektakularnych pomyłek sędziego. Pierwsza, jeszcze przed przerwą – brak karnego za faul na Mazku. Druga, gdy po faulu na Ondrasku sędzia oszczędził Koja. Trzecia, w samej końcówce, gdy gwizdnął karnego z kapelusza, szczęśliwie zmarnowanego przez gospodarzy. Że Raczkowski gwizdał fatalnie – to wiemy. Jak to jednak zinterpretować w niewydrukowanej tabeli? Karny na Mazku – 3:3. Czerwona Koja – 2:3. Karny w końcówce nic nie zmienia. Czyli – bez weryfikacji, choć sędzia koniec końców bardziej pomógł Ruchowi.
Co dalej? Wreszcie bezbłędnie mecz poprowadził Szymon Marciniak, o którego formę po kolejnych błędach zaczęliśmy się mocno obawiać. Także drugi z piątkowych meczów, Lecha ze Śląskiem, był gwizdany raczej bez zarzutu. Tyle w tym tygodniu. Niestety, znów sędziowanym na bardzo średnim poziomie.