Gdy po raz ostatni Niemcy podejmowali rywali na Stadionie Olimpijskim w Berlinie, roztrwonili prowadzenie 4:0, ostatecznie remisując ze Szwedami 4:4. Dziś, gdy wydawało się, że Anglicy nie są już w stanie ich skrzywdzić – po pięknych golach Kane’a i Vardy’ego oraz trafieniu w doliczonym czasie gry Diera – ostatecznie murawę opuszczali na tarczy. Stolica nie jest więc w ostatnim czasie najszczęśliwsza dla mistrzów świata, ale dzisiejszy mecz to dla niemieckiego selekcjonera bardzo pokaźny materiał do analizy.
Sparing z Anglikami miał Joachimowi Loewowi pomóc w odnalezieniu odpowiedzi na dwa kluczowe pytania. Po pierwsze: w jakim stopniu popisy strzeleckie Mario Gomeza w Besiktasie to efekt jego wysokiej dyspozycji, a w jakim niskiej klasy rywali w lidze tureckiej. 30-latek miał w tym meczu dokładnie dwie okazje do zdobycia bramki. Co więcej, wykorzystał obie, ale ostatecznie na listę strzelców wpisał się tylko raz. W pierwszej połowie precyzyjnie wykończył akcję sam na sam, ale arbiter boczny z niewiadomych przyczyn machnął chorągiewką.
Gdy jednak po zmianie stron Sami Khedira zacentrował na głowę Gomeza, nic nie było go w stanie powstrzymać przed trafieniem do siatki. Ten gość takich sytuacji po prostu nie zwykł marnować nawet z przewiązanymi oczami i po całonocnej balandze.
Po drugie: jak poradzi sobie obrona bez kontuzjowanych Hoewedesa i Boatenga. Tego pierwszego zastępował na lewej stronie defensywy Jonas Hector, obrońcę Bayernu zaś – Antonio Ruediger. Hector, podobnie jak grający po drugiej stronie Emre Can, starał się grać wysoko i aktywnie uczestniczyć w budowaniu akcji ofensywnych, ale jego rajdy nie wnosiły zbyt wiele. Ruediger ze swojej roli, o dziwo, wywiązywał się niemal bezbłędnie, choć to też do czasu. Zarówno w Stuttgarcie, jak i w Romie stoper dał się poznać jako gracz niezbyt zwrotny, który nie potrafi uciec od popełniania prostych, a zarazem przynoszących dość poważne konsekwencje błędów. Grając u boku Hummelsa ustawiał się jednak wzorowo, przerywał akcje gości i całkiem solidnie wyprowadzał piłkę. O wiele gorzej wyglądało to, gdy kapitana Borussii Dortmund zastąpił debiutujący w kadrze Jonathan Tah. Dwóch zawodników młodych, pozbawionych doświadczenia, a do tego o podobnym profilu nie bardzo potrafiło odnaleźć się ze sobą w parze i nie ustrzegło się kilku poważnych pomyłek. Jedna z nich skończyła się zdecydowanie najsprytniejszym i bodaj najładniejszym golem tego wieczoru. Autorem Jamie Vardy.
Gola kontaktowego zdobył jednak wcześniej Harry Kane, który tym trafieniem oddał najpiękniejszy z możliwych hołdów zmarłemu Johanowi Cruyffowi. W stylu legendarnego Holendra zakręcił na małej przestrzeni obrońcami i pokonał Neuera. Po raz trzeci i ostatni dziś dla Wyspiarzy trafił już w doliczonym czasie gry Eric Dier, który głową wykończył centrę Hendersona.
Worek z bramkami rozwiązał jednak tego wieczoru Toni Kroos, który przez 40 minut snuł się po boisku, prezentował klasyczny alibi-fussball, grając w bok i do tyłu, ale kiedy tylko znalazł pół metra wolnej murawy, huknął precyzyjnie przy słupku. Generalnie strzał był bardzo dobry, ale nie możemy odeprzeć wrażenia, że Butland mógł to uderzenie sparować. Anglik chwilę wcześniej nabawił się jednak kontuzji, która ostatecznie uniemożliwiła mu kontynuowanie gry, zatem nie chcemy też całej winy za puszczonego gola zwalać na jego złe ustawienie i spóźnioną reakcję.
Czy wynik 2:3 odzwierciedla to, co działo się na boisku? Jak najbardziej, choć… Anglicy mogli i powinni wygrać wyżej. Wśród gospodarzy zdecydowanie zabrakło takiego zawodnika jak Guendogan, który podbiegłby do tyłu po piłkę, napędził akcję, nadał jej dynamiki. Zarówno Khedira, jak i Kroos dobrze sprawdzali się w usypianiu rywali, ale Anglicy dziś grali wyjątkowo wysokim, agresywnym pressingiem, co okazało się być strzałem w dziesiątkę. Gospodarze mając rywali w niebezpiecznej odległości od siebie panikowali i zamiast sprawnie konstruować atak pozycyjny, co rusz posyłali długie piłki. Czasem celnie, czasem w aut – generalnie gra się nie kleiła i miała mało wspólnego z futbolem godnym mistrzów świata. Przed Joachimem Loewem zatem bardzo dużo pracy, bo o ile Gomez pozwolił choćby na najbliższy czas odłożyć na bok rozważania o obsadzie pozycji napastnika, o tyle gra obronna wymaga radykalnej poprawy. Dobre informacje dla naszych zachodnich sąsiadów są jednak takie, że w kwietniu do gry wrócą zarówno Hoewedes, jak i Boateng, zatem ich powrót do wyjściowej jedenastki może przywrócić stabilizację w tyłach.
Kilka słów musimy też poświęcić na tę młodocianą bandę wariatów spod znaku Trzech Lwów. Jeśli którejkolwiek angielskiej reprezentacji w ostatnich latach mielibyśmy dawać szanse na coś więcej niż wyjście z grupy w poważnym turnieju, to zdecydowanie tej. Grali bez skrupułów, odważnie i agresywnie, a ręce same składały się do oklasków. W swoim stylu na pełnej szybkości zapieprzał Kane, niekonwencjonalnych rozwiązań szukał Alli, a wchodzący z ławki Vardy tylko potwierdził, że w tym sezonie chce skraść show. No i do tego ten niezawodny Roy Hodgson, który przez dłuższy czas fajne, koronkowe akcje kwitował brawurowymi mrugnięciami okiem, ale w końcu – kiedy na 2:2 trafił napastnik Leicester – uśmiech zagościł na jego twarzy! Taka Anglia to nadzieja dla kibiców z Wysp, że kolejny czempionat może nie być rozpatrywany tylko i wyłącznie pod kątem kolejnego rozczarowania.
***
Co działo się w pozostałych dzisiejszych meczach towarzyskich? Rosjanie bez większych kłopotów przejechali się 3:0 po Litwinach, a po przerwie na boisku zameldował się brazylijski golkiper Guilherme, który przed paroma tygodniami otrzymał rosyjski paszport. Ponadto Austriacy 2:1 ograli Albanię, zaś konfrontacja Węgrów z Chorwatami zakończyła się rezultatem 1:1.