W Leeds nie dzieje się ostatnio najlepiej. Nie dość że występy w Premier League i Lidze Mistrzów piłkarze od dawien dawna widzą już tylko na zdjęciach w stadionowych korytarzach, to jeszcze klub od jakiegoś czasu zmaga się z problemami finansowymi. A kiedy pojawiają się kłopoty – pojawia się też krytyka trybun. Naturalny cel – sternik klubu. W końcu to prezydent Massimo Cellino jest odpowiedzialny za to, żeby każdy dostał pensję na czas i żeby klubowa kasa systematycznie puchła.
Zresztą, zarzutów wobec Cellino jest co najmniej kilka. Absurdalna wojenka z mediami, kiedy to zabronił wpuszczania na swój stadion telewizji (!), bo ta miała mu zabierać mu przychody z biletów, obowiązkowe doliczanie do cen wejściówek prowiantu (zjesz ciacho czy nie – musisz za nie zapłacić), wreszcie smród ciągnący się za nim jeszcze za czasów Cagliari – problemy z fiskusem, zarzuty defraudacji przy budowie stadionu, wysyłanie dziennikarzy do… więzienia. Włoch wymyślił sobie jednak idealne rozwiązanie problemów. Wykazał się talentem organizacyjnym, znalazł dodatkowych sponsorów, zbilansował wydatkowanie klubu? A gdzie tam. Kupił sobie kibiców, żeby ci już nie krzyczeli.
Gdzie kończy się dbanie o każdy detal wizerunku klubu, a gdzie zaczynają się metody rodem z ustrojów totalitarnych? Czy to jeszcze PR czy już propaganda? To pytania całkiem zasadne, skoro włoski prezydent ot tak próbuje kupić sobie opinię trybun na swój temat. W brytyjskich mediach wysypał się niejaki Scott Gutteridge, który twierdzi, że za pisanie pozytywnych komentarzy na facebookowym profilu „In Massimo we trust” przytulał miesięcznie pięćset funtów. Póki co ujawnił się tylko on, ale jak mówi – klub miał opłacać większą grupę fanów, i to na dłuższą metę. Kibice mieli być opłacani w zależności od swojej propagandowej aktywności. Cel był jasny – plusy miały przesłonić minusy i uspokoić nastroje wokół prezydenta klubu.
Gutteridge: – Zacząłem obserwować, co się dzieje za kulisami klubu. To nie było nic innego jak propaganda, mająca na celu wyciszyć za pomocą Facebooka wszelkie incydenty. Leeds to klub zepsuty do szpiku kości.
Trzymanie się stołka wkroczyło na wyższy level. Pytanie, co będzie dalej? Cenzurowanie transparentów wnoszonych na trybuny? Zapisy w kontraktach uniemożliwiające jakąkolwiek krytykę klubu do 20 lat od odejścia z niego? Kupowanie mediów, wysyłanie ciemnego BMW do każdego, kto odważy się na publiczną krytykę, wreszcie – opłacenie Davida Beckhama, który w zaaranżowanym wywiadzie uzna Leeds za wzór zarządzania klubem a Cellino wzniesie na piedestał?
Sami jesteśmy ciekawi, jak daleko to zabrnie. Biorąc pod uwagę niecodzienne wydatki klubu – nic dziwnego, że ten na dobre wypadł z angielskiej elity.