Do pewnego momentu w kraju panowało przekonanie, że Leo Beenhakker to magik. Jak mogło być inaczej, skoro ze zgrai przeciętnych piłkarzy potrafił zrobić ekipę, która pojechała na Euro i to z jakimiś nadziejami? Jak popatrzymy na tę kadrę po latach, wysłaliśmy na duży turniej jedną z najgorszych reprezentacji w historii. No bo kto tam był gwiazdą? Żurawski, straszący na greckich boiskach? Piłkarze europejskich średniaków takich jak Olympiakos, Anderlecht czy Steaua? Wojciech Łobodziński? Nic dziwnego, że w Polsce podejrzewano go o magiczne zdolności. Ale czar Leo szybko zaczął pryskać. A wtedy – prysnął także i Leo.
Jak to? – zapytacie – przecież został wywalony przez Latę i to w słabym stylu, bo publicznie, przed kamerami. Ale Leo wyprzedził fakty, zanim został pogoniony z reprezentacji, sam zaczął się już rozglądać za nową robotą. Siedem lat temu Feyenoord wydał oficjalny komunikat, w którym poinformował, że Leo Beenhakker został nowym „konsultantem technicznym” klubu. Kpina. Wstyd. Strojenie sobie żartów. Brał niemałą kaskę od PZPN-u, a po godzinach miał latać do Holandii i „konsultować”.
Oczywiście Holender wówczas nie wpadł na to, by z nadmiarem wolnego czasu poradzić sobie w inny sposób, na przykład odwiedzając grających w zachodnich ligach reprezentantów. Gdzie tam, to byłoby zbyt banalne. Jeżdżenie po polskich stadionach? Pff, bez przesady. Jasne, Beenhakker robił to niby charytatywnie, wicie, rozumicie, ale jeżeli zamiast myśleć o wyższości Saganowskiego nad Brożkiem wybrał lot do Holandii, no to mieliśmy prawo czuć się oszukani. Płaciliśmy mu za czas, który poświęcał dla Feyenoordu.
Wówczas nie mieliśmy wątpliwości, Beenhakkera trzeba czym prędzej pogonić:
Teraz pojawia się bardzo zasadne pytanie – czy to powód, by zwolnić Holendra i przerwać farsę, którą sam zaczął. Rozwiązanie umowy z winy Beenhakkera (czyli bez odszkodowania) nie powinno być problemem. Do Beenhakkera zawsze mieliśmy duży dystans, ale tak bezczelnego zachowania z jego strony nie spodziewaliśmy się. Facet nie ma żadnych hamulców, żadnego wewnętrznego poczucia przyzwoitości. W tym momencie po raz pierwszy żałujemy, że PZPN cieszy się tak niskim poparciem społecznym, przez co zapewne nikt nie zdecyduje się zrobić tego, co konieczne – wywalić Leo na zbity pysk. No, chyba że nie doceniamy Laty. Może będzie miał dość odwagi, by przerwać tę farsę. Holender nie może ciągle chować się za powszechnie zadawanym pytaniem „jeśli nie on, to kto”. Jak to kto? Kto inny! I tyle.
Robotę stracił dopiero po pół roku. Selekcjoner kpi ze wszystkich Polaków, a PZPN nie jest w stanie nic z tym zrobić. Uff. Jak dobrze, że te czasy już za nami.
***
Aha, cztery lata temu na testy do drugiej ligi irlandzkiej pojechał… Dawid Janczyk. Wtedy jeszcze to szokowało, dziwiliśmy się, jak można zaliczyć AŻ TAKI zjazd. No można. Później było już tylko gorzej.
***
Dziś urodziny obchodzi Pierluigi Collina, o którym możecie przeczytać TUTAJ. Wszystkiego dobrego!