– Mieszka ze mną dziewczyna, gdybym był sam, zwariowałbym. Nie jestem szczęśliwy. Jedno wypożyczenie, drugie – myślałem, że będę grał. Pieniądze są na dalszym planie, chcę się odbudować. Bari i Mechelen miały być odskocznią do powrotu na wyższy poziom, ale na razie się nie udaje. Pojawia się rozgoryczenie. Wiem, że to nic nie da, a tylko zaszkodzi. Podciągam rękawy, zaciskam pięści i walczę, żeby grać – mówi w szczerej rozmowie z “Przeglądem Sportowym” Rafał Wolski.
FAKT
W „Fakcie” na początku mamy tekścik o kontuzji Grzegorza Krychowiaka (dziennik przewiduje, że potrwa ona około czterech tygodni), obok notka o świetnym występie Łukasza Piszczka i wcale nie gorszym Roberta Lewandowskiego. Przewracamy stronę, a tam krótka sylwetka Vladimira Volkowa, który jest niezłym kochasiem.
On (Volkov) z kolei jest wielkim kobieciarzem, co nieraz prowadziło do poważnych kłopotów. W Serbii, gdzie spędził większość kariery, bardziej znany jest ze swoich podbojów niż z boiskowych osiągnięć. Volkovowi wcale nie przeszkadza, że kobieta będąca obiektem jego zainteresowania ma już partnera.
Z tekstu dowiadujemy się, że Czarnogórzec ma już na swoim koncie:
– dziewczynę zawodnika MMA, którą poderwał, za co dostał później w zęby,
– mistrzynię fitness, za co od jej męża zebrał oklep nie on, a… ona,
– serbską celebrytkę, z którą najpierw flirtował, a później wygrażał, z czego zrobiła się niezła aferka,
– zwyciężczynię serbskiego show „Pary”.
Ryota Morioka robi furorę w Polsce. Japońscy fani szturmują Śląsk Wrocław w internecie i pytają o koszulki.
Gdziekolwiek Japończyk się pokaże, ciągle ktoś go prosi o autograf albo zdjęcie. Śląsk zauważył duży ruch na swojej stronie internetowej i na swoich profilach w mediach społecznościowych. Kibice z Kraju Kwitnącej Wiśni ciągle pytają o koszulki nowego klubu Morioki. – Pierwsze koszulki do Japonii już poszły – potwierdza Radosław Bąk (40 l.), od kilku tygodni szef marketingu Śląska. – Wygląda na to, że kibice już mają swojego ulubieńca. Ryota już na treningu pokazywał. Rozgrywa wszystko za pomocą jednego, dwóch kontaktów z piłką (…) – chwalił nowego kolegę Anglik Tom Hateley (27 l.).
Legia szaleje z transferami. „Rado” wprawdzie do Polski raczej nie wróci, ale w Warszawie usilnie poszukują skrzydłowego. Mają już mocnego kandydata.
Ofertę półrocznej umowy z opcją przedłużenia na dwa lata dostał za to Miroslav Radović (32 l.). Jego powrót do Legii jest jednak mało prawdopodobny. Serb liczył bowiem na dłuższą umowę, a poza tym trener Stanisław Czerczesow (53 l.) oczekuje od działaczy przede wszystkim transferu skrzydłowego. „Rado” prawdopodobnie wyjedzie na Cypr. Prezes Bogusław Leśnodorski (41 l.) i jego współpracownicy intensywnie poszukują zawodnika, który mógłby zwiększyć rywalizację na bokach pomocy. Jednym z kandydatów jest występujący ostatnio w Livorno Armando Vajushi.
GAZETA WYBORCZA
Rafał Stec próbuje zrozumieć plagę kontuzji w Bayernie Monachium.
Ostatecznego i wiarygodnego werdyktu nikt oczywiście nie wyda, przyczyny epidemii kontuzji są często zbyt złożone by były wykrywalne i redukowalne do pojedynczego „winnego”. Ale piłkarzy poddajemy obecnie tak bezprecedensowym obciążeniom, że wystarczają prawdopodobnie drobniuteńkie zaniedbania, żeby organizmy odmówiły posłuszeństwa. Z badań nad angielską Premier League – ją objęły najbardziej kompleksowe – wynika, że między sezonami 2006/07 i 2012/13 dystans pokonywany w meczu przez ligowców w „szybkim” tempie wzrósł o 30 proc., dystansu przemierzanego sprintem przybyło o 35 proc., liczba sprintów zwiększyła się o 80 proc. Jeśli dołożymy do tego jeszcze 50-procentowy wzrost zagrań, w których uczestniczy zawodnik – zagraniem jest każda aktywność z piłką, od podania czy dryblingu po wślizg czy pojedynek główkowy – to otrzymamy horrendalne doładowanie intensywności gry. Autor wspomnianego badania, Chris Barnes z Uniwersytetu Sunderland, stawia wręcz tezę, że futbol niemal z dnia na dzień, dosłownie wczoraj, wyewoluował w zupełnie nową dyscyplinę sportu. Że rozwój medycyny i metod treningowych, choć imponujący, niekoniecznie za nim nadąża.
SUPER EXPRESS
Od jakiegoś czasu mówi się o transferze „Lewego” do Realu, a najbardziej zainteresowane tym ruchem są… jego byłe kluby. Jeśli „Królewscy” wyłożą na stół dużą kasę, Varsovia, Znicz, Legia i Delta zbiją fortunę.
– Na razie to wirtualne pieniądze, zobaczymy, jak to się potoczy – mówi nam Sylwiusz Mucha-Orliński, działacz Znicza Pruszków. – Kwota jest olbrzymia dla Varsovii i Delty, dla nas duża, a dla Legii przeciętna. Gdy Robert przechodził z Lecha do Borussii, dostaliśmy ok. 45 tys. euro, czyli 200 tys. zł. Wtedy było na zupę, a teraz – jeśli dojdzie do transferu – będzie na zupę i drugie danie – uśmiecha się działacz z Pruszkowa. Akurat Zniczowi te pieniądze (ponad 4 mln zł!) by się należały, bo to tam odrodził się Robert po niepowodzeniu na Łazienkowskiej. I właśnie Legia jest w tej sprawie trochę paradoksem, bo przecież nie poznała się na talencie Lewandowskiego i po roku wygoniła go z klubu. Te 12 miesięcy spędzone przez Roberta w jej rezerwach wystarczy jednak, aby Legia partycypowała w zyskach z kolejnego transferu.
Skoro już wielką piłką zapachniało – Ramires oglądał ostatni sparing Lecha.
Jak podobał Ci się Lech Poznań?
Ma mocny zespół, zagrał dobre spotkanie. Mimo że to sparing, to na boisku piłkarze dawali z siebie wszystko. Myślę, że remis był sprawiedliwym wynikiem, oglądałem z przyjemnością, bo gra była szybka, sporo się działo. Na pewno nie nudziłem się na trybunach.
(…)
Głośno zrobiło się o tobie właśnie ze względu na transfer do Chin. Skąd taki pomysł?
Rozmawiałem z wieloma kolegami, którzy grają już w Chinach i bardzo pozytywnie wyrażali się o chińskim futbolu. Zdecydowałem się po prostu spróbować czegoś innego. W piłce na pewno nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa, uważam, że wciąż mam sporo do zrobienia.
Z rzeczy pudelkowych – Suza Cortez (najładniejszy tyłek w Brazylii) pomalowała się na cześć Leo Messiego.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Okładka:
Kręgosłup kadry zaczyna pękać. Dziennikarze „PS” wróżą z fusów i szukają zastępców w reprezentacji Grzegorza Krychowiaka i Krzysztofa Mączyńskiego, mimo że zgodnie z przewidywaniami powinni zdążyć na najbliższy sparing kadry.
Krychowiak był w tym sezonie nazywany przez Hiszpanów człowiekiem z żelaza, bo mimo że rywale bez litości kopali go i faulowali, wytrzymywał wszystko, zaciskał zęby i grał dalej. Polaka nie zatrzymały nawet złamane żebra czy rana cięta w dłoni. Wszystko popsuło się w… urodziny zawodnika. „Jutro napiszę o wyjątkowym prezencie, który sobie sprawiłem. Zgadniecie, co to?”, napisał w piątek na Twiterze, niestety, podarunek nie był piękny. – Grzegorz doznał kontuzji więzadła kolana na piątkowym treningu. Takie rzeczy się zdarzają, szczególnie gdy gra się systemem czwartek niedziela – narzekał na konferencji prasowej trener Sevilli Unai Emery. Jego zespół przechodzi ostatnio prawdziwą drogę przez mękę. Od 21 stycznia do 6 marca (45 dni) rozegra aż 14 meczów, w tym dwa kluczowe dla losów sezonu półfinały Pucharu Króla z Celtą Vigo i starcia w 1/16 finału Ligi Europy z norweskim Molde. Kontuzja Polaka jest sporym problemem zarówno dla klubu, jak i dla kadry. O krok od transferu do Interu Mediolan jest Ever Banega, najlepszy ofensywny pomocnik zespołu, co sprawia, że w kluczowym okresie sezonu Emery będzie musiał decydować się na eksperymenty i przemeblowanie praktycznie całej drugiej linii.
Na kolejnej stronie mamy szczerą rozmowę z Rafałem Wolskim. Szkoda chłopaka.
Jest pan sfrustrowany czy szklanka wciąż do połowy pełna?
Mieszka ze mną dziewczyna, gdybym był sam, zwariowałbym. Nie jestem szczęśliwy. Jedno wypożyczenie, drugie – myślałem, że będę grał. Pieniądze są na dalszym planie, chcę się odbudować. Bari i Mechelen miały być odskocznią do powrotu na wyższy poziom, ale na razie się nie udaje. Pojawia się rozgoryczenie. Wiem, że to nic nie da, a tylko zaszkodzi. Podciągam rękawy, zaciskam pięści i walczę, żeby grać.
(…)
Za pół roku we Francji Euro 2016. Cztery lata temu wydawało się, że wielkie turnieje przed panem.
Nie tak miała wyglądać kariera. W tej chwili nie mam prawa myśleć o kadrze, najpierw muszę zacząć grać w klubie. Oddaliłem się od wielkiej piłki w reprezentacyjnym wydaniu. Byłem w zespole narodowym, miałem nadzieję stać się podstawowym zawodnikiem, pomagać na boisku. Żałuję, ale moje losy potoczyły się inaczej. Wciąż żyję nadzieją, że najlepsze lata przede mną.
(…)
Fizycznie jest pan silniejszy?
Nie daję się przestawiać na boisku, nie jestem chucherkiem. We Florencji chodziłem do siłowni co drugi dzień, teraz mam indywidualne zajęcia.
Ma pan żal do siebie?
Każdy popełnia błędy, nie ma sensu do nich wracać i się użalać. Patrzę przed siebie, dostaję wsparcie od rodziców, którzy widzą, co się dzieje…
A mówią, że piłkarz to ma klawe życie.
Bo ma. Ale wtedy, kiedy gra.
Raport ze zgrupowania Ruchu na Cyprze. Jeśli wierzyć „Przeglądowi”, dla Cypryjczyków Ruch Chorzów nie jest anonimowym klubem. I nie tylko dlatego, że podczas zimowego obozu nikt nie może ich zlać.
Warto podkreślić, że miejscowi obserwatorzy są pod wrażeniem gry Niebieskich i przekonują, że Ruch jest dużo bardziej popularny na Cyprze niż Lech. – Dla nas na Cyprze Ruch jest zdecydowanie bardziej znany niż Lech. Z powodu… Krzysztofa Warzychy. Cypryjczycy śledzą na bieżąco ligę grecką, a Warzycha był tam znakomitym piłkarzem, jest legendą. Wiemy, że jego klubem w Polsce był Ruch i dlatego kibice piłki nożnej kojarzą graczy z Chorzowa. Wiedzą, że Ruch był czternaście razy mistrzem Polski, a nazwa Lech niewiele fanom w Nikozji mówi – przekonuje Pavlos Antoniu, który opiekuje się polskimi drużynami na Wyspie Afrodyty.
Mniejsze rzeczy:
– Volkov to kobieciarz,
– Furman w Veronie,
– Przemysław Rudzki pisze o wprowadzeniu niedzieli do kalendarza Premier League,
– Hlousek wzmiacnia obronę Legii, “Rado” do Warszawy raczej nie trafi,
– Kontuzja Golańskiego,
– Śląsk ma swojego Tsubasę,
– relacje z meczów zagranicznych.
Po odejściu Krzysztofa Pilarza Grzegorz Sandomierski może czuć się w Cracovii pewniakiem. Problem jest inny – gdyby wypadł ze składu z powodu kontuzji, nie bardzo ma go kto zastąpić.
– To, że wydano zgodę na transfer Krzyśka, można odbierać jako gest docenienia mnie przez klub i trenera. Dla mnie to dodatkowa motywacja do pracy, bo skoro ktoś mi ufa w takim stopniu, ja muszę zrobi wszystko, aby nie zawieść. Nie ma mowy o rozluźnieniu czy pewności siebie. Oczywiście, ta pewność siebie być musi, ale nie można z nią przesadzać – dodał bramkarz (Sandomierski). Brak doświadczonego i ogranego zmiennika dla Sandomierskiego może być problemem. 23-letni Stępniowski przez 18 miesięcy pobytu w Pasach zaliczył tylko jeden ligowy mecz i to raczej bez stawki, bo kończący poprzedni sezon. Poza tym bronił rok temu w starciach Pucharu Polski, ale Cracovia w tych rozgrywkach nie grała z ekstraklasowymi zespołami, a swoje występy zakończyła kompromitującym dwumeczem z Błękitnymi Stargard Szczeciński. Doświadczenie więc zebrał niewielkie. Z kolei 22-letni Drzewiecki uchodził za spory talent, ale poprzedni rok spędził na wypożyczeniu w trzecioligowej Garbarni i tam jesienią wystąpił w zaledwie trzech spotkaniach.
Fot. FotoPyk