Sprawdzalność włoskich plotek transferowych potwierdza część stereotypów o ognistym temperamencie południowców. Zawsze żywi, zawsze aktywni, zawsze gotowi do działania, ale gdy już przychodzi moment weryfikacji – zdecydowanie lepiej polegać na zimnych Finach albo Norwegach. Ileż to już było hitowych transferów na okładkach, ileż to było pogłosek, by wspomnieć choćby Wawrzyniaka w Juventusie. Dlatego każdy sygnał z Włoch o jakimkolwiek zainteresowaniu polskim piłkarzem traktujemy zazwyczaj jako przyjemną, ale nieszczególnie zobowiązującą ciekawostkę.
Nie inaczej jest dziś, gdy we Włoszech trwa krzykliwa awanturka o Piotra Zielińskiego. Nasz kreatywny pomocnik wypożyczony z Udinese do Empoli miałby trafić do Napoli, AS Romy, albo nawet do Realu, o zainteresowaniu ze strony angielskich klubów nie wspominając. Generalnie wygląda na to, że obok Pogby najbardziej pożądanym towarem na rynku jest właśnie 21-letni Polak.
Nie wierzymy. Historia nauczyła nas, by wyjątkowo ostrożnie podchodzić do podobnych artykułów. Ale jednak, nawet jeśli Napoli i Roma to plotki z magla – znaleźć się w tym miejscu “Corriere dello sport” to rzecz duża.
I działacze Udinese, i działacze Empoli, i nawet sam Piotr Zieliński dementują, jakoby w najbliższych tygodniach miało dojść do jakiegokolwiek transferu. Jeśli jednak twoje nazwisko pojawia się w kontekście takich gigantów jak Napoli czy Roma, a wszystko uwiarygadnia na swojej okładce tak szanowana gazeta jak “Corriere…” – idziesz dobrą drogą.
Zielińskiego – przyznajemy – trochę wszyscy zlekceważyli. Jeszcze półtora roku temu mówiło się o powrocie do Polski, o ofercie z Lechii Gdańsk, którą miał odrzucić sam zainteresowany. Patrząc, jak Udinese przetrawiło choćby Wojtka Pawłowskiego, jak zaginął w pewnym momencie Bartosz Salamon, jak potoczyła się kariera Błażeja Augustyna – można było sądzić, że Włochy nauczą Piotrka wyłącznie pokory, która może się przydać po powrocie z podkulonym ogonem do rodzimej Ekstraklasy.
I nagle – bo chyba takiego określenia wypada tu użyć, nagle, niespodziewanie, zaskakująco chyba również dla samego Zielińskiego – po rozegraniu w pierwszej połowie 2014 roku oszałamiających 55 minut, Polak trafia na wypożyczenie do Empoli, beniaminka Serie A. Dlaczego zaskakująco? Bo to nie jest żaden skok jakościowy. To nie jest spadek o dwa poziomy niżej, to nie jest zesłanie do jakiejś przykurzonej filii, albo zespołu rezerw. Ba, okazuje się, że na koniec sezonu 2014/15, w którym Zieliński odgrywa coraz istotniejszą rolę w barwach Empoli, jego klub kończy ligę wyżej, niż macierzyste Udinese.
To był pierwszy pozytywny sygnał. Zieliński coraz częściej grywa nie końcówki, ale pół godziny. Połówkę. Pełne 90 minut. W przerwie między sezonami nie ma co prawda tematu powrotu do Udinese i wygryzienia ze składu Bruno Fernandesa czy świeżo zakupionego Iturry, ale już sam fakt, że Empoli zgłosiło chęć przedłużenia wypożyczenia świadczył o coraz lepszej pozycji naszego pomocnika.
No a potem zaczął się festiwal. Sezon 2015/16, nawet jeśli Zieliński miałby go skończyć jutro, już jest bez wątpienia najlepszym w jego karierze. Italianfootballdaily.com w specjalnym cyklu “Player Focus” wzięło pod lupę właśnie reprezentanta Polski. – To miał być dla niego sezon z kategorii “do or die”. Albo udowodni wartość, albo stanie się kolejnym zmarnowanym talentem ze wschodu Europy. Na szczęście dla niego, jak dotąd pokazuje się z wyśmienitej strony, będąc jednym ze współautorów wielkiego sukcesu Empoli, jakim było wejście w przerwę zimową na ósmym miejscu w tabeli – w takich superlatywach pisze się o chłopaku, któremu już szykowano miejsce na szerokiej ławce Lechii Gdańsk.
Moment przełomowy? Chyba przestawienie z dziesiątki, z rozgrywającego na nieco bardziej cofniętego playmakera specjalizującego się nie w ostatnim, a przedostatnim podaniu. Rok zamknął z celnością podań powyżej 80%, dodatkowo według wspomnianego raportu “Player Focus” wypracowywał mniej więcej dwie sytuacje strzeleckie na mecz. Suche liczby w teorii nie powalają – jeden gol i cztery asysty w siedemnastu meczach to niezbyt wiele – ale przecież samo Empoli to nie jest drużyna taśmowo bombardująca bramki rywali. Łącznie przecież tych goli w 19 kolejkach ustrzeliło zaledwie 24.
Angielski “Guardian” też chwali Zielińskiego, zwracając uwagę przede wszystkim na jego współpracę z Riccardo Saponarą. Gdy ten drugi stawia na rajdy, ten pierwszy szuka prostopadłych piłek i rozrzucania po skrzydłach, obaj zaś są prawdziwymi reżyserami wielkiego show Massimo Maccarone, najlepszego strzelca drużyny. Gdy za plecami haruje ta dwójka, snajper skupia się na wykańczaniu ich akcji. Zresztą, kto wie, czy w plotkach transferowych dotyczących Zielińskiego największej roli nie odgrywają właśnie gole Maccarone.
Pierwszy:
Drugi:
Takie zagrania robią wrażenie, nawet jeśli widzimy je raz na cztery mecze.
No dobra, to dlaczego nie do końca wierzymy, że Piotr Zieliński już teraz ruszy na podbój największych klubów? Pomijając już, że sam ma głowę na karku i zapewnia, że chce przynajmniej do Mistrzostw Europy występować w drużynie, która da mu w miarę pewne miejsce w wyjściowym składzie, 21-latek nadal ma sporo wad. Najpoważniejsza: skuteczność. W okolicach 4%…
4% – Piotr Zielinski’s shot conversion rate (1 goal with 23 shots), the joint-lowest among goal scorers in this Serie A. Blurred.
— OptaPaolo (@OptaPaolo) January 8, 2016
Do tego dodajmy nieszczególne warunki fizyczne i momentami wciąż chwiejną formę… Naszym zdaniem rozsądne jest dalsze dyrygowanie grą Empoli, a następnie próba zaistnienia na Euro. A jeśli to ostatnie się uda – może się okazać, że miejsce dla Zielińskiego to nie szeroka rotacja Napoli czy Romy, ale wyjściowy skład jeszcze silniejszych klubów. “Vavel” już teraz określa go jednym z największych talentów ligi. Sami zalecamy lód na głowę, ale oglądając asysty z minionego półrocza, jakoś nie potrafimy wyraźnie zaprotestować przeciw tym, którzy układają hymny na cześć polskiego rozgrywającego.