Motta konsekwentnie trzyma się planu. Odrzucił już wiele ofert

Marcin Ziółkowski

17 grudnia 2025, 13:43 • 4 min czytania 0

Thiago Motta miał odmienić Juventus, a skończyło się to wielką klapą. Pożegnał się z funkcją trenera na wiosnę tego roku i od tej pory pozostaje bez pracy. Nieudana przygoda wcale nie oznacza, że przestał być rozchwytywany. Jak ujawnił Nicolo Schira, odrzucił on od tamtej pory wiele ofert pracy. Urodzony w Brazylii były reprezentant Włoch i dwukrotny zwycięzca Ligi Mistrzów konsekwentnie trzyma się bowiem planu. 

Motta konsekwentnie trzyma się planu. Odrzucił już wiele ofert
Reklama

Motta wróci za rok

Plan Motty jest jasny – chce zrobić sobie rok przerwy. Juventus na mocy zerwanego kontraktu ma mu płacić 4 miliony euro rocznie przez kolejne dwa lata. Kto więc nie chciałby sobie w takich warunkach odpocząć? Rok oddechu? Tak, bo najprawdopodobniej zobaczymy go przy linii bocznej od sezonu 2026/27, choć w futbolu jak wiadomo – nie ma nic pewnego.

Podobnie uczynił niegdyś Luciano Spalletti, odrzucając w 2019 roku propozycję Milanu, który zwolnił Marco Giampaolo po fatalnym początku sezonu. Trener z Toskanii zaczekał niecałe dwa lata, aż do czasu wygaśnięcia umowy z Interem, który ciągle płacił mu odszkodowanie za przedwczesne rozstanie. Odsapnął, wrócił ze zdwojoną siłą. W 2023 roku został mistrzem Włoch z SSC Napoli.

Reklama

Jak poinformował Nicolo Schira – Thiago Motta odrzucił w ostatnich miesiącach kilka ofert pracy. Włoch wymienił AS Monaco, Bayer Leverkusen, Spartak Moskwa oraz Real Sociedad.

Jeśli chodzi o posadę w Kraju Basków, wygląda na to, że Mottę pytano o zdanie dwukrotnie. Najpierw po pożegnaniu się z legendą – Imanolem Alguacilem. Wtedy potrzebował czasu na refleksję. Teraz kontaktowano się z nim po zwolnieniu Sergio Francisco, którego kadencja była beznadziejna i pchnął ten klub bliżej strefy spadkowej.

Wiele wzlotów i upadków Thiaho Motty

Motta to jeden z najlepszych trenerów włoskiego młodego pokolenia, wraz z Raffaele Palladino oraz Vincenzo Italiano. W karierze poprowadził do tej pory młodzieżową drużynę Paris Saint-Germain, a następnie już w piłce seniorskiej: Genoę, Spezię, Bolognę, a także Juventus.

Podczas pracy z młodzieżą w Paryżu opracował innowacyjną taktykę 2-7-2, w której to bramkarz był rozgrywającym poza polem bramkowym. Jak można się domyślić – rozwiązanie to nie przyjęło się. Po czasie było nawet trochę wyśmiewane.

W Genui jego najlepszym momentem było zwycięstwo nad Brescią 3:1 – „wygrał” ten mecz bramkami trzech różnych zmienników. To schyłkowy czas w Ligurii dla Enrico Preziosiego, właściciela Genoi, który wprowadzał dużo chaosu w działania klubu.

W Spezii z kolei… nauczył Jakuba Kiwiora gry na pozycji defensywnego pomocnika. Motta z przeciętnym składem wywalczył pewne utrzymanie w Serie A. Pokonał AC Milan czy Napoli.

Bologna to dwa sezony współpracy. Rozgrywki 2023/24 były magiczne i to one najbardziej świadczą o klasie Motty. Uzyskał pierwszą w historii kwalifikację do głównej fazy Ligi Mistrzów. To wspaniałe przeżycie dla całego miasta. Wypromowali się wtedy choćby Riccardo Calafiori (dziś Arsenal) czy Joshua Zirkzee (dziś Manchester United), a szanse regularnie otrzymywał Kacper Urbański.

Czas pracy Motty w Turynie to z kolei rozczarowanie. Było sporo zmian w składzie i mnóstwo… remisów. Juve po raz pierwszy w rozgrywkach na krajowym podwórku przegrało dopiero po nowym roku, ale spotkań zakończonych podziałem punktów było po prostu za wiele. Został zwolniony w kwietniu – po 42 spotkaniach.

Pożegnano wtedy m.in. Wojciecha Szczęsnego, Danilo czy Federico Chiesę. Wielu kibiców miało do Motty (oraz Cristiano Giuntolego) żal o takie „bezduszne czyszczenie”. Na koniec tamtego sezonu Juventus walczył jedynie o kwalifikację do fazy ligowej Ligi Mistrzów i to do ostatniej kolejki. Udało się. Wygrana w Wenecji zapewniła czwartą lokatę, kosztem dzielnie goniącej rywali drużynie Romy Claudio Ranieriego. Tyle, że to już za Igora Tudora, bo Motty w klubie nie było.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

0 komentarzy

Człowiek urodzony w roku stulecia swojego przyszłego ulubionego klubu. Schodzący po czerwonej kartce Jens Lehmann w Paryżu w finale Ligi Mistrzów 2006 to jego pierwsze piłkarskie wspomnienie. Futbol egzotyczny nie jest mu obcy. Przykład? W jednej z aplikacji ma ustawioną gwiazdkę na tajskie Muangthong United, bo gra tam niejaki Emil Roback. Inspiruje się Robertem Kubicą, Fernando Alonso i Ottem Tanakiem, bo jest zdania, że warto dać z siebie sto i więcej procent, nawet mimo niesprzyjających okoliczności. Po szkole godzinami czytał o futbolu na Wikipedii, więc wybudzony nagle po dwóch godzinach snu powie, że Oleg Błochin grał kiedyś w Vorwarts Steyr. Potrafi wstać o trzeciej nad ranem na odcinek specjalny Rajdu Safari, ale nigdy nie grał w Colina 2.0. Na meczach unihokeja w szkole średniej stawał się regenem Lwa Jaszyna. Esencją piłki jest dla niego styl rodem z Barcelony i Bayernu Flicka, bo Zdenek Zeman i jego podejście to życie, a posiadanie piłki jest przehajpowane

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama