Holandia, Japonia i Tunezja – to potencjalni rywale reprezentacji Polski w grupie F przyszłorocznych mistrzostw świata. Kluczem jednak na razie przejście baraży. W razie powodzenia zespół Jana Urbana rozpocznie od spotkania z drużyną z Afryki, ale największe emocje budzi prześladująca nas ostatnio Holandia. W eliminacjach potrafiliśmy dwa razy z nią zremisować 1:1, ale czy powinniśmy się tym kierować? Według Jana De Zeeuwa niekoniecznie. – W Rotterdamie Holendrzy zaczęli się bawić. W Warszawie zlekceważyli Polaków. W mistrzostwach świata będzie inaczej – mówi w rozmowie z Weszło najbliższy współpracownik Leo Beenhakkera z czasów, gdy ten prowadził reprezentację Polski. De Zeeuw tłumaczy też, dlaczego to całe losowanie to była jedna wielka bzdura.

Jakub Radomski: Jak pan na gorąco oceni grupę F?
Jan De Zeeuw: Grupa wydaje się bardzo ciekawa. Holandia jest faworytem, powinna ją wygrać. To zespół, który, gdy spojrzymy na nazwiska i to, gdzie ci zawodnicy grają, ma nawet potencjał na wielki finał mundialu. Ale zostało pół roku, a przez ten czas wiele w piłce może się zmienić.
Niech pan spojrzy na Jakuba Modera – dobrze prezentował się w Feyenoordzie. Słyszałem, że Jan Urban bardzo na niego liczył. A on od miesięcy leczy kontuzję. Holandia też ma zawodników, których brak, odpukać, byłby bardzo dotkliwy. Koeman ma kapitalnych środkowych pomocników, naprawdę dobrych obrońców, kilku ciekawych młodych piłkarzy. Jest też człowiekiem, który złapał niezły kontakt z drużyną. Umie podejść do indywidualistów i przekonać ich, by grali dla zespołu.
Ale ten team ma jeden problem – w Holandii brakuje w tej chwili topowego środkowego napastnika. Mieliśmy znakomitych graczy w przeszłości na tej pozycji.
Marco van Basten, Patrick Kluivert, Dennis Bergkamp.
Dokładnie. Dziś z przodu biega Memphis Depay, który występuje w lidze brazylijskiej. Wciąż może sporo dać kadrze, ale to nie jest ten najwyższy poziom. Przestrzegam przed lekceważeniem Japończyków. Są silni, trzech ich ważnych piłkarzy występuje w Eredivisie, w tym dwaj środkowi obrońcy (stoper Ko Itakura gra w Ajaksie, a obrońca Tsuyoshi Watanabe i napastnik Ayase Ueda to gracze Feyenoordu – przyp. red.). Tunezja jest najsłabsza w tym gronie, choć nie ukrywam, że nie wiem o niej za wiele.
Ale wie pan, co mnie dziwi? Oglądałem losowanie w polskiej telewizji, a tam optymizm i nastrój, jakby reprezentacja już była zwycięzcą swojej ścieżki barażowej. Ludzie, spokojnie. Wy chyba zapomnieliście, że najpierw trzeba wygrać dwa finały, a to nie będzie takie proste. Niech pan spojrzy na ostatnie zgrupowanie: Polska w ciągu kilku dni pokazała dwie twarze. Najpierw mecz z Holandią w Warszawie – dobry w waszym wykonaniu, choć było widać, że Holendrzy zlekceważyli rywali. Mieli już pewny awans, część zawodników grała na pół gwizdka, a i Koeman trochę eksperymentował ze składem. Niektórzy nie występowali na swojej nominalnej pozycji.
Mija kilka dni i bardzo słaba postawa na Malcie. To typowe dla polskich piłkarzy, ich mentalności. Doświadczyliśmy też tego z Leo. Jest dobry mecz, w mediach tralalala, pochwały, no i zawodnicy myślą, że stali się najlepsi na świecie. A nie są.
Dlatego mój apel: „Zapomnijcie o tych Stanach. Skupcie się na barażach”. Dopiero gdy awansujecie, analizujcie swoje szanse. Ale powiem panu szczerze, że te mistrzostwa to dla mnie jedna, wielka bzdura.
Dlaczego?
Będę szczery – na mundialu powinny grać 24 drużyny. 48 zespołów to jakiś żart. Będziemy się męczyć, czeka nas dużo przenudnych spotkań. Nie sądzę, by ludzie ekscytowali się spotkaniem Curacao z Ekwadorem. W tym turnieju wystąpi sporo zespołów, które nie mają nic wspólnego z prawdziwym futbolem. Tak naprawdę prawdziwie wysoki poziom zacznie się dopiero od ćwierćfinałów. Oglądał pan tę dzisiejszą ceremonię?
Oglądałem.
Ona się powinna nazywać „FIFA Show”, bo nie miała tak naprawdę za wiele wspólnego ze sportem. Pokazała, że mistrzostwa świata to dzisiaj przede wszystkim biznes. Myślę sobie, ile to wszystko musiało kosztować. Na pewno fortunę, której nawet drobną część można by przeznaczyć na programy wspierające rozwój chłopców biegających za piłką. I jeszcze ta Pokojowa Nagroda FIFA dla Donalda Trumpa. Żenujące, śmiać mi się chciało. Zrobiono z niego zbawcę: człowieka, który doprowadził do pokoju na świecie. A nie jest przypadkiem tak, że 200 km od mojego domu w Polsce dalej umierają ludzie? Nie ma masowego mordowania ludzi w Strefie Gazy?

Donald Trump i Gianni Infantino
Wróćmy do piłki i polskiej grupy.
Pamiętam spotkanie na EURO 2024, gdy Polaków prowadził jeszcze Michał Probierz, który był jedną wielką pomyłką. Koledzy ze związku dali mu tę posadę i ten człowiek kreował się na kogoś najmądrzejszego, kto wszystko wie najlepiej. Na EURO po pierwszej połowie meczu z Polską powinno być jakieś 3:0 albo i 4:0 dla Holandii. A było 1:1. W Rotterdamie Polska była silniejsza, bo miała już na ławce prawdziwego trenera w postaci Urbana, ale tam również Holandia powinna była zamknąć spotkanie.
Z innymi rywalami w grupie eliminacyjnej poradziła sobie dużo łatwiej, ale to jest czasami problem – ten zespół prowadzi, może strzelić kolejnego gola, marnuje szansę, w pewnym momencie trochę się rozpręża i rywal trafia. Jednak w mistrzostwach świata Holandia na pewno podejdzie do Polski poważniej.
Pamiętajmy o specyfice tej imprezy. Przez to, że FIFA leci na pieniądze i robi turniej na tyle drużyn, potrwa to ponad pięć tygodni. Przecież to zabijanie futbolu i zawodników, jakaś masakra. Wielu graczy reprezentacji Holandii występuje w Premier League. Będą mieli za sobą wycieńczający sezon, a tu jeszcze taki maraton. Trzeba będzie mądrze gospodarować siłami i korzystać z szerokiej kadry. Koeman taką ma. I druga rzecz – mecze będą prawdopodobnie rozgrywane w wysokich temperaturach, na co też trzeba się przygotować. Zmęczenie gwiazd w połączeniu z wymagającą pogodą może być dużym problemem.
Jeszcze gdy reprezentację Polski prowadził Probierz, apelował pan w rozmowie ze mną, żeby zatrudnić Jana Urbana.
Wiedziałem, co mówię. Janek był członkiem sztabu Beenhakkera, wiele razy przebywał z nami na zgrupowaniu. Pamiętam, jak Leo kiedyś powiedział: „To nie jest polski trener. Nie pasuje do tego środowiska. Widać, że został wyszkolony w innym kraju i innej mentalności”. Urban, w przeciwieństwie do Probierza, wie, że najważniejsza jest drużyna, a nie on. Potrafi budować relacje, ale też postawić na pewne zasady. Dlatego na twarzach piłkarzy widać dziś radość, uśmiech, a przy zespole nie kręcą się działacze pachnący alkoholem.

Jan De Zeeuw i Leo Beenhakker
Ale Urban ma też problem: ograniczone możliwości piłkarskie. Nie widzę w Polsce bramkarza, który byłby na poziomie zbliżonym do Wojciecha Szczęsnego. Godny następca Łukasza Piszczka? Nie ma. Ktoś, kto jest w stanie być na środku obrony jak Kamil Glik? Nie ma. Jak Krychowiak za lepszych czasów? Też takiego pomocnika nie widzę. Robert Lewandowski ma swoje lata, nie oszuka tego i tak długi turniej również dla niego będzie dużym wyzwaniem. A napastnika podobnej klasy w Polsce nie ma i prawdopodobnie długo nie będzie.
Naród uwierzył w Urbana.
I słusznie, bo ten człowiek może wyciągnąć z reprezentacji to, co najlepsze. On odpowiednio zmotywuje piłkarzy. Mam tylko nadzieję, że działacze PZPN dadzą mu komfort pracy, jakiego potrzebuje. Nie rozumiem, dlaczego Urban nie dostał od związku nowej umowy. Nie macie w Polsce lepszego trenera dla reprezentacji. Dajcie mu pracować. Jest Urban w pierwszej reprezentacji i Jerzy Brzęczek w młodzieżówce, której idzie świetnie. Obaj, z tego co wiem, dobrze współpracują. Nie psujcie tego!
ROZMAWIAŁ: JAKUB RADOMSKI
PS od autora:
W rankingu FIFA Holandia zajmuje obecnie siódme miejsce. Polska jest na 31. pozycji. Co prawda dwa ostatnie spotkania Polski z Holandią zakończyły się remisami 1:1, ale Biało-Czerwoni tylko trzy razy w 22 meczach w historii pokonali tego rywala. Ostatni raz – 2 maja 1979 roku, gdy Jan Urban miał 17 lat. Na konferencji prasowej po ostatnim spotkaniu obu drużyn w Warszawie selekcjoner Polaków powiedział z uśmiechem: – Spokojnie, ogramy ich na mundialu.
Zupełnie jakby spodziewał się, że znów na siebie wpadną. Czas więc ich ograć?
Fot. Newspix.pl