Reklama

Jagiellonia nie zagrała kompletnie nic. Słaby mecz i szczęśliwy remis

Antoni Figlewicz

06 listopada 2025, 23:15 • 4 min czytania 36 komentarzy

Pustawy stadion w Skopje trochę się dopasował do wartości meczu. Bo spotkanie Shkendiji z Jagiellonią też było pozbawione większego wkładu. Nie to, że im się nic nie chciało – chodzi raczej o to, że mimo jakichś chęci, piłkarze obu zespołów nie byli w stanie przekonać nas, że naprawdę chcą. Nie ma nic bardziej frustrującego dla widza, sami pewnie przyznacie. Chociaż nie, gorzej może być jeszcze, kiedy jego zespół dostaje w takim meczu w trąbę…

Jagiellonia nie zagrała kompletnie nic. Słaby mecz i szczęśliwy remis

Więc tak, dziś się z Dumą Podlasia niesamowicie umęczyliśmy. Kiedy już myśleliśmy, że coś drgnie, to szybko piłkarze Adriana Siemieńca sprowadzali nas na ziemię. Ktoś może przekonywać, że remis na gorącym terenie, w odległej Macedonii Północnej, z klubem o albańskim zapleczu trzeba uszanować, ale na Boga, nie! Nie można uszanować. To był mistrz Macedonii Północnej. Grający na cudzym stadionie.

Reklama

W dodatku będący dopiero w drodze do regularnych występów w fazie zasadniczej europejskich pucharów. Albo nawet nie, bo mówimy o kopciuszku, który od dobrej dekady przeżywa doskonały czas, ale…

No właśnie. W Macedonii Północnej.

Milan, Messi i Broz Tito. Shkendija przez lata miała pod górkę [CZYTAJ WIĘCEJ]

Shkendija – Jagiellonia 1:1. Kiedyś trzeba przyspieszyć grę, prawda? Prawda?

Nie będziemy bronić tu stanowiska, że Shkendija to najgorsi z najgorszych w tej edycji Ligi Konferencji. Taka teza nie ma, na pewno na razie, żadnego uzasadnienia. Tyle że nadal mamy prawo twierdzić, że Jagiellonia w starciu z takim zespołem jest bezdyskusyjnym faworytem bez względu na jakieś dodatkowe okoliczności. Wiemy, że Power Ranking Opta nie należy do idealnych, ale przy jego pomocy rzucimy wam odrobinę światła na jakość ekipy z Tetowa. Według tego zestawienia Shkendija jest zespołem gorszym od… każdej drużyny w Ekstraklasie.

Tym bardziej wypadałoby go w jakimś momencie wrzucić na karuzelę, bo nawet jeśli nie są to jakieś absolutne ogórki z totalnego końca świata, a historia tego sezonu uczy nas, że szacunek wypada mieć nawet do reprezentantów Gibraltaru, to remis ze Shkendiją w takich okolicznościach musi przynosić nam dziś wstyd.

Wstyd, po prostu wstyd. Nie dajmy się ponieść emocjom ostatniej akcji tego meczu, bo całość była absurdalnie cienka.

Może trener Siemieniec zwyczajnie przeszarżował i zarządził wygraną najniższym możliwym wysiłkiem. Jeśli tak – no z niesmakiem moglibyśmy przyjąć jego podejście, gdyby faktycznie Jaga wygrała. Bo choć nam wszystkim leży na sercu ogólne dobro polskiej piłki i chcemy oglądać dobre mecze naszych drużyn, to on jednak musi się troszczyć przede wszystkim o swój zespół. Ten przegrał ostatnie dwa ligowe spotkania i dziś, być może, potrzebował sennego resetu.

Efekt był jednak taki, że Dusan Stojinović kilka razy wydał się nam zbyt senny i grał jakieś piłki na granicy baboli. Z przodu miał szaleć Afimico Pululu, ale ruszał się, jakby go było jeszcze raz tyle. Nie, że był wszędzie. Taki był ociężały. Wchodzący z ławki Jesus Imaz nie dał zespołowi nic, a przy okazji wyleciał za dwie żółte kartki.

Ogólnie brakowało Jadze pazura, na co dowodem chyba najgroźniejsza akcja pierwszej połowy meczu i, przy pominięciu akcji bramkowych, najlepsza w ogóle.

Akcja, w której Leon Flach właściwie nie oddał strzału, choć nieźle przyjmował piłkę w asyście obrońców Shkendiji.

Dajcie spokój, tak się nie godzi

Druga odsłona meczu, zaczęła się tak, że powinna nam odrobinę pobudzić gości. Wszystko za sprawą trafienia dla tetowian – nieco niespodziewanego, lecz niosącego ze sobą nadzieję na jakiekolwiek emocje. Może i w większości negatywne, ale chociaż się oko nie przymykało, zawsze coś. Bramka padła po dośrodkowaniu na bliższy słupek z rzutu rożnego – głowę do celnego podania Webstera dołożył Latifi i Shkendija objęła prowadzenie, którego raczej nie było w planach trenera Siemieńca.

Gorzej, że w planach polskiego zespołu nie było też przejęcia kontroli nad meczem z, powtarzamy, mistrzem Macedonii Północnej.

Jaga była dziś drużyną obrzydliwą, beznadziejną, anemiczną. Na tle w sumie słabego rywala wypadła równie słabo i nie można upatrywać w tym meczu jakichś pozytywów. A że wpadł gol w końcówce i nie będziemy tego występu zaliczać do panteonu najgorszych polskich eurowpierdoli? No fajnie, ale nie zapomnijmy, jaki to był paździerz.

Trafienie Lozano uratowało Adriana Siemieńca i jego drużynę przed gigantyczną wtopą, o której mówilibyśmy jeszcze długi czas. Mistrz Macedonii Północnej, no ludzie. Oni tam mają 47. ligę Europy.

KF Shkendija Tetowo – Jagiellonia Białystok 1:1 (0:0)

  • 1:0 – Latifi 49′
  • 1:1 – Lozano 90’+9

Czerwona kartka: Imaz 90’+6

CZYTAJ WIĘCEJ O POLSKICH ZESPOŁACH W EUROPIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix

36 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Liga Konferencji

Reklama
Reklama