Reklama

Legia w tym sezonie nie wywalczy już żadnego trofeum

Jakub Białek

30 października 2025, 23:44 • 5 min czytania 147 komentarzy

Superpuchar Polski. Wiele wskazuje na to, że to będzie jedyne trofeum Legii Warszawa w sezonie 25/26. Z gry o pozostałe wypisała się na własne życzenie. Tak, wciąż mamy październik. Stołeczni odpadli z Pucharu Polski już w 1/16 finału. Pokonała ich 2:1, po dogrywce, Pogoń, która wcale nie grała niczego wielkiego. W lidze legioniści tracą już 10 punktów do lidera. Są w kryzysie. W czwartkowy wieczór po raz kolejny dali temu wyraz.

Legia w tym sezonie nie wywalczy już żadnego trofeum

To wręcz niespotykane, by na poziomie 1/16 Pucharu Polski dochodziło do spotkań o takim ciężarze gatunkowym. I już nawet nie chodzi o to, że obejrzeliśmy powtórkę z finału poprzedniej edycji, choć o to oczywiście trochę też. Obie ekipy przystąpiły do tego spotkania ze świadomością, że dziś mogą pogrzebać jedyną szansę na zdobycie jakiegoś trofeum w tym sezonie.

Reklama

Bo z Pogonią jest podobnie – słabo zaczęła w lidze, zmieniła trenera, na ten moment nie jest drużyną, o której można powiedzieć, że jest zdolna do walki o największe trofea. Zresztą symptomatyczne, że najpierw Alex Haditaghi mówił o drugim miejscu jako celu, a ostatnio w TVP Sport przyznał, że celuje w trzecie miejsce. I to nie w tym sezonie, a w następnym.

Ale to Pogoń wyjeżdża z Łazienkowskiej zwycięska. Zjadła swojego rywala wyrachowaniem. Thomas Thomasberg nie przegrywa. Za nim 22. mecz z rzędu bez porażki.

Legia – Pogoń. Parszywa pierwsza połowa

Edwarda Iordanescu ten wieczór może pogrążyć, także ze względu na to, jaki wystawił skład (niezbyt luksusowy). Punkty do sympatii kibiców zyskał jedynie dzięki wystawieniu Kacpra Urbańskiego w środku pola. O 21-latku już teraz można powiedzieć, że jest najlepszym ofensywnym piłkarzem Legii, choć póki co świadczy to nie tyle o jego klasie, co o dyspozycji pozostałych legionistów. Uczestnik Euro 2024 wciąż nie rozwinął skrzydeł na polskich boiskach, ale dziś wiele dobrego w ataku Legii zaczynało się właśnie od niego.

Podobała nam się jego mięciutka wrzutka, którą zdołali przeciąć obrońcy Pogoni. Fajnie zabierał się z piłką. Szukał dryblingów i niekonwencjonalnej gry, choć parę razy pogruchotały jego kości. Sytuacja, gdy w szesnastce przełożył sobie piłkę pod nogą, a potem poszukał strzału, znamionowała dużą klasę. Urbański ma wszystko, żeby już za chwilę stać się gwiazdą Ekstraklasy. Dziś wysłał kolejne sygnały, że już niebawem to się stanie, jeśli tylko dojdzie do optymalnej formy.

Ogółem nie było to spotkanie, do którego będzie wracać się latami. Dużo powiedziane, nie będzie do niego wracało się już za tydzień. Pierwsza połowa? Najbliżej gola była Pogoń, gdy po przechwycie na połowie rywala wyszła w trójkę z kontrą, ale Mukairu – zamiast strzelić gola – postanowił nie zabierać się z piłką.

To Portowcy byli tą bardziej schowaną i ostrożną stroną. Legia przeważała, ale atak pozycyjny szedł jej topornie. Okazję miał Szymański (strzał z szesnastego metra, zabrakło precyzji), z ostrego kąta próbował Chodyna (daleko od powodzenia), najbliżej celu był Goncalves, którego dośrodkowanie trafiło w słupek (raczej przypadkowa historia).

Legia – Pogoń. Parszywa druga połowa i dogrywka

Niewiele zwiastowało, że to akurat Pogoń otworzy wynik, ale tak właśnie się stało. W tyłach Legii zrobiło się tyle miejsca, że można było tam postawić Dino. I wtem – prostopadła piłka do wysoko ustawionego Grosickiego, który w momencie podania wyprzedził rywali, a i tak nie znalazł się na spalonym (został Piątkowski, złe ustawienie). Co dalej? Reprezentant Polski zakręcił Kapuadim, zamarkował, położył na glebie Kobylaka, strzelił gdy był już pewny swego. Słowem – pobawił się z legionistami jak z dziećmi.

Legii nie szło w budowaniu ataków, więc wpadło jej po stałym fragmencie gry. Już pierwsza wrzutka omal nie zakończyła się golem (dobry strzał Krasniqiego odbił Cojocaru), ale podający Elitim poprawił i kolejne jego świetne podanie wykorzystał głową Piątkowski. Obejrzeliśmy więc w drugiej połowie gole, ale czy sam mecz był w niej lżej strawny? Nieszczególnie. Setkę miał Greenwood, lecz posłał piłkę w kosmos, a Legia – jak to Legia – grała schematycznie, bazowała w swoich atakach głównie na wrzutkach i strzałach z dystansu.

Strzelamy, że kiedy sędzia Marciniak zagwizdał po raz ostatni w podstawowym czasie gry, wielu postronnych widzów uznało, że za dogrywkę już dziękuje.

Czy słusznie? Dogrywka była dużo lepsza niż pierwsze 90 minut. Pogoń jeszcze bardziej się cofnęła, Legia jeszcze mocniej tłamsiła, a w pewnym momencie doszło do otwartej wymiany ciosów. Blisko było po akcji Krasniqiego, a później po strzale Biczachczjana. Próbę pierwszego odbił przed siebie Cojocaru, a zapędy drugiego zatrzymał stojący na linii Huja.  To jednak naprawdę niewiele konkretów jak na ogromną przewagę optyczną, jaką miała Legia.

Świetna szansa Legii. Po chwili – gol Pogoni

Widać, że – w odróżnieniu od poprzednich trenerów – Thomas Thomasberg nie chce grać radosnego futbolu. Niewykluczone, że długoterminowo pozytywnie podziała to na wyniki Portowców. Koszt jest taki, że z zespołu, który aż chciało się oglądać, coraz bardziej robi się zespół stawiający na wyrachowanie.

Jednego jeśli chodzi o wybory trenera Pogoni nie rozumiemy – po co już w 70. minucie zdjął Grosickiego? Lider Portowców był jedną z nielicznych postaci, która mogła rozruszać ten mecz. Wcale nie sprawiał wrażenia gościa, który słania się na nogach. Jest w gazie, mecz niezwykle istotny, a schodzi tak wcześnie. Ciężko to zrozumieć. Pogoń – choć była głęboko cofnięta – stworzyła w dogrywce groźniejsze okazje. Ndiaye miał setkę w 112. minucie, wcześniej Juwara posłał groźny strzał z rzutu wolnego.

I nastała 117. minuta, która była trochę symbolem tego spotkania. Legia dominuje. Pogoń w jednej z akcji ma ośmiu piłkarzy w swoim polu karnym. Dramatycznie wybijają piłkę. Może się wydawać, że chcą dotrwać do karnych. Legia ma stały fragment i świetna szansę. Cojocaru jakimś cudem broni strzał z kilku metrów, po czym goście wychodzą z kontrą. Piłka na lewo do Juwary. Widzimy, że idealnie wbiega Przyborek. Juwara go widzi, kapitalnie podaje, a młody piłkarz Pogoni kieruje piłkę do siatki. Na Łazienkowskiej cisza, szok i niedowierzanie.

Cieszą się piłkarze Pogoni i ich kibice. A po kilku minutach – cieszą się ze zwycięstwa i awansu. I z rewanżu za to, co w maju wydarzyło się na Stadionie Narodowym.

Pogoń może jeszcze włożyć puchar do gabloty w tym sezonie, a Legia w rozgrywkach 2025/2026 nie wywalczy już żadnego trofeum.

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI

Fot. FotoPyK

147 komentarzy

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Ekstraklasa

Reklama
Reklama