Emocje. Efektowność. Niezliczone szybkie, krótkie podania, mnóstwo dokładnych dośrodkowań, sztuczki techniczne, dryblingi, strzały z dystansu. Było tu wszystko, z obu stron, od bójek, przez niesłusznie uznane gole, aż po Sadloka zagrywającego piłki na poziomie gdzieś między Pjaniciem a Kroosem. Przesadzamy? Możliwe, ale jednak – takie mecze nie zdarzają się w Ekstraklasie często.
Najpierw huraganowe ataki Cracovii, bomba Deleu, grane w co trzeciej akcji klepki w trójkącie Rakels-Budziński-Dąbrowski. Po chwili – kolejne setki Brożka, wypracowywane przede wszystkim przez niesłychanie aktywnych Boguskiego, Mączyńskiego i Sadloka. Cios za cios. Oko za oko. Wszystko na niebywałej intensywności, wszystko tak naładowane emocjami, że gdy wreszcie Głowacki i Sretenović wysadzili ten ładunek, sędzia przez kilkadziesiąt sekund nie mógł opanować szarżujących na siebie zawodników.
Brakowało trochę kibiców Cracovii. Brakowało może momentami kogoś, kto na chwilę przytrzymałby piłkę w środku pola, na moment zagrał do tyłu, przeciągnął przez obrońców, zamiast – momentami bezsensownie – pchać do przodu. Może jednak właśnie dlatego ten mecz był taki emocjonujący i taki przyjemny w odbiorze? Ani Wisła, ani Cracovia nie zatrzymywały się choćby na moment, nie było tu przestojów, a przy tym nikt raczej nie kalkulował – parcie do przodu od pierwszej do… No dobra, sześćdziesiątej minuty, po której Cracovia skupiła się na obronie wyniku.
To, co nas szczególnie ujęło, to jakość w poczynaniach obu drużyn. Dośrodkowania Sadloka były celne, podobnie jak udane były przyjęcia i podania Boguskiego czy rozpoczynające akcje podcinki Mączyńskiego. Z drugiej strony – aktywny Rakels, podejmujący wyłącznie dobre decyzje Dąbrowski, porządni boczni obrońcy. Szwankowała skuteczność – jak u Brożka czy momentami Jankowskiego, ale samo wypracowywanie akcji nie polegało na wykorzystywaniu błędów przeciwników, ale rzetelnej grze atakującej drużyny.
Piękna sprawa. Krakowska piłka w najlepszym tego słowa znaczeniu. Derby, które zapamiętamy nie z uwagi na bluzgi, przepychanki (choć i tych nie brakło!), ale bardzo dobrą grę obu zespołów. Trochę szkoda, że nie do końca nadążał sędzia – gol dla Cracovii padł ze spalonego, do tego sporo nieodgwizdanych faulów, brak kontroli nad meczem – ale ogółem: partidazo. Oby tak jak najczęściej.