Reklama

3 największe zalety dłuższej przerwy reprezentacyjnej

Antoni Figlewicz

17 października 2025, 17:06 • 5 min czytania 2 komentarze

Punktem wyjścia do tego tekstu są wczorajsze słowa Marka Papszuna, który przekonywał wprost, że z perspektywy trenera lepiej mieć kilka krótkich przerw na mecze kadry niż jedną dłuższą. On ma swoje sensowne argumenty i układając pracę zespołu w cyklach dopasowanych do gry na trzech frontach – w lidze, pucharze krajowym i pucharach europejskich – wolałby mieć takie chwile rozprężenia. Rozumie też jednak inne spojrzenie, o którym piszemy poniżej.

3 największe zalety dłuższej przerwy reprezentacyjnej

Bo perspektywa trenera jest w tym wypadku ważna, lecz nie każdemu taki rozkład piłkarskiego kalendarza jest wybitnie na rękę. Zresztą sam Marek Papszun zauważa, że jego zdanie może być w środowisku odosobnione:

Reklama

Z jednej strony, jak się wygrywa, jest flow i dobrze się gra, to nie warto tego przerywać. Z drugiej, ta przerwa by się przydała. Patrząc z perspektywy całego procesu, w tym sezonie trzy przerwy reprezentacyjne to bardzo dobre rozwiązanie. Jestem za tym, żeby przerwy były krótsze, ale było ich więcej. Rozumiem jaka jest idea za tym, by przerw było mniej, ale były dłuższe, patrząc z tej perspektywy, że zawodnicy muszą odbywać długie, obciążające podróże – podrzuca nam od razu trop szkoleniowiec.

Pójdźmy za jego słowami.

Przerwa reprezentacyjna dłuższa niż dotychczas. Szukamy największych zalet

Gdyby tak rozłożyć sobie kalendarz FIFA na poszczególne elementy, to okienek na mecze międzynarodowe bylibyśmy w stanie wskazać teraz pięć. Jedno w marcu, jedno w czerwcu, takie akurat na turnieje, i trzy jesienią – wrześniowe, październikowe i listopadowe. W przyszłym roku z tych trzech ostatnich zrobią się dwa, choć meczów pozostanie tyle samo. Drużyny narodowe między 21 września a 6 października będą mogły rozegrać w sumie cztery spotkania.

Przed nami dwa tygodnie tęsknoty za piłką ligową… Ale nie, o tym nie mówimy. Skupmy się na zaletach.

Zaleta pierwsza. Mniej obciążających podróży

Tak, to może mieć znaczenie, szczególnie dla piłkarzy z krajów naprawdę odległych. Warto byłoby posłużyć się jakimś przykładem, takim w miarę bliskim polskiemu kibicowi. Wyobraźmy więc sobie, że taki Afimico Pululu w końcu postanawia zadebiutować w reprezentacji narodowej i teraz jest już na bank przekonany, że dokonał odpowiedniego wyboru i będzie grał dla Demokratycznej Republiki Konga.

Obecnie ze zgrupowania wykluczył go uraz, ale ewentualny przelot do Kinszasy na mecze rozgrywane w Afryce byłby dla niego naprawdę obciążający i nie chodzi o kwestie finansowe. Najpierw przejazd z Białegostoku do Warszawy. Ze stolicy nie dostanie się oczywiście bezpośrednim do stolicy DRK, więc czeka go przelot z przesiadką, cała podróż strasznie się rozwleka.

Najkrótsza opcja z wylotem z Warszawy i przesiadką w Paryżu to aż dwanaście i pół godziny liczone od wylotu do lądowania. Do tego jeszcze kontrole bezpieczeństwa czy wspomniany dojazd z Białegostoku. Można liczyć, że całość zajmie chociaż szesnaście godzin. Nie ma lekko, a trzeba jeszcze wrócić do Polski.

Z podobnego powodu o pozostaniu w klubie mógł przy niedawnej okazji do reprezentowania Gwinei mógł zdecydować Lamine Diaby-Fadiga. – W porozumieniu z Gwinejską Federacją Piłkarską, Lamine Diaby-Fadiga zdecydował się pozostać w klubie, by razem z drużyną przygotowywać się do ważnych meczów, które czekają nas po przerwie – czytaliśmy w komunikacie Rakowa Częstochowa kilkanaście dni temu.

Nie da się ukryć, że dwa dni wyjęte z życia i spędzone w samolotach są problemem. Przyziemnym nieco, choć podniebnym.

daiby fadiga w meczu z zylina

Zaleta druga. Wzrost prestiżu spotkań reprezentacyjnych

W teorii spotkania kadry narodowej powinny cieszyć się największą popularnością i być solą futbolu. W praktyce jest jednak tak, że wielu osób mecze reprezentacji nie grzeją wcale, o ile nie gra ona akurat na jakimś wielkim turnieju. Zatem mistrzostwa kontynentu i świata są super, a reszta jest „fe”. Eliminacje, spotkania towarzyskie, jakaś wymyślna Liga Narodów – często czekamy, aż wreszcie się ten koszmar skończy.

Z tej perspektywy dwa tygodnie przerwy na kadrę mogą stać się dla kibiców katorgą. Ale jednocześnie mogą pomóc w podniesieniu prestiżu rywalizacji międzypaństwowej.

Już tłumaczymy w jaki sposób – ludzie śledzący rozgrywki piłkarskie z dużym zacięciem i niegasnącą pasją potrzebują ciągłego dopływu nowych spotkań. Nawet jeśli na co dzień najbardziej interesują się piłką ligową, to dwóch tygodni bez niej nie wysiedzą. Są wówczas wręcz skazani na mecze jednej czy drugiej kadry.

Dwa tygodnie to też dobry czas na to, by zdążyć się przestawić na nieco inne emocje. Teraz mamy tak, że ledwo się przerwa na kadrę zacznie, to już się kończy. Niby jest całkiem intensywnie, wszyscy gadamy o Lewandowskim, Zielińskim czy Urbanie, ale czasu na zbliżenie się do drużyny narodowej jest bardzo mało. Dłuższa przerwa przyniesie za to cztery mecze, dwa razy więcej piłkarskich historii i zarazem dwa razy więcej reprezentacyjnych emocji. To powinno zadziałać.

Zaleta trzecia. Pierwszy krok do wielkiej rewolucji

Coś z czego ucieszyliby się pewnie i trenerzy reprezentacyjni i trenerzy klubowi. Jedni i drudzy dostawaliby docelowo swoje drużyny na długi czas, który FIFA mogłaby zdefiniować odpowiednio jako sezon reprezentacyjny i sezon klubowy. Połączenie dwóch przerw na kadrę można w tym kontekście uznać za program pilotażowy dla szerszej rewolucji – wprowadzenia jednego wielkiego okna na wszystkie mecze reprezentacyjne.

Okazję do rozegrania sporej części eliminacji i turnieju za jednym zamachem. Szansę na stworzenie drużyn, a nie kadr. Zrobienie z selekcjonerów na powrót trenerów, których rola nie ograniczy się już tylko do dbania o dobrą atmosferę i wybierania składu.

Jeśli chcemy wprowadzać do świata futbolu jakieś reformy i FIFA doszła do wniosku, że kalendarz rozgrywek nie jest już specjalnie atrakcyjny dla kibiców, którzy wcale nie szaleją za przerwami na kadrę, to pierwsze kroki poczynione ku zmianie wydają się być rozsądnymi.

W przyszłym roku przekonamy się w mniejszej skali, czy dłuższa wyrwa w sezonie klubowym zostanie dobrze odebrana przez „rynek”, ale samo sprawdzenie nastrojów można przeprowadzić w sposób względnie nieinwazyjny. Tydzień czy dwa? Co to za różnica…

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

Fot. Newspix / FotoPyK

2 komentarze

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama