Nie będzie tu odkrywania Ameryki, spodziewajcie się raczej prostej konstatacji. Choćby się człowiek nie wiadomo jak wysilał, nie wymyśli dziś do roli defensywnego pomocnika nikogo lepszego niż Bartosz Slisz. To nie tak, że Polska kiedykolwiek stała zawodnikami o takiej specyfice i powinniśmy narzekać na aktualną obsadę tej pozycji – jest tak, jak było zawsze. Z tą różnicą, że być może wkraczamy w etap względnej stałości.

Jakiś czas temu mogliśmy się jeszcze zastanawiać, ale wszyscy, którzy mogliby obsadzić pozycję reprezentacyjnej „szóstki” – poza Sliszem – jakimś dziwnym trafem wzięli i się wykruszyli. Bo na różnych etapach można było liczyć na naprawdę różnych zawodników, lecz tak naprawdę żaden z potencjalnych zbawców kadry na tej newralgicznej pozycji nie zbliżył się nawet do tego, co dawał reprezentacji Grzegorz Krychowiak.
Przykre to podsumowanie, gdy przypomnimy sobie nadzieje pokładane w Krystianie Bieliku czy Jakubie Piotrowskim albo niewykorzystany w reprezentacji potencjał Karola Linettego – abstrahując całkowicie od tego, czy winnym takiego obrotu spraw jest piłkarz, czy jednak kolejni selekcjonerzy. Gdzieś też ostatecznie przeleciał kadrze przez palce Damian Szymański, który może zwyczajnie nie był wystarczająco dobry; nadal nie doczekaliśmy się też etapu, na którym zaczniemy sięgać po Jakuba Kałuzińskiego
Wobec całej wyliczanki zostaje jeden jedyny Bartosz Slisz. No dobra – ewentualnie Taras Romanczuk, który w okresie absolutnego bezkrólewia okazał się doraźnym lekarstwem na problemy kadry i zrobił robotę. Ale teraz znów, w najlepszym dla niego wypadku, mógłby nas ratować tylko w wypadku absolutnej katastrofy.
Teraz stawiamy na Slisza.
Bartosz Slisz numerem jeden w reprezentacji Polski na pozycji numer sześć
Niemal rok temu w dobrych słowach o tych wymienionych na końcu piłkarzach wypowiadał się choćby Dariusz Szpakowski: – Cieszy mnie, że selekcjoner uznał, że nie stać nas dziś na to, by zrezygnować z Bartosza Slisza czy Tarasa Romanczuka. Ten pierwszy odegrał bardzo ważną rolę w meczu z Walią, który przesądził o awansie na Euro. Drugi z dobrej strony zaprezentował się w mistrzostwach Europy – wyliczał doświadczony komentator.
Teraz sytuacja jest taka, że Romanczuk powołań nie dostaje, a Slisza oglądamy w wyjściowej jedenastce. Nie dlatego, że obu w kwestii jakości dzielą lata świetlne, a raczej z powodu pewnego założenia. Założenia, że teraz pora na erę piłkarza Atlanty.
Duże słowo – era. Potencjalni następcy dopiero majaczą na horyzoncie, więc mamy prawo spodziewać się stabilizacji. Szczególnie, że 26-letni Slisz nie szykuje się do żadnej wielkiej rewolucji.
Swój kontrakt w Stanach Zjednoczonych ma podpisany do końca roku 2028, czyli przez kolejne trzy lata nie musi się specjalnie martwić o przyszłość. W MLS gra właściwie wszystko, co może. Jedyne opuszczone przez niego spotkania to te, które wypadają za oceanem akurat w okresie przerw na reprezentację, których władze tamtejszej ligi nie uznają za powód do przerwania rozgrywek. Polak jest więc doceniany na tyle, by i w klubie nikt nie podważał jego pozycji.
Solidne podwaliny pod ważną rolę w kadrze.

Bartosz Slisz w Major League Soccer (źródło: Hudl Statsbomb)
Atlanta dostała to, czego chciała. Z perspektywy czasu ten transfer wygląda lepiej
Ktoś mógł się trochę oburzać, że wyróżniający się w Ekstraklasie Slisz swoją karierę chce kontynuować w Stanach Zjednoczonych. Zresztą chyba Dariusz Dziekanowski szydził tuż po dopięciu transakcji, że tu przecież chodzi o Atlantę, a nie Atalantę. I ogólnie nie ma czym się podniecać.
Pewnie fajniej byłoby mieć naszego zawodnika grającego regularnie w Atalancie, lecz Slisz skroił sobie klub pod swoje potrzeby. Przy okazji transferu do MLS pisaliśmy z Szymonem Janczykiem na Weszło, że polski pomocnik idzie do zespołu, w którym będą oczekiwać od niego dokładnie tego, co potrafi.
– Profil Bartosza Slisza to zawodnik, który odzyskuje piłki, a potem je rozdziela. Zbiera także wolne piłki, może pomóc Atlancie budować akcje od tyłu. Blisko sześćdziesiąt procent wznowień z piątego metra w wykonaniu tego zespołu to krótkie podanie, więc z całą pewnością takie będą wobec niego oczekiwania – mówił nam wówczas Hayden van Brewer z działu analiz klubu Austin FC. Czyli, powiedzmy sobie jasno, skuteczna gra bez fajerwerków. Cały Bartosz Slisz.
Na podbój MLS. Co czeka Slisza w Atlancie? [ANALIZA]
Wobec tego nie może dziwić, że Polak gra w Stanach od deski do deski – takiego go chcieli, takiego go mają i takiego będą go mieli.

Na tle innych pomocników Atlanty Bartosz Slisz w momencie transferu do MLS wyraźnie się wyróżniał dzięki swojemu stylowi gry (źródło: Hudl Statsbomb)
Sprawdzony w klubie, pora na osobisty sukces w kadrze
Teraz Bartosz Slisz zdaje się bardziej gotowy na podjęcie wyzwania w reprezentacji Polski niż jeszcze dwa lata temu. Jest starszy, okrzepł w zagranicznej lidze, udowodnił sobie, że i na amerykańskim rynku może przedstawiać pewną, całkiem sporą wartość. Nie ma też już raczej odwrotu od postawienia na niego w roli najważniejszego z naszych defensywnych pomocników. „Szóstek” poza nim nie ma – Jan Urban jeszcze trochę udaje, że można coś ulepić z Jakuba Piotrowskiego, ale oprócz niego nikt już nie wierzy, że faktycznie tak jest.
Przy założeniu, że skończyliśmy już z doraźnym wykorzystaniem stabilnego Romanczuka opcja jest zwyczajnie jedna i jedyna. Bartosz Slisz. Tym bardziej powinny nas więc cieszyć jego mecze pod wodzą nowego selekcjonera.
Na tle czołowej reprezentacji Europy – Holandii – wyglądał co najmniej przyzwoicie, niczego jakoś specjalnie nie popsuł, w drugiej połowie był nawet skuteczny, co pozwalało nieco niwelować zagrożenie tworzone przez Oranje. Jeszcze bardziej „sliszowy” był występ z Finlandią, o którym Przemysław Michalak na gorąco pisał na naszych łamach tak:
– Czasami wychodziły ograniczenia techniczne Slisza, ale w czarnej robocie zrobił swoje. Doskakiwał, przerywał, uprzykrzał życie rywalom, nie miał groźnych strat.
Znów, cały Bartosz Slisz. Do tego jeszcze na pozór nieistotne podania u progu ataku pozycyjnego i voila! Mamy defensywnego pomocnika, do którego możemy się chyba na dobre przyzwyczajać. Stabilizacji w tym sektorze boiska nigdy za wiele.
CZYTAJ WIĘCEJ PRZED MECZEM Z LITWĄ NA WESZŁO:
- Trzej muszkieterowie Jana Urbana. Ligowcy do zadań specjalnych?
- Najazd na Kowno. Litwini w strachu przed polskimi kibicami
- Novikovas dla Weszło: Wtedy Kulesza zapytał mnie: „Wódka czy piwo?”
- Jan Urban wprowadza spokój. Daje też kilka konkretów
Fot. newspix.pl