Sebastian Bergier udzielił oficjalnej stronie Widzewa Łódź długiego i ciekawego wywiadu, poruszającego nie tylko wątki z ostatnich tygodni.

Bergier latem zamienił GKS Katowice na Widzew i na początku sezonu praktycznie nie miał konkurencji, dlatego grał i spisywał się nieźle. Zdążył strzelić trzy gole, lecz wyhamowała go czerwona kartka, którą otrzymał z Pogonią Szczecin. Próbował wtedy dojść do piłki zagranej przez Mariusza Fornalczyka, ale efekt był taki, że sfaulował wyciągniętą nogą próbującego interweniować Linusa Wahlqvista.
– Arbiter potraktował mnie zbyt surowo, przez co ominąłem kolejne dwa spotkania. Dodatkowo to zbiegło się z przerwą na kadrę, więc tak naprawdę po dobrym starcie nagle miałem cztery tygodnie pauzy. To mnie zatrzymało i wybiło z rytmu. Po okresie przygotowawczym wiedziałem, że mogę iść cały czas w górę, a tu nagle musiałem znowu adaptować się do sezonu od nowa. Trochę jak przy urazie – choć mogłem trenować, nie grałem i nie byłem w rytmie meczowym – uważa napastnik łodzian.
Sebastian Bergier szczerze o młodzieżówkach, trenerze Sopiciu i rywalizacji w Widzewie
Z czasem do ataku Widzewa dodani zostali Pape Meissa Ba i przede wszystkim Andi Zeqiri, którego przyjście było hitem transferowym.
– Na pewno nie jest to dla mnie łatwa sprawa, gdyż wiem, że rywalizuję z zawodnikiem o określonej renomie, za określone pieniądze, jedne z największych w Ekstraklasie. Staram się na to jednak nie patrzeć, bo Andi i Pape to przede wszystkim moi koledzy z drużyny. Bardziej niż o rywalizacji z nimi myślę o współpracy, to jest dla mnie najważniejsze, bo wiem, że w niektórych meczach jednocześnie na boisku będzie dwóch lub nawet trzech z nas. Wszyscy mamy na sercu dobro Widzewa. Wiadomo, że gdy ich nie było, czułem większą pewność siebie, miałem większy margines błędu. Teraz jest on mniejszy, także dlatego, że dopiero wracam po przerwie spowodowanej zawieszeniem i muszę na nowo wkomponować się w to, co chce grać zespół – tłumaczy Bergier.
Nie ukrywa on, że ma bardzo dobre zdanie o Żeljko Sopiciu, zwolnionym na początku tego sezonu. – Mogę się o nim wypowiadać w samych superlatywach. Obdarzył mnie dużą pewnością siebie i zaufaniem. Starałem mu się za to odpłacić i udowodnić, że zasługuję na miejsce w zespole. Moim zdaniem początek był bardzo dobry. Mieliśmy fajny kontakt, złapaliśmy nić porozumienia. Nie ma go już z nami, ale na pewno będę go ciepło wspominał – przyznaje Bergier.
Zapytany o najlepszego zawodnika, z którym do tej pory występował, odpowiedział: – Mógłbym wyróżnić Johna Yeboaha ze Śląska. Jeżeli potrafiłeś do niego dotrzeć, to był niewyobrażalny. Takich pojedynków jeden na jednego w swojej drużynie jeszcze nie widziałem. Dla mnie trenowanie z takim zawodnikiem to była przyjemność. Jego pewność siebie i bezczelność pokazywały mi kierunek, w którym warto podążać.
25-latek nie ma dużego doświadczenia jeśli chodzi o kadry młodzieżowe, ale w 2018 roku zaliczył epizod w drużynie Biało-Czerwonych U-19.
– Moje rzadkie występy w kadrze młodzieżowej nie były podyktowane tym, że byłem słaby, tylko tym, że cały czas zmieniałem pozycję i nie miałem jednej ugruntowanej roli. Przeszedłem drogę od pomocnika do napastnika i to utrudniało mi otrzymywanie powołań do reprezentacji młodzieżowych, szczególnie że byłem zawodnikiem późno dojrzewającym – tłumaczy.
I dodaje odważnie w kontekście kolegów, którzy wtedy walczyli jak równy z równym z Włochami, a dziś często są piłkarskich peryferiach:
– Będąc brutalnie szczerym, moim zdaniem większość powołań do kadr młodzieżowych zależy od układów pozasportowych. Tak mi się przynajmniej wydaje. Do tego dochodzi zła selekcja, bo coś jest nie tak, skoro takie są rezultaty. Myślę, że to nie jest kwestia tylko Polski, ale także innych federacji, że zawodnicy kadr juniorskich niekoniecznie są najlepsi w swoim roczniku, a kilka lat później przestają w ogóle grać w piłkę. To coś dziwnego, bo przejście z juniora do seniora jest oczywiście trudne, ale jeśli ktoś się wyróżniał, a go nie powołujesz… Ja też byłem takim przykładem, że strzelałem najwięcej bramek w Centralnej Lidze Juniorów, miałem epizody w pierwszym zespole, a powołania nie dostawałem. Było w tym wszystkim coś dziwnego.
Sebastian Bergier po powrocie do gry zdążył jeszcze pokonać bramkarza Termaliki w ostatniej kolejce Ekstraklasy przed trwającą przerwą reprezentacyjną. Zagrał wtedy od początku, a Zeqiri wszedł z ławki.
Fot. Newspix