Reklama

Na fali. Reprezentacja Polski nie martwi się już o obronę?

Antoni Figlewicz

07 października 2025, 18:05 • 10 min czytania 33 komentarzy

Nie przegapmy tego momentu, właśnie powinniśmy zaczynać rozmowę na ten temat. Niepostrzeżenie, trochę po cichu możemy przechodzić do chwili, w której mniej martwimy się o naszych obrońców, a sen z powiek spędzają nam nasi pomocnicy, dotychczas nie będący większym powodem do zmartwień. Podglądamy Bednarka i Kiwiora w Porto, w Anglii daje radę Cash, ostatnio bardzo pozytywnie zaskoczył nas Wiśniewski. No i jakoś tak miło się robi, szczególnie jeśli zestawimy ich ostatnie dokonania z sytuacją klubową Zielińskiego czy Szymańskiego. Trochę nam się to wszystko pozmieniało…

Na fali. Reprezentacja Polski nie martwi się już o obronę?

Zacznijmy może od reprezentacyjnych pozytywów, które względem ostatniego roku mają prawo nas cieszyć. Wielu wskazywało już na ogromne korzyści płynące z cieszącego się wreszcie grą Jana Bednarka – kolegę z kadry podbudowywał choćby kapitan naszej reprezentacji: – Ta zmiana na pewno będzie dla niego z korzyścią. Myślę, że ten rok będzie dla niego czymś pozytywnym nie tylko wewnętrznie, mentalnie, ale też piłkarsko – oceniał na początku września Robert Lewandowski.

Reklama

Bo to zdecydowanie lepiej, gdy twój najważniejszy defensor – a taki status w gruncie rzeczy powinien mieć Bednarek – zamiast dostawać co tydzień w beret trochę może powygrywać. W dodatku z rodakiem u boku.

Reprezentacja Polski. Jan Bednarek rośnie w oczach

Cytowaliśmy już kapitana, to może teraz pora na selekcjonera. Jan Urban potwierdza to, co wszyscy w sumie wiemy – polski duet w Porto może nam przynieść chyba tylko korzyści. To mocny klub, jeden z wiodących w swoim kraju, dający wielkie pole do popisu i budowania pewności siebie. – Grają razem na co dzień, to powinno mieć duży wpływ na naszą defensywę. Kontakt między zawodnikami w reprezentacji nie jest tak częsty jak w klubie – mówił opiekun reprezentacji Polski, odnosząc się do dobrych występów naszych obrońców w Portugalii. – Mają minuty, grają razem. Sytuacja ich obu uległa znaczącej poprawie – dodaje selekcjoner i ma rację.

Oj jak bardzo ma rację…

Zacznijmy od tego, który ma w najbliższym czasie pełnić rolę absolutnego lidera polskiej defensywy. Jan Bednarek przed niedawnym transferem był kojarzony raczej ze składankami katastrofalnych spotkań najgorszej drużyny w Premier League. Wraz z kolegami z Southampton był w stanie zapracować jedynie na 12 punktów w 38 meczach, Święci z hukiem zlecieli z ligi. Tylko na przestrzeni ostatniego sezonu Polak dostawał w czapę:

  • 0:5 od Tottenhamu,
  • 0:5 od Brentford,
  • 0:4 od Brighton.

Wielokrotnie tracił też co najmniej trzy gole – takich przypadków, wliczając powyższe, mieliśmy aż piętnaście. Można się wściec, szczególnie jeśli we wszystkich rozgrywkach cieszyłeś się ze zwycięstwa całe cztery razy, z czego dwa w krajowych pucharach i zaledwie dwa w lidze. Przygnębiające.

– Wydaje mi się, że samo to, iż Janek przyjeżdża po meczach wygranych, powoduje, że inaczej głowa pracuje – komentował po spotkaniu z Finlandią postawę kolegi Robert Lewandowski. Kapitanie, my też to widzimy!

Jan Bednarek

Jan Bednarek w Porto odżył i zaczyna rozwijać skrzydła

Jakub Kiwior u jego boku. Portugalski dwupak

Przy Bednarku pojawił się też niedawno Jakub Kiwior, który wcześniej mógł liczyć na powołania od Michała Probierza nawet wtedy, gdy nie dostawał swoich szans w Londynie. Mikel Arteta cenił sobie umiejętności Polaka, ale w ramach założonej dla niego roli – gotowego na wszystko rezerwowego, który łatał dziury w składzie Arsenalu i gwarantował co najmniej przyzwoity poziom za każdym razem, gdy hiszpański szkoleniowiec go potrzebował.

Ostatecznie Kiwior uzbierał w ubiegłym sezonie Premier League 17 występów, w sumie całkiem przyzwoicie. Ale nie mógł liczyć na status pewniaka do składu, ciągle był w nim zamiast kogoś, kto akurat nie był dysponowany. Mocną końcówką sezonu zapracował sobie jednak na ciekawą ofertę z Portugalii, gdzie w ostatnich tygodniach możemy podziwiać jego piłkarskie walory w pełnym wymiarze.

W pięciu rozegranych dotychczas dla Porto meczach Kiwior zawsze towarzyszył na środku obrony Bednarkowi. Panowie zachowali razem pięć czystych kont. Cztery mecze wygrali i jeden zremisowali.

  • 1:0 z CD Nacional,
  • 3:0 z Rio Ave,
  • 1:0 z RB Salzburg,
  • 4:0 z FC Arouca,
  • 0:0 z Benfiką.

Podsumujmy – Jakub Kiwior od samego początku sezonu nie stracił nawet jednego gola. Ma prawo być pewny siebie przed starciem z Nową Zelandią czy Litwą.

Jakub Kiwior w barwach Porto

Jakub Kiwior wreszcie może liczyć na pewne miejsce w pierwszym składzie

Zaskakujący Przemysław Wiśniewski. Tu też wyrasta nam pewniak?

Martwicie się o jego występy, po tym, co zobaczyliście we wrześniu? No może odrobinkę, bo to przecież reprezentacyjny świeżak. Nie ulega jednak wątpliwości, że wejście do kadry zaliczył wprost doskonałe. – Wydaje mi się, że zagrałem poprawnie, nie ukrywam, że to dobry debiut – stwierdził, zgodnie zresztą z prawdą, obrońca, który rozmawiał z TVP Sport na gorąco po meczu z Holandią.

Przede wszystkim robiłem swoje. Trener powiedział mi, żebym grał to, co w klubie i żebym się nie spalił. I ja nawet się nie stresowałem, nie czułem tego pierwszego meczu. Zresztą chłopaki też mi bardzo pomagali, podpowiadali, to był duży plus – dodawał świeżo upieczony reprezentant Polski.

Oczywisty wygrany wrześniowego zgrupowania. Kim jest Przemysław Wiśniewski? [SYLWETKA]

My widzieliśmy w nim raz mocny punkt zespołu, a raz piłkarza jeszcze trochę niepewnego. Za spotkanie z Holandią wystawiliśmy mu dobrą notę 6, najwyższą wśród obrońców, ex aequo z niezłym ostatnio Cashem. Z Finlandią było trochę gorzej, od nas dostał „czwórkę” – był jednak zamieszany w stratę gola, popełnił dwa błędy przy wyprowadzeniu piłki, można się było do czegoś przyczepić.

Ale ogólnie patrząc, Wiśniewski to wygrany tamtego zgrupowania. Wszedł do kadry, zrobił robotę, nasz zespół z nim w składzie wyglądał naprawdę w porządku, przez co nie mamy jakiegoś niejasnego uczucia, że zaraz się coś skiepści i obrońca Spezii zacznie grać jak totalny czereśniak. Nie będzie liderem, ale u boku Kiwiora czy Bednarka da radę, o to przecież chodzi.

pRZEMYSŁAW wIŚNIEWSKI W MECZU Z hOLANDIĄ

Przemysław Wiśniewski wszedł do kadry z podniesioną głową

Reprezentacja Polski w końcu służy Cashowi. A on służy reprezentacji

No i jeszcze on, Matty Cash. Rozstrzelał się jak nigdy przedtem w kadrze, może nie grał wybitnych koncertów, ale to on koniec końców zrobił różnicę i z Holandią, i później z Finlandią. Kiedyś zastanawialiśmy się, jak tu układać prawą obronę, szukaliśmy opcji z wahadłowym, w którego rolę mógł też wchodzić Przemysław Frankowski. Jest jednak Cash i chwała Bogu, że go mamy. Piłkarz Aston Villi w formie i dobrym zdrowiu jest ważnym ogniwem naszej reprezentacji, po prostu.

O ile na Nową Zelandię selekcjoner Jan Urban nie zapowiada wyjściowego garnituru i wyraźnie słyszymy w jego słowach zapowiedź sporych rotacji, o tyle w meczach o punkty będzie się on raczej trzymał pewnego trzonu, który już sobie upatrzył. W nim jest miejsce dla Casha, tak jak i jest miejsce dla trzech wcześniej omówionych piłkarzy – ustawienie z piątką mającą zadania defensywne uzupełni pewnie jeszcze Nicola Zalewski i voila, mamy wyjściową linię obrony.

A i przy przejściu na czterech obrońców też raczej możemy się spodziewać podobnego składu osobowego.

O Cashu jeszcze słów kilka – w ostatnich czterech meczach dla kadry piłkarz Aston Villi strzelił trzy gole. Nawet jeśli nie zawsze nam się jakoś wyjątkowo podobał, to jednak można było na niego liczyć. Znajdą się mankamenty, te wskazywaliśmy nawet po meczu z Holandią: – Szczerze? Dostałby notę 3, gdyby nie piękny gol. Jego fantastyczne uderzenie, dające nam remis, musimy jednak mocno docenić. A poza tym? Z przodu próbował być aktywny, choć te próby podań za plecy van Dijka z pierwszej połowy były dość schematyczne. W obronie regularnie objeżdżał go Gakpo – zauważał po starciu z Holandią Kuba Radomski. Trochę pomarudził, ale wystawił naszemu piłkarzowi „szóstkę”. Bo Cash znalazł się w ważnym momencie tam, gdzie było trzeba.

Błysnął debiutant, dobra zmiana Wszołka. Jan Urban wiedział, co robi [NOTY POLAKÓW ZA MECZ Z HOLANDIĄ]

Matty Cash w zespole Aston Villi

Matty Cash ma ostatnio dobry okres w reprezentacji. W klubie zresztą też, gra dla Aston Villi wszystko

Im wyżej tym więcej problemów? Do tego nie jesteśmy raczej przyzwyczajeni

Tak sobie wyliczyliśmy czterech raczej pozytywnych bohaterów ostatnich tygodni, wydaje się też, że mówimy o pewniakach do wyjściowego składu w meczach o punkty. Każdemu z nich się wiedzie, każdy – a pokuśmy się o takie określenie – jest raczej na fali. A im dalej od naszej bramki, tym zmartwień więcej…

To o tyle wyjątkowa sytuacja, że wcześniej martwiliśmy się raczej o kolejne wylewy naszych kadrowiczów odpowiedzialnych za bronienie dostępu do bramki, a teraz z pewną troską musimy zerkać na środek pola. Z Holandią i Finlandią trener Urban niespecjalnie chciał kombinować i postawił na sprawdzone wcześniej rozwiązania – pierwszy skład z miejsca dał Szymańskiemu i Zielińskiemu, których na ten moment i tak nie za bardzo można kimkolwiek zastąpić.

Już rzut oka na listę powołanych na październikowe zgrupowanie jasno pokazuje, że niełatwo byłoby skompletować wyjściową jedenastkę bez tych dwóch piłkarzy. Taką uznaną za najmocniejszą, bezdyskusyjnie wyjściową, pierwszy garnitur.

Pomocnicy powołani na mecze z Nową Zelandią i Litwą:

  • Przemysław Frankowski (Stade Rennais FC)
  • Kamil Grosicki (Pogoń Szczecin)
  • Jakub Kamiński (1. FC Koeln)
  • Bartosz Kapustka (Legia Warszawa)
  • Kacper Kozłowski (Gaziantep FK)
  • Jakub Piotrowski (Udinese Calcio)
  • Michał Skóraś (KAA Gent)
  • Bartosz Slisz (Atlanta United)
  • Sebastian Szymański (Fenerbahce SK)
  • Piotr Zieliński (Inter Mediolan)

No można dać szansę Kacprowi Kozłowskiemu, w buty wcześniej wymienionej dwójki może też pewnie wejść Bartosz Kapustka. Ale to mało ekscytujące nazwiska w kontekście naszej kadry narodowej.

Sam Kozłowski mówił zresztą w rozmowie z TVP Sport, że na razie chciałby podejść do tematu na spokojnie: – Przyjechałem z pozytywnym nastawieniem i nadzieją, że dostanę kilka minut od nowego selekcjonera – przekonywał. Zachowawczo, ale też taka jest jego pozycja na ten moment. Zieliński i Szymański wydają się nie do ruszenia.

Sebastian Szymański i Piotr Zieliński w reprezentacji Polski

Obaj rozgrywali dla kadry różne mecze, ale w klubach zwykle wszystko im się układało. Teraz jest troszkę inaczej…

Problemy pewniaków. Zieliński i Szymański bywali w lepszej sytuacji

Problem polega na tym, że w klubach mają ostatnio pod górkę. Zacznijmy od Piotra Zielińskiego, niedawno jeszcze kapitana reprezentacji Polski. W tym sezonie spędził on na boisku 121 minut, bo w Interze przegrywa rywalizację z Suciciem, Calhanoglu czy 35-letnim Mkhitaryanem. Trener Cristian Chivu daje mu grać co najwyżej ogony, w najlepszym wypadku widzi w Zielińskim piłkarza do rotacji, który może sobie wybiec w pierwszym składzie na mecz Ligi Mistrzów ze Slavią Praga, ale już na taki Ajax to już co najwyżej z ławki.

Jeden mecz w tym sezonie w wyjściowej jedenastce.

W ubiegłym też już momentami niewielkie znaczenie dla zespołu, pozycja mniej więcej taka, jak Kiwiora w Arsenalu. A pod koniec ligowej kampanii nawet gorsza.

Mówimy o najprawdopodobniej najważniejszym naszym piłkarzu, kiedy przychodzi do kreowania czegokolwiek na połowie rywala i on akurat, bodaj druga po Lewandowskim osoba w tym zespole, nie gra w klubie i niewiele wskazuje na to, że będzie grał.

Minuty spędzone przez Piotra Zielińskiego na boisku w tym sezonie:

  • w klubie: 121 (5/8 meczów)
  • w kadrze: 161 (2/2 mecze)

Problemy tej samej natury może mieć wkrótce Sebastian Szymański, który dwa sezony temu wprost szalał w tureckiej Super Lig – strzelał i asystował jak najęty, w Stambule nosili go na rękach. Rok później ekscytował już mniej, ale grał równie dużo, głównie w pierwszym składzie. Teraz załapał się na wszystkich osiem ligowych spotkań Fenerbahce, lecz tylko cztery z nich rozpoczął jako zawodnik wyjściowej jedenastki. Grał w eliminacjach do Ligi Mistrzów, nawet od deski do deski, ale jest w grupie zawodników podlegających rotacji.

No i nie ma już w zespole takiego statusu jak wcześniej, bo też nie daje tylu ofensywnych konkretów.

Albo – wierzymy w to gorąco – nie dawał. Bo coraz częściej był w Turcji krytykowany, ale pod koniec września strzelił dwa gole, dając nadzieję na odbudowę bramkowych statystyk. Od razu też milej potraktowały go lokalne media, kibice i w ogóle wszyscy nad Bosforem. Taki mały symbol powrotu na dobre tory.

Świat stanął na głowie. Obrońcy mają więcej spokoju

Jeśli do tego wszystkiego dorzucimy nasze permanentne problemy z obsadą „szóstki”, aktualnie może zażegnane niezłymi występami Bartosza Slisza, to środek pola nagle ma więcej znaków zapytania i problemów niż nasza linia defensywna. Wszystko zaczyna się układać tym, którym z różnych powodów układało się mniej i trudno się z tego powodu nie cieszyć.

Szkoda było już Jana Bednarka – ciągłe przegrywanie i kojarzenie najlepszego w tym momencie polskiego stopera z batami zbieranymi w Premier League czy licznymi zawiechami w meczach kadry nie pomagały w budowaniu go na następcę Kamila Glika. A Jakubowi Kiwiorowi nie pomagała rola pełniona w Arsenalu – bardzo mocnym klubie, ale i wymagającym od Polaka ogromnych pokładów cierpliwości. Fajnie widzieć ich na fali wznoszącej, rosnących, wygrywających, docenianych z każdym meczem w Portugalii coraz mocniej.

Teraz już tylko utrzymać ten stan i mocno trzymać kciuki za wszystkich tych, którym układa się nieco pod górkę.

A potem już tylko mit założycielski udanych eliminacji i na fali tego sukcesu równie udany mund… Nie no, na razie to my się na niego zakwalifikujmy.

CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI NA WESZŁO:

Fot. Newspix

33 komentarzy

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Reklama

Piłka nożna

Reklama
Reklama